Rysuję, odkąd potrafiłam utrzymać ołówek. Kiedy byłam dzieckiem, moim wielkim marzeniem było zostać ilustratorem i animatorem! Jedno się spełniło, nad drugim mozolnie pracuję mówi rysowniczka Aneta Neuman w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.
To, czym się zajmujesz na co dzień, nie ma nic wspólnego z branżą kreatywną.
Na co dzień pracuję w firmie inżynieryjnej i zajmuję się tzw. information management oraz digital transformation. Moja codzienna praca nie ma nic wspólnego z rysowaniem! Zupełnie dwie różne bajki. Chociaż muszę przyznać, że często używam wizualizacji w objaśnianiu procedur czy tworzeniu różnych prezentacji.
Kiedy zauważyłaś u siebie smykałkę do rysowania?
Rysuję właściwe, odkąd potrafiłam utrzymać ołówek! Nigdy nie zależało mi na lalkach, za to gromadziłam kredki! Mój starszy brat też dużo, zresztą bardzo pięknie rysował. W szkole chodziłam na wszystkie kółka plastyczne! Później na warsztaty organizowane przez Zespół Szkol Plastycznych w Krakowie. Od tego momentu jestem samoukiem. Później zaczęła się era malowania graffiti, zainteresowanie bohaterami Marvel, czy sztuka rysowania Manga i filmy animowane Studia Ghibili. Także nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło (śmiech).
Skąd u ludzi potrzeba tworzenia? Rysowania lub choćby bazgrania na kartce? Jakie przynosi korzyści?
To ciekawe pytanie! Tak, jak najbardziej cieszy mnie proces tworzenia. Skąd taka potrzeba? Myślę, że każdy kto coś tworzy ma jakąś wewnętrzną chęć wyrażania siebie, dzielenia się swoim światem, wizją czy poglądami. Od kreski do gotowego produktu! Już nie wspomnę, jaką ogromną radość przynosi mi zadowolenie klienta. To trochę jakby posiadać taka małą super moc! Kolejna sprawa: rysowanie bardzo, ale to bardzo relaksuje. Niektórzy medytują, biegają, etc. Ja rysuję. Jest to dla mnie ciągła stymulacja, człowiek śledzi trendy, testuje materiały, szuka nowych rozwiązań, wpada na nowatorskie pomysły. Rozwija się i ewoluuje. Myślę, że to w bardzo fajny sposób przekłada się na codzienne życie, pozwala wykraczać poza ustalone szablony. Największą korzyścią jest chyba jednak poczucie samospełnienia
Czym jest dla Ciebie sztuka?
Sztuka to takie szerokie pojęcie. Przede wszystkim chyba sztuka to solidny warsztat – to sobie cenię u innych artystów najbardziej. Sztuka to też przekaz. To zabawa z różnorodnością pod każdym względem. Rysunkiem jesteśmy w stanie stworzyć nową rzeczywistość, nowe światy. Postaci, ruch, ekspresję. Sztuka to chyba najpełniejsza definicja indywidualizmu!
Skąd czerpiesz inspiracje do swoich prac?
Inspiruje się wieloma rzeczami. Nie ma tu jakiegoś konkretnego skryptu czy formuły. Dla przykładu – kilka tygodni temu zobaczyłam super fotografię na okładce magazynu “Stylist”. Była tam kobieta ubrana w fioletowy futro-podobny płaszcz, na bardzo nasyconym żółtym tle. No i koniec. Musiałam się zatrzymać, ten kontrast pomiędzy kolorami uderzył mnie tak bardzo, że już wymyśliłam przynajmniej trzy różne rysunki, które kontrastowały by się w podobny sposób. Wracając do inspiracji to bardzo lubię komiksy, klasyka gatunku to Calvin i Hobbes (Bill Waterson), Albert Uderzo i “Asterix i Obelix”. To niesamowite, ile dynamiki, humoru może się zmieścić w małych komiksowych ilustracjach. Obecnie dzięki YouTube’owi czy Instagramowi można śledzić wielu wspaniałych, wybitnych ilustratorów, jak Simone Grunewald czy Scottie Young.
Rok temu postawiłaś sobie takie wyzwanie: codziennie rysowałaś wspólnie ze swoim synem Alexem i na Facebooku dzieliłaś się owocami swojej pracy. Skąd ten pomysł?
