Kilkaset lat temu, pomiędzy XII i XIII wiekiem, włoskie miasto Bolonia wyglądało jak współczesny Manhattan. Średniowieczne „drapacze chmur” tworzyły zdumiewającą panoramę. Było ich około 180, niektóre nawet liczyły sobie ponad sto metrów! Te niezwykłe budynki pomału jednak zaczęły zanikać. Jeszcze w XX wieku bezmyślnie wyburzono kilkanaście tych pomników przeszłości. Ostało się ich zaledwie dwadzieścia: w tym dwie, które stanowią dziś ikonę wizerunku miasta: Asinelli i Garisend zbudowane około 1109 roku.
Ośla Wieża
Wieża Asinelli ma wysokość 97,20 m, Garisend o połowę mniej 47 m. Jednak to ta niższa robi większe wrażenie. Odchyla się bowiem od pionu aż o 4 stopnie, bardziej niż Krzywa Wieża w Pizie. W przeszłości skrócono ją o 12 m., aby nie runęła na zatłoczone centrum miasta. Dante, który w Bolonii studiował, opisał niezwykłe wrażenie jakie robi Garisend w „Boskiej Komedii” („Inferno”). Uchwycił on znakomicie przedziwny fenomen, który i my możemy spróbować zaobserwować. Gdy przyglądamy się chmurom płynącym na niebie od pochylonej strony wieży wydaje się, że to nie chmura, ale wieża się porusza i zaraz runie. Trzeba przyznać, że może zrobić się nam całkiem nieswojo i dziwnie. Obie wieże stoją przy rzymskim wjeździe do miasta, drodze Via Emilia. Z Asinelli związana jest legenda, która nieco wyjaśnia obecność tak wielu, i tak wysokich budynków w mieście. Otóż pewien ubogi murarz miał dwa osły. Pewnego dnia zwierzaki grzebiąc kopytami odkryły garniec złotych monet. Mądry murarz nie zdradził się z tym nikomu, schował skarb i dalej żył skromnie. Jego syn zaś szukając pracy zaglądał do pałaców w mieście. W jednym z nich ujrzał uroczą dziewczynę. Młodzi potrafili się dogadać pomimo różnic stanowych i majątkowych i oczywiście zakochali w sobie. Syn murarza zebrał się na odwagę i poprosił bogatego i utytułowanego ojca dziewczyny o jej rękę. Ten wyśmiał go i poradził, że jeśli naprawdę tak pragnie i kocha jego córkę niech wybuduje wieżę wyższą od tej, którą on ma przy swoim pałacu. Stary murarz widząc determinację swojego syna przekazał mu znaleziony skarb. Ten szybko zebrał ekipę budowlaną i przez dziewięć lat stawiał wieżę: najwyższą w mieście. Dziewczyna czekała wiernie na swojego wybranka a jej zdumiony ojciec nie cofnął słowa i młodzi pobrali się. Ta wieża to Asinelli-(Ośla) nazwana tak od osiołków, które odkryły skarb, dzięki któremu zwyciężyła miłość…W tej legendzie zawiera się istotna prawda o bolońskich wieżach: im wyższa, tym większy był prestiż właściciela. I choć z początku służyły one obronie i magazynowaniu dóbr, potem stały się symbolem potęgi i bogactwa rodów Bolonii.
