Niewielkie angielskie miasto portowe w hrabstwie Norfolk u ujścia rzeki do zatoki nad Morzem Północnym. Rodzimą mowę słyszy się tu na co dzień, polski jest bowiem trzecim najczęściej używanym językiem zaraz po angielskim i litewskim. To właśnie tu po wyjeździe z Polski dom znalazła Edyta* wraz z mężem Piotrem i dwoma synami, Norbertem i Pawłem. Dla mieszkającego z nimi Kuby – ledwie czterolatka – to już czwarty dom; rodzina jest zastępcza.
– Moja siostra Marta siedzi teraz w Polsce a jej partner, Wiktor, dalej tu mieszka, niedaleko nas. Mają trójkę dzieci. Jeszcze jak żyli razem, jakieś trzy-cztery lata temu, pojawiły się problemy z alkoholem. Dzieci chodziły brudne, rodziną zaczęła się interesować opieka społeczna, przyjeżdżała policja – wyjaśnia Edyta w rozmowie z „Tygodniem Polskim”.
Sytuacja Marty i Wiktora była trudna. Alkohol robił swoje. Opieka wielokrotnie interweniowała, dawała rodzinie szansę na poprawę, wysłała nawet oboje rodziców na leczenie. Oni jednak twierdzili, że problem alkoholowy ich nie dotyczy.
– Któregoś dnia siostra z partnerem i dziećmi wracali z zakrapianej imprezy. Ulicą akurat przejeżdżała policja, patrol zatrzymał się, bo widać było, że oboje rodzice słaniają się na nogach. Marta chcąc pokazać, że kontroluje sytuację, wzięła najmłodsze dziecko na ręce, ale się z nim wywróciła. Policjanci nie odpuścili. Łatwo było im ustalić, że rodzina jest pod kontrolą opieki społecznej. I się zaczęło… – zawiesza głos Edyta.
Nastąpiło nieuniknione. Dzieci tymczasowo trafiły do angielskiej rodziny zastępczej. Niedługo po tym, opieka społeczna zwróciła się o pomoc w wychowaniu całej trójki do siostry Wiktora. Ona sama jako matka dwójki dzieci, nie była w stanie podjąć się tak odpowiedzialnego zadania. Niewiele kobiet, zwłaszcza bardzo młodych, może podołać wychowaniu piątki dzieci, na dodatek w „obcym” kraju. Dzieci Wiktora i Marty ponownie trafiły do angielskiej rodziny zastępczej.
Dwa lata temu do domu pani Edyty zadzwonił pracownik opieki społecznej i chciał zadać parę pytań m.in. dotyczących sposobu wychowania dzieci. W końcu przeszedł do sedna i zaproponował, by razem z mężem przyjęła pod swój dach dzieci siostry. Edyta tłumaczyła, że nie mają ku temu odpowiednich warunków. Podobnie jak siostra Wiktora mieli już dwójkę dzieci, nie czuli się więc na siłach, by zaopiekować się trójką rodzeństwa. Małżeństwu dano tydzień na podjęcie decyzji. Odmówili.
– Kuba miał wtedy półtora roku, mała sześć lat a starszy brat osiem – mówi Edyta. – Sytuacja dodatkowo była o tyle ciężka, że najstarszy chłopiec jest upośledzony, bo moja siostra piła alkohol w ciąży. Po tygodniu opieka zadzwoniła z nową propozycją, abym zaopiekowała się tylko najmłodszym dzieckiem a dwójka razem pójdzie do rodziny zastępczej, bo są ze sobą bardzo zżyci … – wyjaśnia rozmówczyni „Tygodnia”.
Pracownicy opieki społecznej postawili sprawę jednoznacznie: jeśli Edyta i Piotr się nie zgodzą, to Kuba zostanie oddany do adopcji. Decyzję podejmowali wspólnie, razem z synami. Młodszy, 12-letni wtedy Norbert, nie mógł zrozumieć jak matka może porzucić własne dzieci. Dla ich rodziny był to trudny czas.
– Zorganizowaliśmy z mężem ognisko dla chłopców – mówi Edyta. – Tak było łatwiej rozmawiać, wytłumaczyć. Przecież to nasza rodzina i jeśli się nim nie zaopiekujemy, to już nigdy go nie zobaczymy. Adopcja zamyka wszystkie drzwi i kontakt z dzieckiem jest już praktycznie niemożliwy. Chłopcy zrozumieli. Wzięliśmy do siebie Kubusia.
***
Machina ruszyła. W styczniu 2017 r. rozpoczął się proces umieszczenia Kuby w rodzinie zastępczej, w domu Edyty i Piotra. Wywiady środowiskowe, wizyty w szkole chłopców, rozmowy z rodziną w Polsce (Edyta ma też drugą siostrę) ciągnęły się miesiącami. Tymczasem Kuba oswajał się z nową rodziną na zorganizowanych spotkaniach. Pracownicy opieki odwiedzali ich dom dwa razy w tygodniu. Jeśli chodzi o warunki mieszkalne, nie mieli Edycie i Piotrowi nic do zarzucenia. W oparciu o zarobki przyznano im również dodatek socjalny na dziecko w wysokości 70 funtów, wypłacany co dwa tygodnie. Opłacono im również polskiego adwokata, aby można było przetłumaczyć wszelkie dokumenty ze względu na słabą znajomość angielskiego rodziców zastępczych.
