W wielkim spisie dóbr przeprowadzonym przez normandzkiego króla po zdobyciu Anglii w roku 1086 (Domesday Book) znalazła się zdumiewająca ilość młynów bo aż 5642! Były to wyłącznie młyny wodne gdyż wiatraki dotarły do Europy dopiero po roku 1191. Ten wynalazek zapewne przywieźli ze sobą powracający z wypraw krzyżowych do Azji Środkowej rycerze, tam bowiem brakowało wartkiej wody do poruszania mechanizmów tego typu. Wiatr, także i w Anglii, okazał się lepszym napędem na terenach gdzie niewiele jest rzek i strumieni.
Walka o wiatrak
Jeszcze w dziewiętnastym wieku można było rozpoznać specjalistę od naprawy i wyrobu młyńskich kół po… niebieskich bliznach na twarzy. Powstawały one podczas żmudnej pracy wykuwania specjalnych rowków metalowym dłutem. Odpryski żelaza i kamienia często wkłuwały się głęboko w skórę tworząc niezatarte ślady tego żmudnego zatrudnienia. Na młyńskich kołach wykuwano wzory o wdzięcznych nazwach takich jak „harfa”, które z kolei dzieliły się na: „pole”, „motyl” i „podróżnik”. Tak „wygrawerowane” olbrzymie koła, zwykle o wadze około tony każde, trzeba było bardzo starannie umieścić na słupie, który je obracał. Wymagało to niezwykłej precyzji, musiały się one bowiem znaleźć w wystarczająco bliskiej odległości by zemleć ziarno na mąkę i jednocześnie takiej, aby absolutnie się nie dotykały. To bowiem powodowało zniszczenie cennego kamienia oraz tarcie, często powodujące pożary. Specjalista od młyńskich kół był jak lekarz, gotowy na wezwanie o każdej porze dnia i nocy, szczególnie po żniwach. Zimą też nie siedział spokojnie, bowiem był to czas napraw: ustawiania kół i uzupełniania wytartych rowków. Dziś jest to zawód, który wyginął prawie bezpowrotnie. Nie ma już też specjalistów od ustawiania skrzydeł młynów oraz ich sterowania za pomocą niewielkiego wiatraka połączonego od tyłu. Toteż sukces odrestaurowania gigantycznego wiatraka przez amatorów jest czymś zupełnie wyjątkowym. Dokonali tego mieszkańcy niewielkiej wsi w hrabstwie Buckinghamshire, 11 km od Aylesbury. Założyli oni Quainton Windmill Society w roku 1974 i od tego czasu nieprzerwanie pracują nad swoim wiatrakiem. Stoi on w centralnym punkcie wsi przy tradycyjnej zielonej łące: Village Green i widać go doskonale z pubu George and Dragon. Zapaleńcy z Quainton przez lata zdobywali wiedzę i pieniądze na ten projekt. Ta grupa, w większości złożona z emerytów, dokonała tego, że w roku 2013 English Heritage, organizacja zajmująca się spisem zabytków, umieściła ich wiatrak na swojej liście, co oznaczało jego prawną protekcję. I tak zamiast ruiny wieś uzyskała atrakcję, do której teraz ciągną turyści, a mieszkańcy są niesamowicie dumni z osiągniętego sukcesu i sławy! Wiatrak w Quainton jest wyjątkowo wysoki, ma 20 metrów, czyli około sześciu pięter, posiada też oryginalne wyposażenie i mechanizmy, które odrestaurowane w zasadzie mogą już zemleć ziarno. Jednak zapytani o to aktywiści stwierdzili, że na to trzeba będzie jeszcze poczekać… Wiatrak można obejrzeć od środka w niedziele od 10 do 12.30.
