Znaczna część indywidualnych prenumeratorów Tygodnia Polskiego przechodzi w tych tygodniach w „purdah”. Purdah było oryginalnie określeniem tego okresu, w którym muzułmanka w Indiach przebywa okres ciąży w dobrowolnej izolacji od mężczyzn. Brytyjczycy przywłaszczyli sobie wiele słów od swoich poddanych kolonii, a szczególnie z bogatego słownictwa półwyspu indyjskiego. Słowo purdah przekształcili na rodzaj dobrowolnej izolacji dla urzędników państwowych od podejmowania kontrowersyjnych decyzji politycznych w okresie przedwyborczym. Purdah jest to więc forma samoizolacji, niby dobrowolnej, lecz właściwie narzuconej przez powszechnie szanowane zwyczaje lub regulaminy.
Z tym że teraz najstarszym czytelnikom „Tygodnia” ten okres tzw. „dobrowolnej” samoizolacji grozi ze strony władz brytyjskich. Jest częścią rządowej strategii opanowania szalejącego koronawirusa – Covid-19. A strategia ta oparta jest na oryginalnej tezie – najpierw odwlekania, ale ostatecznie narażenia całego społeczeństwa na Wyspach na skutki tej choroby, tak aby większa część ludności uodporniła się na powroty tej choroby w przyszłą zimę. Inne państwa poddane są drakońskim ograniczeniom, aby pomniejszyć do największego stopnia możność przeniesienia wirusa od człowieka do człowieka, od miasta do miasta, od rejonu do rejonu, a wreszcie od jednego państwa do drugiego, w celu ochronienia na dziś jak najwięcej osób od złapania tej choroby. Nie uodporni to jednak społeczeństwa na przyszłość, a nawet nie zawsze jest skuteczne w walce z obecną fazą epidemii.
We Włoszech na przykład cały kraj objęty jest totalną restrykcją w poruszaniu się. Nie ma pracy, nie ma publicznych wystąpień, nie ma meczów. Wszyscy mają siedzieć w domu, a ktokolwiek chce poruszać się po kraju, musi mieć specjalną rządową przepustkę. Tysiące chorych leży w szpitalach, niemal 2000 zmarło, a kliniki nie posiadają wystarczającej ilość wentylatorów przeznaczonych teraz głównie dla osób poniżej 60 lat. We Francji wszystkie sklepy i przedsiębiorstwa niezwiązane z żywnością czy lekarstwami są zamknięte. Hiszpanie mają pozostać w swoich mieszkaniach, a mają prawo wyjść tylko do pracy albo do kupowania żywności. Restauracje mogą jedzenie dostarczać tylko do mieszkań, a patrole wojskowe dopilnowują, aby nikt nie mógł się poruszać bezprawnie po ulicach głównych miast. Niemcy, Polska, Czechy zamknęły swoje granice. Szkoły wszędzie pozamykano już na samym początku.
Przez wiele tygodni prezydent Trump bagatelizował wszelkie objawy Covid-19. Określał informacje o tej chorobie jako oszustwo („hoax”) wymyślone przez opozycyjną Partię Demokratów. W tym tygodniu dramatycznie zmienił zdanie. Wstrzymał wszelkie loty od Europy i apelował, aby ludzie nie wychodzili niepotrzebnie na spotkania. Indywidualne stany amerykańskie poszły dalej. 29 stanów pozamykało szkoły, a znaczna część zarządziła już zamknięcie restauracji i barów.
W Polsce zamknięto szkoły, teatry, bary, restauracje, centra handlowe, punkty graniczne i zakazano spotkania dla więcej niż 50 osób. Zapowiada się niebawem wprowadzenie stanu wyjątkowego, a w wyniku takiej decyzji odroczonoby termin wyborów prezydenckich.
A w Wielkiej Brytanii wszystko jest prawie na odwrót. Szkoły pozostają otwarte. Przedsiębiorstwa dalej działają. Wolno wszędzie podróżować. Rząd ostrzega, radzi, informuje, ale rzadko wprowadza zarządzenia. Co prawda wybory samorządowe odroczono. Ale wszelkie mecze piłki nożnej czy wyodwoływane są z inicjatywy organizacji sportowych, a nie rządu. Teatry same decydują, czy mają odwoływać przedstawienia, sami artyści decydują, czy zrezygnować z koncertów, same uniwersytety odwołują wykłady i zajęcia grupowe, indywidualne diecezje i meczety namawiają wiernych, aby modlili się w domu bez obowiązku uczestniczenia w modłach publicznych. Nawet nasz londyński POSK rozpatruje zamknięcie budynku.
Ta sytuacja na Wyspach nie wynika z niedbalstwa. Jest w tym metoda. Oparta jest na założeniu, że dla większości społeczeństwa choroba przypomina raczej lekką grypę, z tą różnicą, że nie posiadamy jeszcze bezpośredniego lekarstwa. Dotychczas doświadczenia z Chin i Korei wskazują, że kto raz przeżyje chorobę, nie popada w nią ponownie, a więc jest na nią uodporniony. Autorytety medyczne w tym kraju uważają, że wirus ten nie opadnie ostatecznie w lecie, bo wróci ponownie na jesieni. A w tej sytuacji społeczeństwo brytyjskie uzyskuje stadne uodpornienie na ten wirus i nie padnie już ofiarą nowej epidemii.
