Środowisko polskie w Brighton zna dobrze panią Janinę Juśko. W tym mieście mieszka ledwo 30 lat, ale jej aktywnością obdarzyć można niejednego rodaka, który spędził tam całe życie. Zaczęło się od Fili Osińskiej, która pracowała w polskiej drukarni Caldra House w pobliskim Hove i kiedyś zostawiła „Dziennik” do poczytania… Od tamtej pory pani Janina sięga po nasza gazetę regularnie, najpierw kupując w lokalnym sklepie, ale z czasem wybrała wygodniejszą prenumeratę i tego trzyma się do dziś! Należy do grona naszych żarliwych sympatyków propagując „Tydzień Polski” wśród rodaków mieszkających w okolicy Brighton-Hove, za co serdecznie dziękujemy.
Chętnie przyjmujemy do druku informacje obrazujące wszelkie aktywności polskiego życia społecznego w tamtych stronach. Jak podkreśla pani Janina, do pisania zachęciła ją przed laty Weronika Kustanowicz, która z zawodu była nauczycielką i uczyła w lokalnej szkole sobotniej, a poza tym udzielała się społecznie. Dzięki niej (i Marii Majtas, która też pracowała w „dziennikowej” drukarni) kwitło życie społeczne, prężnie działało „Koło Pań” czy Koło SPK 118. Mało kto dziś pamięta, że w Brighton był kiedyś Dom Marynarza, w którym prym wiodła przez lata Natalia Zółkiewska.
Pani Janina z rozrzewnieniem wspomina tamte czasy i tamtych ludzi. Właśnie odwiedziła nas w londyńskiej redakcji „Tygodnia”, bo nagromadziło się kilka spraw do przedyskutowania, więc korzystamy z okazji, by w rozmowie zaczynając od Brighton … przejść do Przemyśla!
– Przemyśl to jest moje miejsce na ziemi – mówi pani Janina. – Tamta Polska: Przemyśl, Lwów… Wcale nie Brighton. Ja tu siedzę w małym mieszkanku w bloku pośród Anglików, sama mieszkam, ale wcale nie czuję się samotna, wszyscy sąsiedzi mnie znają, mamy dobre relacje, kontakty, szanujemy się. Mamy polską parafię w Brighton. Nie brak mi niczego. Ale moje miejsce na ziemi to Polska – kiwa głowa pani Janina.
Janinę Juśko w Brighton kojarzą ludzie z opieką nad grobami. I wcale nie idzie o kilka dni przed listopadowymi Zaduszkami, kiedy chodzimy na cmentarze odwiedzać mogiły naszych bliskich – dla pani Janiny porządki na cmentarnych grobach to chleb powszedni. Ona troszczy się o godność zmarłych, o których zapomnieli ich bliscy. Te zaniedbane groby były dla niej, jak wstydliwa ujma dla człowieczeństwa. Wzięła więc sprawy w swoje ręce – dosłownie.
Jak podkreśla, nie jest w tych działaniach sama, szczególnie to „wielkie sprzątanie” przed Świętem Zmarłych nie mogłoby się obyć bez harcerzy ze szczepu „Wilanów” z Brighton i ich drużynowego Janusza Kołacharskiego i szczepowego Wojciecha Bernasińskiego. Swoją rolę w akcji porządkowania grobów ma też od lat grupa skupiona przy Marku Wierzbickim.
Dla wszystkich wzruszeniem jest czytanie napisów z nagrobnych tablic, np. „Matka ma zawsze dla swoich dzieci czułe serce”, „Najdroższy, wierny syn Lwowa, wierny syn Polski”, „Tu spoczywa twórca fortyfikacji na Westerplatte, pokój duszy jego, Bóg z Tobą”.
Jedni pomagają w porządkowaniu grobów z potrzeby serca, wyjechali z Polski i dziś nie zawsze mogą pojechać w rodzinne strony; inni zapalają symboliczne znicze, bo nie mają rodzinnych stron, odebrano im i domy i groby, zostały po drugiej stronie granicznego Bugu, na polskich Kresach, gdzieś na Wołyniu, Polesiu, w Tarnopolskiem, w Stanisławowskiem, w Wilnie czy we Lwowie.
