Jaki jest przepis na szczęśliwy związek? Czy w dobie nieformalnych relacji partnerskich jest jeszcze przyszłość przed instytucją małżeństwa? O tym z Patrykiem Kleśtą, założycielem portalu Relations Hacker, rozmawia Piotr Gulbicki
Jak zostaje się ekspertem w tej tematyce?
– Z moją żoną Karoliną jesteśmy razem od ośmiu lat, w tym pięć jako małżeństwo. I mogę powiedzieć, że nasz związek jest naprawdę udany. Kochamy się, spędzamy ze sobą większość czasu, nasza miłość emanuje na otocznie. Ludzie, z którymi mieliśmy do czynienia, pytali jak to się robi, że bije od nas szczęście, a ponieważ takie sytuacje powtarzały się coraz częściej, postanowiliśmy zagłębić się w to zagadnienie i pomagać innym. Założyliśmy portal Relations Hacker, gdzie opowiadamy o tym co robić, żeby spełniać się w związku. Dajemy zadania i udzielamy porad, przede wszystkim koncentrując się na czynach, a nie słowach.
Od razu wiedzieliście, że jesteście przeznaczeni dla siebie?
– Każde z nas miało wcześniej własne doświadczenia. Karolina spotykała się z wieloma chłopakami, ale nie było to nic poważnego. Natomiast ja byłem w kilku relacjach – z pierwszą dziewczyną związałem się jako 13-latek, a potem praktycznie ciągle z kimś byłem, z reguły po parę miesięcy. Kiedy poznałem Karolinę miałem 21 lat, ona była o rok młodsza. Z poprzednią partnerką rozstałem się, bo zostałem zdradzony, co bardzo przeżyłem.
Wam się udało, ale na Wyspach Brytyjskich mieszka wielu samotnych Polaków.
– Ludzie wyjeżdżają za granicę głównie w celach zarobkowych, licząc na lepsze życie. W tej sytuacji związek i miłość, przynajmniej w początkowym okresie, kiedy priorytetem jest praca, schodzi na dalszy plan.
Jednak w obcym kraju trudniej jest poznać drugą połówkę.
– Uważam, że wprost przeciwnie. Emigranci mają bowiem cechy, które ich łączą. Jedni, jak wspomniałem, stawiają na względy ekonomiczne, z kolei inni są bardziej ciekawi świata, nowych wyzwań, przygód. Musimy się określić do której z tych grup jest nam bliżej, zastanowić się, gdzie możemy spotkać osoby o podobnym charakterze i chodzić do tego typu miejsc. Ja na przykład poznałem moją żonę podczas szkolenia z rozwoju osobistego. Uczestniczyłem w takich imprezach świadomie, chcąc trafić na kobietę, z którą będę nadawać na podobnych falach.
Sporo ludzi szuka miłości przez internet.
– To też jest sposób, ale musimy być bardzo ostrożni, bo zanim dojdzie do konfrontacji twarzą w twarz nie wiemy z kim tak naprawdę mamy do czynienia. Nasz wirtualny przekaz powinien być jasny i klarowny – szukając partnera na stałe wyraźnie komunikujmy, że nie interesuje nas przelotna relacja, tylko poważny związek albo małżeństwo.
Tyle że to ostatnie, szczególnie na zachodzie, przeżywa wyraźny kryzys. Nawet jeśli ludzie zakładają sobie obrączki, to często i tak szybko się rozwodzą.
– Dzieje się tak dlatego, że społeczeństwo akceptuje tego typu zachowania. Partnerów zmieniają nasi znajomi i sąsiedzi, codziennie jesteśmy bombardowani informacjami o celebrytach szczycących się kolejnymi romansami i miłosnymi podbojami. Kiedyś było to niedopuszczalne, rozwodników spotykał swoisty ostracyzm. Ja wierzę w związek na całe życie, bo skoro przysięgałem, że pozostanę z żoną do śmierci, to dotrzymam słowa. Oczywiście, mam świadomość, że chwilami będzie ciężko, ale jednocześnie wiem, iż obydwoje zrobimy wszystko, żeby być ze sobą razem do końca.
Związki partnerskie nie są dobrą alternatywą?
– Każdy powinien budować swoje życie zgodnie z własnym sumieniem, jednak według mnie nie jest to właściwa opcja. Oznacza bowiem drogę na skróty. Łatwiej jest wymienić partnera niż popracować nad sobą, albo pójść na kompromis, jeśli sytuacja tego wymaga. Trudne chwile są potrzebne, sprawiają, że człowiek rośnie i dojrzewa, a druga osoba jest lustrem, w którym wyraźnie widać nasze kompleksy i niedoskonałości. Dlatego zamiast wyrzucać je do kosza albo kupować nowe, bo nie podoba nam się to, co w nim dostrzegamy, spróbujmy zmienić siebie.
Trudne zadanie.
– Nikt nie mówi, że będzie łatwo, ale, co wiem z doświadczenia, nie taki diabeł straszny. Z udanym związkiem jest tak, jak z każdym zadaniem – żeby zbierać plony, trzeba sobie na to zapracować. Większość osób po kilku latach od zdobycia partnera żyje z nim bardziej z przyzwyczajenia niż z pasji i namiętności, a tego typu podejście to pierwszy gwóźdź do trumny. Najgorszą rzeczą jest spocząć na laurach. Zapraszanie na randki, rozmowy, mówienie miłych słów, dawanie prezentów, troska, zainteresowanie – to wszystko nie może być tylko wspomnieniem przeszłości, ale musi trwać tu i teraz. Relacja dotyczy dwojga ludzi, dlatego powodzenie zależy od obopólnego zaangażowania – jeśli jedna strona nie robi nic, a druga staje na głowie żeby zadowolić partnera, wówczas trudno o sukces.
