18 lipca 2019, 15:41
Felieton: Niewolnictwo w Midlandach

Nie lubię psuć apetytu przy śniadaniu weekendowym abonentom „Tygodnia Polskiego”. Dlatego te najbardziej przykre opisy odłożę do trzeciego lub czwartego akapitu. Ale niestety nie można ominąć bulwersującego tematu wieloletniej eksploatacji naszych rodaków przez polskie szajki co zostało uwidocznione we wszystkich mediach brytyjskich po skazaniu członków tej szajki na długie wyroki więzienia.

W sądzie koronnym w Birmingham sędzia Mary Stacey skazała pięciu mężczyzn i trzy kobiety, wielu z nich z tej samej rodziny, na wyroki sięgające od trzech do jedenastu lat za przemyt i handel ludzkim towarem, udział w zmuszaniu swoich ofiar do podejmowania pracy, za defraudację zasiłków społecznych i za pranie brudnych pieniędzy. Herszt bandy umknął policji, ale wciąż jest poszukiwany, a pozostali znaleźli się w sądzie po 5 latach wykorzystywania około 400 swoich ofiar, zarazem żyjąc ich kosztem w luksusowych warunkach. Jedna ze skazanych kobiet pracowała nawet w normalnym biurze zatrudnienia i zlecała kontrakty na prace organizatorom szajki aby wysyłać tam swoich „podopiecznych” pracowników do wykonania różnych prac za psie pieniądze. Prowadzący śledztwo komisarz Nick Dale podkreślał, że przestępcy „traktowali tych ludzi, swoich rodaków, jako towar wykorzystywany dla zaspokojenia własnej chciwości”.

Świadkowie z wielką odwagą wystąpili w sądzie przedstawiając opis eksploatacji i upokorzenia ofiar tej szajki. Na początku przestępcy wyszukiwali w Polsce osoby specjalnej troski które można było łatwiej wykorzystać, a więc byłych więźniów, alkoholików, bezdomnych. Ofiarowano im tani przejazd do Anglii i zapewnienie stałej pracy. Przy wjeździe do Anglii zabierano im dokumenty osobiste i karty kredytowe pod pozorem otworzenia im kont bankowych, po czym tych dokumentów już nie zwracano. Zmuszani zostali natomiast do ciężkiej pracy fizycznej, trwającej czasem przeszło 13 godzin dziennie, szczególnie na placach budowy, przy remontach domów, na farmach i na sortowniach śmieci. Zarobki za tą pracę i dochód ze sfałszowanych deklaracji o świadczeniach społecznych szły do kieszeni członków szajki. W ten sposób przestępcy wzbogacili się o 2 miliony funtów. Herszt bandy jeździł ostentacyjnie Bentleyem. Natomiast same ofiary otrzymywały wynagrodzenia najwyżej £50 za tydzień. W jednym wypadku ofiara po wyremontowaniu całego mieszkania dostała w nagrodę tylko zamrożoną kurę. Pełną wypłatę odbierano im na rzekomą potrzebę spłacenia kosztów przyjazdu i administracji finansowej. Jeden ze świadków zeznał w sądzie, że z dwojga złego wolałby dalej pozostać w polskim więzieniu niż dłużej znosić takie warunki.

Świadkowie opisywali jak mieszkali w starych ruderach po kilka osób w pokoju, na brudnych materacach bez pościeli. W jednym z budynków nie było w ogóle dostępu do łazienki, ubrania prali w pobliskim kanale, a potrzeby fizjologiczne załatwiali w reklamówki plastykowe, które później zostawiali ze śmieciami na ulicy. W innym budynku kibel stale wyciekał i dlatego owinięto go zwykłą kołdrą. W mieszkaniach grasowały szczury. Ofiary „stołowały” się przy licznych miejskich „food banks” („bankach żywności”) dla bezdomnych. Ofiary zmuszano do wyciągania pieniędzy dla gangu z bankomatów pod nadzorem ich naganiacza. Panował terror. Jednemu, który zbuntował się złamano rękę i wyrzucono z mieszkania na ulicę, bo był już nieużyteczny dla gangu. Nieposłusznym kobietom grożono sprzedażą do burdelu i odwetem na rodzinie w Polsce. Innych bito do nieprzytomności. Kiedy jeden z niewolników zmarł z przyczyn naturalnych, szajka zniszczyła wszelkie formy identyfikowania go przed przywołaniem pogotowia.

Wiemy, że ta grupa przestępcza działała przynajmniej od roku 2012, ale w roku 2015 dwie osoby zdobyły się na odwagę uciec z tego piekła i nawiązać kontakt przez polską parafię z charytatywną organizacją Hope for Justice w Manchesterze. Z kolei nawiązano wówczas kontakt z policją i prokuraturą, które przez trzy lata prowadziły śledztwo. Nawiązano kontakt z 92 osobami, które były ofiarami tej szajki, ale trzy razy tyle potencjalnych innych ofiar tej szajki nie zgłosiło się. Mogły na to wpływać różne powody: mogli się wstydzić, albo bali się zemsty ze strony oprawców lub ich znajomych, albo po prostu wyjechali. Ale i tak policja szczyciła się tym, że pokonała szajkę która była „największą dotychczas grupą przestępczą uprawiająca niewolnictwo”.

Czy to poczucie zadowolenia nie było zbyt przesadne? Według statystyk rządowych już w roku 2014 oceniono, że było od 10 tys. do 13 tys. osób w tym kraju pracujących w warunkach niewolnictwa. Według National Crime Agency ta cyfra wzrasta co roku. Ale policja teraz co raz bardziej uaktywnia się. W zeszłorocznym rządowym Raporcie o Nowoczesnym Niewolnictwie podano, że w lipcu 2018 policja prowadziła dochodzenia w 850 sprawach dotyczących potencjalnego niewolnictwa, w porównaniu z listopadem 2016 kiedy prowadziła tylko 188 takich spraw. W roku 2016, 51 osób oskarżono w sądach o przestępstwa związane z niewolnictwem, a w roku 2017 ta cyfra wzrosła do 130.

Jest to ciągle jednak kropla w morzu. W roku 2017 było 5143 zgłoszeń o niewolnictwie do dwóch kompetentnych organizacji które monitorują to zjawisko. Z tych 1448 dotyczyło obywateli unijnych a 3690 osób z innych państw. Najwięcej cudzoziemców wśród ofiar pochodziło z Albanii, a następnie z Wietnamu, Chin i Nigerii. Polacy byli na dziewiątym miejscu, ale to było przed wytoczeniem sprawy w Birmingham. Są to statystyki rządowe. Natomiast Global Slavery Index z roku 2016 oceniał że jest aż 136,000 niewolników w tym kraju.

Ważna jest rola agencji charytatywnych takich jak Hope for Justice, które zbierają i przekazują informacje o przykładach niewolnictwa i pomagają ofiarom w wydostaniu się z tych opałów. Pomagają im w odnalezieniu się w nowych bezpiecznych warunkach. Hope for Justice twierdzi że, za każdym razem kiedy mógł zapewnić ochronę i udzielić pomocy prawnej tym ofiarom udało się im też doprowadzić do złożenia należnego świadectwa zarówno policji jak i sądom.
Ważną rolę w zwalczania niewolnictwa w tym kraju odgrywa również East European Advice Centre przy POSK-u, która uzyskała poprzednio fundusze od burmistrza Londynu na roczny projekt w identyfikowaniu ofiar niewolnictwa i udzielaniu im porad i pomocy. Ubiega się teraz o przedłużenie tego projektu na jeszcze jeden rok.

Pracownica EERC tłumaczyła mi, że organizacje do pomocy tym ofiarom, jak Home Office, czy policja, czy lokalne samorządy, a nawet organizacje charytatywne jak Armia Zbawienia czy Barnardo’s, działają w ramach systemu National Referral Mechanism (NRM) założonego w roku 2009. Jeżeli przyjmą że dana osoba jest rzeczywiście ofiarą to według schematu NRM przydzielają opiekuna społecznego, znajdują im dach nad głową i płacą £65 tygodniowo na drobne wydatki. Ten opiekun załatwia mu pomoc medyczną, odnawia kluczowe dokumenty tożsamości i nawiązuje kontakt z urzędami opieki społecznej. EERC potwierdza że konsulat polski jest sprawny w załatwieniu nowych dowodów osobistych tym osobom. Adres nowego mieszkania jest tajny. Przydziela się go na minimum 45 dni, ale pobyt może być rozciągnięty na dłuższy okres w zależności od oceny stopnia poprzedniej eksploatacji i zdolności usamodzielnienia. Zachęca się te osoby aby składały pełne zeznania o swoich doświadczeniach policji ale według EERC Polacy w tej sytuacji nie kwapią się do składania zeznań bo boją się kontaktu z policją i służbami społecznymi. Do Polski też nie chcą wracać, częściowo ze wstydu a częściowo bo mają tam nie uregulowane sprawy i często z tych właśnie powodów ściągnięto ich na pierwszym miejscu do Anglii.

Uważam, że obowiązkiem każdego Polaka jest aby pomóc takim ofiarom jeżeli znajduje się z nimi styczności. Mogą to być kobiety pracujące przy manikiurze, albo jako opiekunowie w domach starców. Mogą to być mężczyźni pracujący na farmach, przy myjniach samochodów, remontujący mieszkania. Właściwie wszędzie gdzie płaci się gotówką. Można ich poznać, bo będą wyglądać zaniedbani, codziennie w tym samych brudnych ubraniach, będą unikać kontaktu z obcymi, nie będą znali języka angielskiego. Można przypadkowo zapytać ich ile im płacą za godzinę (na pewno poniżej narodowej minimalnej stawki) czy gdzie mieszkają. Można wtedy anonimowo zadzwonić na infolinię 0800 121 4226 albo poinformować policję czy urzędy opieki społecznej a oni już wtedy zajmą się potencjalną ofiarą. Niby to mały tylko krok, ale w skutkach jednak byłby wielki.

Wiktor Moszczyński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_