Tak! Rok temu wpadliśmy z Alexem na fajny pomysł, żeby codziennie coś rysować i ćwiczyć rękę. Powody były dwa lub trzy – jeden wprowadzenie samodyscypliny i ćwiczenie warsztatu, jeśli chodzi moje prace. Drugi był taki, że Alex zaczął chodzić do szkoły i jego pismo było jeszcze bardzo mało stabilne (jakbym miała wywróżyć przyszły zawód to zdecydowanie lekarz). Trzeci powód, to spędzanie razem czasu i pobudzanie wyobraźni. Tak właśnie narodził się 365 doodle challenge. Wcześniej były jeszcze inne doodle w formie pamiętnika, niestety nasze życie nie było aż tak ekscytujące, żeby dokumentować każdy dzień (śmiech).
Domyślam się, że takie spędzanie czasu wspomaga rozwijanie więzi pomiędzy rodzicami a dzieckiem.
Dokładnie! Takie szybkie doodle to miał być wspólny kreatywny czas. W rzeczywistości było śmiechu i nerwów było co niemiara! Wymyśliliśmy zupełnie przypadkowe hasła na cały rok. Wytrwaliśmy razem kilka tygodni. Alex generalnie stwierdził, że on to jednak czasami ma ochotę narysować coś innego (czyli kolejnego wojownika ninja), czasami w ogóle nie miał ochoty rysować, jak był bardzo zmęczony. Nie ma co wymagać artystycznej dyscypliny od 6-latka. Ja sama jestem bardzo do tyłu, ale jak to mówią: wyzwanie to wyzwanie! I trzeba je zakończyć z honorem. Więc dalej bazgrzę, a efekty można obecnie oglądać na Instagramie.
Twój inny już bardziej profesjonalny projekt to Bambinos Art.
Bambinos Art zaczął się w momencie, kiedy pojawił się Alex. Po kilkuletniej przerwie zaczęłam rysować małego Alexa z jednym zębem i się zaczęło. Mąż strasznie uporczywie namawiał mnie żebym rysowała jak najwięcej i może rozkręciła z tego jakiś mały biznes. Dodam, że mój mąż to potężny facet, przypominający Wikinga, więc stwierdziłam ze nie będę się kłócić! (śmiech) Teraz jestem w trakcie re-brandingu. Nowa stronona na Facebooku to AN ilustrator. Strona internetowa jest w rozbudowie, a sekcja Bambinos, oczywiście będzie tam miała swoje honorowe miejsce! Od niedawna prowadzę też kanał na YouTube. Sama chętnie obserwuje czyjeś twórcze filmiki.
W jaki sposób chcesz rozwijać to swoje hobby?
Moje hobby to już właściwie od kilku lat druga praca. Mam na koncie kilka kolaboracji, wydanych pięć książek. Moje ilustracje zdobią serię książeczek „Bertie The Balloon” Kim Robinson (dostępne w kilku małych księgarniach w zachodnim Londynie oraz w serwisie internetowym Amazon) oraz „Adoptusiowe bajki” Joanny i Erica Augustin, które można zamówić na Ridero.eu.
„Adoptusiowe bajki?”
Tak! Książka ta skierowana jest do wszystkich rodziców adopcyjnych, którzy zastanawiają się jak zacząć rozmawiać z dzieckiem o fakcie adopcji. Ta ksiażeczka może być wstępem do trudnej, lecz tak potrzebnej rozmowy, która czeka każdego adopcyjnego rodzica. Wlaśnie dostalam zlecenie na kolejną adoptusiową książkę. Fajnie jest tak przyczynić się do połączenia rodziny!
Rysujesz też na zlecenie komiksowe karykatury – mogę używać tego słowa w odniesieniu do Twoich prac?
Tak, jak najbardziej! Te komiksowe portrety (ToonMe) to kolejny trend , który obiegł wirtualny świat. Kilka osób poprosiło o takie portrety, wiec pomyślałam, właściwie, dlaczego nie! Można taki portret zamówić przez Facebook lub Istagram. Wystarczy wysłać prywatną wiadomość.
Jakie masz plany na przyszłość?
Trzy kolejne książki (w tym jedna autorstwa męża) są w realizacji. Kiedy byłam dzieckiem, to moim wielkim marzeniem było zostać ilustratorem i animatorem! Jedno się spełniło, nad drugim mozolnie pracuję. Niestety moim największym wrogiem jest chroniczny brak czasu. Czasami Alex pochwali się w szkole mamą artystką, więc wtedy już w ogóle jestem w siódmym niebie!