Liber Paradisus
Nie zawsze jednak wieże pomagały w miłosnych perypetiach. Prawdziwa, znacznie smutniejsza historia rozegrała się w roku 1258. To wtedy, w sekrecie pobrała się para młodych kochanków: Virginia i Alberto. Należeli do zwalczających się rodów: Carbonesi i Galuzzi. Ojciec dziewczyny wraz z kompanami zamordował Alberto i większość jego rodziny. Virginia zaś powiesiła się z wieży Carbonessi by pokazać, że zawsze będzie należała do swego ukochanego i jego rodziny. Wieża Galuzzich stoi po dziś dzień, to potężny, mroczny budynek w sercu miasta. Typowa bolońska wieża zwykle wznosiła się na wysokość około 60 m. Budowano ją od trzech do dziesięciu lat. Głębokie na kilka metrów fundamenty wypełniano kamiennymi blokami: im wyżej, tym cieńsze były ściany. Otwory, które widzimy pomiędzy cegłami służyły do mocowania rusztowań. Wieże stawiali niewolnicy i poddani o statusie prawie niewolniczym, więc prócz materiałów na budowę i utrzymania pracujących właściciele płacili niewiele ponadto. I być może dlatego bolońscy bogacze mogli sobie na nie pozwolić. Od XIII wieku wież przestało przybywać. Prawdopodobnie miało to związek z niezwykłym wydarzeniem, którego znaczenie długo niestety nie wpłynęło na rozwój ludzkości. Bolonia w roku 1256 (!) zniosła bowiem niewolnictwo i poddaństwo. 25 sierpnia na Piazza Magiore zebrali się mieszkańcy wezwani biciem dzwonu miejskiego. Przedstawiciel Rady Miejskiej przeczytał proklamację, że wszyscy niewolnicy i poddani pańszczyżniani są wolni, a ze skarbu miasta ich właściciele otrzymają należną rekompensatę. Wydano 54.014 srebrnych lir na uwolnienie 5855 osób. Za każdego, bez względu na płeć, płacono 10 lir, za dzieci nieco mniej. Zdumiewające jest to, że stało się to w czasach, gdy niewolnictwo i poddaństwo było jedynie sprawą gospodarczą a o prawach człowieka nikt nie słyszał. Jeszcze bardziej istotne jest to, że decyzję powzięto po powszechnej naradzie, bez nacisku wojny, rewolucji i zamieszek. Niezwykły dokument „Liber Paradisus” do dziś znajduje się w archiwach miasta a wszyscy mieszkańcy Bolonii od tak dawnych czasów mogą się cieszyć wolnością. Niestety na przyjęcie i zrealizowanie tak postępowej proklamacji nie odważyły się przez następne wieki żadne inne kraje Europy i świata.
Okienko na „Wenecję”
Tak więc od tego czasu w Bolonii pomału zaprzestano budowania wież. Mimo tego dziś możemy się wspiąć się na tę najwyższą; Asinelli, po 498 wyślizganych, drewnianych schodkach, których budowę ukończono w…1684 roku. Bilety kupujemy w informacji turystycznej, znajdującej się około 10 minut spaceru od wieży. Wpuszczane są niewielkie grupki, więc nie ma tłoku i można podziwiać ze szczytu wspaniałe widoki na jedno z największych w Europie skupisko historycznych budynków. Jednak ani z tej wieży, ani z ulicy nie zobaczymy tego co przez wieki było niezwykle istotnym przyczynkiem do rozwoju miasta. Jedynie maleńkie okienko zwane Finestrella przy ulicy Piella odsłoni nam niezwykły widok. I trzeba uważać by go nie przegapić, bo zwykle jest zamknięte. Ujrzymy z niego kanał jak w Wenecji. Zbudowano ich w Bolonii całą sieć by napędzały młyny wodne produkujące jedwabne tkaniny, z których miasto słynęło w XVI i XVII wieku. Dziś są ukryte pod powierzchnią ulic i chodników. Tak samo jak i rzymskie korytarze wodne, z których do dziś miasto korzysta. Są one tak szerokie, że można pływać po nich łodziami i w ten sposób objechać całe, podziemne centrum. Kanały i wieże w większości nie tworzą już pejzażu tego pięknego, włoskiego miasta północy. Wieże zniknęły zupełnie lub wtopiły się w miejski krajobraz jako części budynków mieszkalnych i bram. Strumienie wodne i kanały schowały się pod ulicami. Jednak i bez nich w Bolonii jest mnóstwo wspaniałych, intrygujących miejsc… ale o nich w kolejnej opowieści z tego fascynującego miasta.
Tekst i zdjęcia Anna Sanders