Pani Janina dusza i ciałem z Przemyśla, serce jej bije w stronę Lwowa.
– To już czterdziesty drugi raz będzie jak Lwów zawita do Przemyśla – mówi Janina Juśko. – Chodzi o Ogólnopolski Festiwal Kapel Folkloru Miejskiego najstarszą w Polsce imprezę tego rodzaju. Ważna rzecz, bo nawiązuje do naszej dawnej, przedwojennej jeszcze tradycji muzykowania na ulicach miast. A Lwów na tym polu nie miał sobie równych! Pięknie się więc dzieje, że dziś to w moim rodzinnym Przemyślu kapele grają w tym festiwalu. Co roku jeżdżę, nie mogę sobie odmówić tej przyjemności, a ostatnio to nawet ze sceny jakiś młody człowiek czapkę zdjął, pokłonił się i przywitał: – Pani Janino, dobry wieczór… Byłam skrępowana, ale też przyznam, że zrobiło mi się przyjemnie, przecież tyle lat jestem związana z festiwalem, dołączam do fundatorów nagród książkami. I co najważniejsze – co roku mam z tego wszystkiego wielką satysfakcję, że ludzie, mieszkańcy Przemyśla i turyści też mają z festiwalu przyjemność – uśmiecha się pani Janina.
Warto przy okazji nadmienić, że mąż pani Janiny jeszcze przed wojną założył właśnie w Przemyślu orkiestrę. Tak o sobie mówili: orkiestra, choć czterech ich tylko było… A że grali u siebie w mieście, czasem tylko po okolicach jeździli z występami, to i swojsko im z tym było. Orkiestrowali, muzykowali że hej!
Z tym graniem u męża pani Janiny to by warto kiedyś dokładnie jedną historię zbadać i spisać. Bo Władysław Juśko był w Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej, a stacjonując w Szkocji muzykował z amerykańskimi żołnierzami, z jednym z nich, młodym aktorem dzielił pokój, zaprzyjaźnił się, nawet po wojnie na zaproszenie do USA pojechał na tydzień czy dwa. Ten aktor nazywał się John Wayne, pani Janina nie pamięta już dokładnie opowieści męża, a zdjęcia się nie zachowały w Brighton. Na pewno do jakiegoś słynnego aktora do Kalifornii Władzio pojechał, ale czy to John Wayne czy Robert Mitchum, to już trudno bez listów czy fotografii przesądzić. Pani Janino, prosimy przejrzeć dokładniej szuflady i w Brighton, i w Przemyślu!
A wracając do Przemyśla, to trzeba zaznaczyć, że dla Janiny Juśko, to nie tylko festiwal kapel miejskich i lata młodości swoje czy męża Władysława. Przemyśl to także dzieci specjalnej troski. Pod egidą Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną działa tam Ośrodek Rehabilitacyjno -Wychowawczy, którego podopiecznych pani Janina wspiera pomocą. Robi to od lat korzystając także z dobrego serca i szczodrości parafian z Brighton organizując zbiórki pieniędzy, odzieży czy zabawek.
– Proszę koniecznie dopisać wielkie podziękowania naszej parafii, a szczególnie pani Irenie Piotrowskiej, za pomoc – zaznacza pani Janina.
Dopisujemy więc te słowa, gratulując wszystkim polskim i niepolskim mieszkańcom Brighton, parafianom naszego kościoła, dziękując im za tę bezinteresowną pomoc, a pani Janinie życząc wielu kolejnych lat aktywności społecznej, wielu Wigilii z młodzieżą z przemyskiego ośrodka, i z żołnierzami 5 Batalionu Strzelców Podhalańskich. (red.)
O strzelcach podhalańskich, jeszcze nam przyjdzie opowiedzieć. Ale najpierw John Wayne!