Jednak po pewnym czasie bycia razem stagnacja wydaje się nieunikniona.
– Owszem i jest to całkowicie normalne. Stagnacja, znużenie, nawet zniechęcenie. Nie ma już elementu zaskoczenia, niepewności czy ekscytacji, partner staje się dla nas przewidywalny, a co za tym idzie nudny. Może to być początek końca, albo wręcz odwrotnie, inauguracja czegoś jeszcze piękniejszego. Prawdziwa miłość to stabilizacja, zaufanie, poznanie się na wylot. Każdy związek ewoluuje – nie sposób trwać w stanie permanentnego podniecenia i ekscytacji, gdyż nie pozwoliłoby to nam normalnie funkcjonować, dlatego motyle w brzuchu zamieniają się w miłe ciepło, które czujemy przytulając się do partnera.
Kiedy relacja przechodzi w etap stabilizacji nie możemy pozwolić płomieniowi zgasnąć. Coś, co wcześniej przychodziło naturalnie, teraz będzie wymagać pracy i podkładania drew do ognia. Musimy się starać, żeby partner nas ekscytował, a najprostszą drogą do tego jest zaakceptowanie jego wad i docenienie zalet. A przede wszystkim wytrwałość w dążeniu do celu.
Wytrwałość też ma swoje granice.
– Decydując się na małżeństwo musimy być świadomi, że stajemy przed poważnym wyzwaniem. Dlatego warto do końca walczyć o jego utrzymanie, no chyba, że żar rzeczywiście wygasł i nie mamy złudzeń, iż jest to definitywny koniec. Z drugiej strony dużo osób, szczególnie kobiet, jest wykorzystywanych i decyduje się na pozostawanie w toksycznym związku przez długi czas ze względu na przekonanie, iż nie zasługują na nic lepszego bądź nie znajdą sobie nikogo innego. Takie relacje są chore.
Seks, a raczej satysfakcja z niego, ma duży wpływ na udane pożycie?
– Ogromny. Niestety, wiele par w ogóle ze sobą nie sypia bądź robi to sporadycznie. Z czasem intymnych doznań jest mniej niż na początku, szczególnie jeśli pojawiają się dzieci, ale muszą one być, gdyż budują bliskość, która ma zasadnicze znaczenie dla zachowania harmonii i równowagi fizyczno-psychicznej.
Seksualność, podobnie jak każdy inny element współżycia dwojga osób, wymaga uwagi i dbałości. Świadomie musimy ją rozwijać, szukać nowości, troszczyć się o to, żeby było ciekawie. Ale seks nie jest antidotum na wszystko, równie ważna jest rozmowa, przytulanie się czy pocałunki.
Na powodzenie związku ma wpływ wiek partnerów?
– Na pewno, jednak przede wszystkim liczy się ich podejście do życia. Znam 30-latków, którzy czują się staro i zachowują tak, jakby byli u kresu swoich dni, ale spotkałem też ludzi, którzy po siedemdziesiątce zdecydowali się sprzedać swój dom, żeby podróżować po świecie. Kluczem jest dobór partnera, podobnie jak my odbierającego otaczającą rzeczywistość. Nie ma nic złego w tym, że ktoś kocha swoją pracę i poświęca jej 14 godzin na dobę, natomiast problem pojawia się w momencie, kiedy druga osoba tego nie akceptuje, co zaczyna prowadzić do nieporozumień i konfliktów.
Media często informują o relacjach, gdzie różnica wieku jest bardzo znaczna i to w obie strony. Chociażby przypadek prezydenta Francji Emmanuela Macrona. To znak czasów, moda, kierunek na przyszłość?
– Dzięki rozwojowi medycyny żyjemy coraz dłużej, a to generuje określone konsekwencje, również w związkach damsko-męskich. Prezydent Macron ma 41 lat, jego żona 66. Czy to dużo? Na pewno, dawniej byłoby to raczej nieakceptowalne. Ale jeśli ludzie są ze sobą szczęśliwi i nie wyrządzają innym krzywdy to czego chcieć więcej? Nie ma jednego uniwersalnego przepisu na sukces, każdy musi wypracować go sam.
A jednocześnie rośnie liczba ludzi wybierających życie jako single.
– Bo tak jest łatwiej. Nie trzeba pracować nad swoimi nawykami, ani dostosowywać się do potrzeb i oczekiwań innych. Nawet jeśli decydujemy się na przelotny romans, mamy czas dla siebie i jasno wyznaczone granice, dzięki którym druga osoba nie wkracza zbyt głęboko w nasze życie.
Bycie singlem jest prostsze jeśli przebywa się w podobnym środowisku. Jednak z czasem zaczynają pojawiać się pary, później dzieci i coraz trudniej jest spotykać się ze znajomymi, bo ci mają już inne priorytety. Wówczas pozostają dwie drogi – albo też zaczniemy szukać partnera, albo nowego towarzystwa, w którym będą single, mogący poświęcić nam swój czas. Kolejną opcją jest rozgoryczenie i samotność do końca życia, bądź zaakceptowanie istniejącego status quo…
Na zdjęciu: Patryk Kleśta z żoną Karoliną