– Musieliśmy przecież wiedzieć jakie mamy obowiązki względem dziecka – wyjaśnia Edyta. – Mieliśmy konferencję telefoniczną i pani adwokat tłumaczyła co mamy robić, jakie dokumenty dostarczać regularnie żeby nie stracić zasiłku, że jak zabieramy małego za granicę, to musimy to zgłosić. Bo wie pani, zasiłek ważna rzecz… Nasza stopa finansowa również musi się utrzymywać na tym samym poziomie. Jeśli czegoś zabraknie, to opieka pomoże. Tak mnie zapewniała pani adwokat – mówi Edyta.
Naszą rozmowę przerywa na chwilę słyszalny w telefonie głos dziecka.
– Kubusiu, idź do pokoju, mama rozmawia przez telefon, idź obejrzyj bajkę… – mówi do chłopczyka Edyta, po czym znów do słuchawki: – Proszę mi uwierzyć, ten cały proces kosztował mnie wiele stresu i nerwów, ja się postarzałam o dziesięć lat – głos kobiety łamie się…
W listopadzie 2017 r., po długich jedenastu miesiącach, chłopczyk wreszcie z nimi zamieszkał. Ludzie z opieki dali fotelik do karmienia i komodę, znajomi podarowali łóżeczko. Gdy Edyta wzięła dwumiesięczny urlop, by spędzić więcej czasu z Kubą, opieka wypłaciła rekompensatę za utratę wynagrodzenia. To był listopad i grudzień.
– Otrzymaliśmy jeszcze na święta od opieki paczkę żywnościową, wie pani, taką dla ubogich. W styczniu już się nie odzywali – mówi z goryczą Edyta. – Mam żal, że od ponad roku nikt z opieki społecznej nas nie odwiedza, nikt nie odpowiada na prośby czy chociażby nie sprawdza, co z małym, czy mu się nie dzieje jaka krzywda.
Po roku zmniejszono zasiłek na dziecko do 34 funtów wypłacany co dwa tygodnie. Podniesiono również koszty obiadów w przedszkolu. Edyta pracuje dla NHS. Nie zarabia dużo.
Wraz z mężem i dziećmi mieszkają w trzypokojowym domu. Norbert i Paweł mają osobne pokoje, a ona i mąż dzielą pokój z Kubą, który dziś ma już cztery lata. Edyta nie ukrywa, że jest im ciężko, zarobki Piotra nie przekraczają 1200 funtów, ona przy nadgodzinach wyciąga 900 funtów. A tylko za samo mieszkanie płacą 1300 funtów miesięcznie.
Najstarszy syn od niedawna pracuje i wspiera rodziców finansowo.
– Paweł jest policjantem, ale przecież nie mogę oczekiwać od syna, że będzie nam pomagał – mówi Edyta. – Chociaż czasem pomaga, bo nam nie starcza do końca miesiąca. Ale dla mnie to nie jest w porządku, żeby matka od dziecka pieniądze brała. Nie tak mnie wychowano.
Ojciec dzieci, Wiktor, nadal mieszka w trzypokojowym domu. Wprawdzie miał go stracić po tym jak zabrano dzieci, ale sprawa przeciąga się, system działa powoli. Ten dom przyznano Wiktorowi i Marcie, po tym jak spaliła się przyczepa kempingowa (caravan), w której razem z dzieciakami mieszkali.
Według Edyty, to Wiktor namówił Martę, by wróciła do Polski. Przekonywał, że dla ich związku tak będzie lepiej.
– On żyje jak pączek w maśle; wiem, że podnajmuje pokoje w domu; kupił sobie samochód Volkswagen rocznik 2017 – kobieta kręci głową. –Przyjechał kiedyś do Kubusia z torbą bananów i Kinder-niespodzianką. Powiedziałam mu wtedy, żeby zabierał te banany, że ja buty potrzebuję dla małego…
***
Edyta się nie poddaje. Poszukała kontaktu z panią adwokat, która wtedy tłumaczyła jej dokumenty, by teraz pomogła zaapelować do opieki społecznej o przywrócenie £70 zasiłku. Adwokatka twierdzi, że nie pamięta sprawy.
A zaprzyjaźniona pracownica opieki społecznej kwituje sprawę krótko: temat zamieciony pod dywan, bo dziecko trafiło do rodziny zastępczej i problem się rozwiązał. A swoją droga pracownica opieki dziwi się, że pozwolono umieścić chłopca w jednym pokoju z rodzicami zastępczymi.
Trudną sytuację Edyty potęgują problemy rodzinne w Polsce:
– U mojej drugiej siostry zdiagnozowano raka. Czeka ją operacja, lecimy do Polski się z nią zobaczyć, bo nie ma w kraju nikogo bliskiego. To znaczy mamy ojca, ale on się nami nie interesuje.
Edyta zatelefonowała do redakcji „Tygodnia”, bo chciała się wyżalić. Tak po ludzku.
*personalia wszystkich bohaterów tekstu zostały zmienione
Natalia Głaz