Dlatego rząd brytyjski przestaje kłaść nacisk na diagnostykę i nie bada już osób, które same stwierdziły, że mają temperaturę czy suchy kaszel i w związku z tym same się odizolowują. Osobom w tym stanie radzą przeczekać chorobę w domu przez 14 dni, a potem wrócić do pracy, chyba że choroba pogarsza się. Wówczas trzeba już będzie zawiadomić służbę zdrowia telefonicznie. Obliczają, że około 60% społeczeństwa złapie wirusa w tym roku, z czego 15% będzie wymagało leczenia w szpitalu (czyli niemal 8 milionów). Trzeba przyznać, że jest to metoda perfidna (w końcu to Albion!), ale potencjalnie efektywna.
Najwięcej w tej sytuacji ryzykują starsi mężczyźni, a najmniej dzieci. Według obliczeń statystycznych, w Chinach na chorobę umarło 8% zakażonych w wieku powyżej 80 lat. Wśród chorych 80+ latków niestety 14,8% zmarło. Natomiast tylko 0,5% osób zarażonych w wieku 50 albo poniżej uległo śmierci. Wśród zakażonych dzieci były tylko nieliczne wypadki śmierci, a to głównie dzieci już chore na płuca czy osłabione przez inne choroby. Poza tym tylko 1,7% kobiet umarło w wyniku Covid-19, ale aż 2,8% mężczyzn.
Z tych powodów Brytyjczycy nie widzieli powodu zamykana szkół. Normalnie zdrowym dzieciom nic nie groziło, zaś zamknięcie szkół i żłobków zmusiłoby dużą ilość rodziców pracujących w czułych punktach gospodarki czy w służbie zdrowia do porzucenia pracy i zajęcia się dziećmi.
I dlatego rząd brytyjski chce uchronić najstarsze osoby od skutku własnej strategii antywirusowej, izolując je od zagrożenia chorobą. Ostatnio rząd zapowiedział, że od przyszłego tygodnia osoby powyżej 70 lat powinny dla własnego bezpieczeństwa odizolować się dobrowolnie. Mają wszystkim wysłać list. Natomiast odpowiedzialnością za opiekę nad nimi obarczył całe społeczeństwo. Poza szpitalami i domami opieki nie skonstruowano jednak urzędowej struktury pomocy domostwom samoizolującym się.
A więc kochane „zmarszczyki” (“wrinklies” po angielsku), przygotowujmy się na nasz „purdah”. Nadchodzi nasza hibernacja wiosenna. Gromadźmy książki, komputery, telefony, karty do brydża, gry komputerowe, zapasy jedzenia i picia, lekarstwa. Kto ma w pobliżu dorosłe dzieci czy wnuki, będzie miał dobrze. Innym na pewno przyjdą z pomocą organizacje charytatywne, kościelne, nawet partie polityczne. Chodzi o to, aby przynosić świeże jedzenie czy gazety do drzwi, pytać o zdrowie czy zamienić po prostu sąsiedzkie słowa pociechy.
Natomiast samoizolujący się będą mogli prowadzić pełne życie towarzyskie przez internet czy telefon, organizować potajemne turnieje brydża i spotkania towarzyskie. Nie będą musieli przejmować się za bardzo tym, co się dzieje na zewnątrz, gdzie buszuje zaraza, szpitale są przepełnione, gospodarka światowa jest w kryzysie, a wszelkie objawy życia społecznego czy towarzyskiego czy wakacji za granicą sparaliżowane. Jeszcze wisi nad wszystkim ten nieszczęsny Brexit.
A my „boomersi” jesteśmy od tego uwolnieni. Jest to nawet okazja i temat do twórczej pracy literackiej. W końcu „Dekameron” Boccacia, „Ojciec Zadżumionych” Słowackiego”, „Alpuhara” Mickiewicza, „Dżuma” Camusa, „Nosorożec” Ionesca powstały na skutek przeżycia lub opowiadań o podobnych epidemiach.
„Wesołe jest życie staruszka”, powiedzą sobie odizolowani emeryci, oglądając telewizję, grając na smartfonach czy czytając regularnie „Tydzień Polski”. O ile załatwili dla siebie z góry prenumeratę, oczywiście.
*/ W poemacie „Konrad Wallenrod” Adama Mickiewicza tytułowy bohater śpiewa balladę „Alpuhara”(stąd tytułowy cytat), opowiadającą o wodzu Maurów – Almanzorze, który pozyskał ufność hiszpańskich rycerzy, a potem zemścił się, zarażając ich dżumą.
CYTAT
„Wesołe jest życie staruszka”, powiedzą sobie odizolowani emeryci oglądając telewizję, grając na smartfonach i czytając regularnie „Tydzień Polski”. O ile załatwili dla siebie z góry prenumeratę, oczywiście.
Wiktor Moszczyński