Poradnik „slow life”
Centrum Quainton zajmuje Village Green czyli zielona przestrzeń, która niegdyś pełniła rolę wspólnego pastwiska oraz była miejscem spotkań i wiejskich imprez. Na szczycie tego niedużego wzniesienia, porośniętego drzewami, stoi stary, granitowy piedestał, a na nim to, co zostało z kamiennego krzyża. Od 1066-1348 wieś należała do rodziny Malet: stąd stara nazwa: „Quainton Malet”. Przynajmniej jeden z właścicieli wybrał się na wyprawę krzyżową i z niej zdołał powrócić. W Jerozolimie związali się z zakonem „szpitalników” czyli rycerzami od szpitala Św. Jana. Tam ich zadaniem była ochrona pielgrzymów i Ziemi Świętej. W wieku XII zakon staje się bardzo popularny w Anglii. Do dziś funkcjonuje luźno z tą tradycją związany St John Ambulance. Piedestał oraz krzyż wznieśli właśnie szpitalnicy z rodziny Malet, a był on potrzebny ponieważ dzięki ich funduszom odbudowywano wtedy zniszczony kościół parafialny (1340). Tak więc na łące pod krzyżem przez kilka lat odbywały się nabożeństwa i wygłaszano kazania. Za tym starym reliktem stoi elegancki ceglany dwór. Nad jego drzwiami umieszczono herb rodziny oraz datę budowy: 1723. Zielony plac otaczają śliczne, ukwiecone wiejskie domki, wiele z nich krytych strzechą, szczególnie w bocznych uliczkach. W jednym z nich urodził się słynny mieszkaniec wsi: George Lipscomb (1773-1846). Na jego tomach „Historii i zabytków hrabstwa Buckingham” wychowały się pokolenia poszukiwaczy przygód w tym regionie. Co ciekawe te przewodniki w stylu „slow life” czyli spowolnionym, zaczęto wznawiać ponownie. Wygląda więc na to, że to hrabstwo niewiele się zmieniło od wczesnego XIX wieku. George Lipscomb nie tylko przewędrował i opisał Buckingham, ale także Dorset, Walię, Somerset i inne rejony. Prócz tego był lekarzem produkującym broszurki, których tytuł starczyłby za treść, jak na przykład ten: „Opis kąpieli w źródłach Matlock oraz próba wyjaśnienia tego gorąca i paraliżującej jakości tej wody wraz z połączeniem doświadczeń w Chatsworth i Kedleston a także wód mineralnych Quarndon i Kedleston”, wydanej w Birmingham 1802.
Kolejowa inicjatywa
Tuż przy kościele pod wezwaniem St Mary and Holy Cross stoi rząd ślicznych, ceglanych domków. To Almshouses czyli mieszkania dla ubogich sponsorowane przez Richarda Winwood. Jego grobowiec z figurą szlachetnego nieboszczyka w pełnym rynsztunku bojowym oraz żoną u boku, znajduje się w kościele wśród innych imponujących monumentów, w tym kilku mosiężnych wizerunków sprzed wieków. W testamencie z roku 1688 przeznaczył on 200 funtów na budowę i utrzymanie domów dla „czterech wdów i czterech wdowców dobrego charakteru”. Do tego dorzucił kilka akrów pól, z których czynsz miał utrzymywać owe osoby. Z tego funduszu otrzymywali kieszonkowe oraz co jakiś czas specjalne stroje, które świadczyły o szczodrości Richarda Winwood. Co ciekawe ta inicjatywa charytatywna przetrwała nieprzerwanie i trwa do dziś, aczkolwiek wdowy i wdowcy mogą sobie sami już wybierać i kupować ubranie oraz nie muszą być egzaminowani co do „dobrego charakteru”. W kościele parafialnym Quainton spoczywa też jeden z pierwszych tłumaczy Biblii na język angielski: Richard Brett, który był tutaj proboszczem w latach 1595 do swojej śmierci w 1637. Na tle sielankowej, wiejskiej architektury wyróżnia się budynek szkoły z małą wieżyczką gdzie wisi szkolny dzwonek, który wzywa uczniów na lekcje od 1910 roku. Nieco dalej jest Quainton Road Railway Station, którą zamknięto w 1963 roku. Niegdyś można było dojechać stąd do londyńskich stacji Marylebone i Baker Street. Mimo tego miejsce to nie wygląda na opuszczone. Tak jak i wiatrakiem zajęli się stacją wolontariusze, którzy uczynili z niej kolejną atrakcję turystyczną wioski. W letnie weekendy uruchamiane są nawet krótkie kursy pociągów parowych. Quainton, choć urocze, na pewno pozostałby zagubioną w polach Buckinghamshire wioską, gdyby nie zapał i ciężka praca jej wolontariuszy. Dzięki nim powstały nie tylko dwie atrakcje turystyczne napędzające lokalne biznesy (sklep i puby), ale też mieszkańcy zjednoczeni we wspólnych celach czują się i szczęśliwsi i bardziej dumni ze swojej „małej ojczyzny Quainton”.
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders