Szpat islandzki podobno ma potężną moc leczenia zszarganych nerwów, zmniejsza napięcie i podwaja moc magicznych zaklęć. Wikingowie nazywali go „kamieniem słońca” i zabierali go ze sobą na morskie wyprawy, by znaleźć właściwą drogę. Było to całkiem prawdopodobne, ponieważ w jego czystych kryształach można zaobserwować wyjątkowe zjawisko podwójnego załamania światła. Dzięki temu mogli odnaleźć położenie słońca nawet przy pochmurnej pogodzie. Wierzyli także, że szpat potrafi oczyścić statek ze złej energii. Jak sama nazwa wskazuje ten nadzwyczajny w swej krystalicznej postaci minerał można znaleźć w Islandii, ale nie tylko…Wyczerpane już nieco złoża szpatu znajdują sie także przy drodze wojewódzkiej numer 792 na trasie Żarki- Kroczyce, w Jurze Krakowsko- Częstochowskiej. Niestety jest to miejsce cieszące się złą sławą i oznakowane jako wyjątkowo niebezpieczne.
Skały Dudnika
Wielka Studnia Szpatowców
Piękne, wapienne skały góry Zborów widać z daleka, wznoszą się obok drogi, ale to nie tam znajdziemy nasz magiczny kamień. Po drugiej stronie szosy znajduje się mniej znane pasmo zwane skałami Dudnika. Wśród nich są takie ciekawe formacje jak Biblioteka, Apteka, Komin Prawej Nogi Baby czy też Pochylnia Lewej Nogi Baby. Wszystko to jest porośnięte i ukryte wśród leśnej gęstwiny. Można sobie te skałki obejść i sprawdzić jak trafne są te nazwy. Nieco dalej przy leśnej ścieżce, która jest też trasą rowerową i narciarstwa biegowego, położony jest teren z mniejszymi skałkami, u którego podnóży trzeba bardziej uważać. Tam bowiem znajdują się liczne tajemnicze i niebezpieczne otwory, które kuszą ciekawych. Wielka Studnia Szpatowców z zewnątrz wygląda niepozornie, ale to w niej zakończył żywot niejeden śmiałek. W ostatnich latach śmierć poniosło tam aż pięcioro młodych ludzi, zanim miejsce to ogrodzono i oznakowano. Wejście wydaje się łatwe i łagodne: szeroki zapraszający wręcz skalny korytarz, o pochyleniu około 45 stopni, w którym niezwykle łatwo się poślizgnąć i zjechać prosto w pionową studnię o głębokości 19 metrów! Z tego upadku ocalał tylko pewien grzybiarz. Wyciągnięto go dopiero po dwóch dniach, kiedy ktoś zainteresował się jego koszykiem pozostawionym u wlotu Wielkiej Studni. W czasie okupacji wlot odkryli Niemcy i zaczęli eksploatować szpat. W latach 1946- 1951 przybyli wędrowni szpatowcy, którzy wybudowali kamienną szopę i wapiennik czyli piec do wypalania wapna.
Romboedry kalcytu
Tak naprawdę, czyli naukowo, szpat to minerał zwany kalcytem. Jest to najczęstszy kamień skałotwórczy i to dzięki niemu powstają takie jaskiniowe formacje jak stalaktyty, stalagmity czy też piękne, lśniące polewy naciekowe. Szpaciarze niestety dokumentnie poniszczyli owe jaskiniowe ozdoby. Występuje on w kolorach białym, kremowym, mlecznym, miodowym i żółtym. Jest to materiał, który chętnie znajdował nabywców wśród budowniczych do produkcji wapna i cementu, szklarzy, rolników (potrzebny w nawozach) a także w cukrownictwie. Kalcyt z Wielkiej Studni był jednak bardziej cenny. Tutaj znajdowano kryształy czyli szpat islandzki. To jego najbardziej czysta odmiana, wykształcona do postaci romboedrów czyli takiej, gdzie każda ściana jest rombem. To jest właśnie magiczny kamień Wikingów. Te czyste kryształy były niezwykle cenne, ponieważ dzięki podwójnemu załamaniu światła robiono z nich pryzmaty używane w mikroskopach. Wiadomo też, że takie kryształy używano też do wróżb i czarów ponieważ pozwalały na odkrywanie ukrytych znaczeń i podwajały moc rzucanych uroków. Obok ogrodzonej Wielkiej Studni, znajduje się niezabezpieczony otwór Małej Studni Szpatowców, która również ma głęboki i niebezpieczny komin. Dziś obie te jaskinie powracają do dawnej formy, sprzed eksploatacji. Wytworzył się już swoisty klimat o stałej temperaturze 7C, wyrosło 25 specyficznych gatunków mchu i 2 paproci, a na zimę zlatują się tam nietoperze by hibernować.
Samobitnie i dzierżony
Lepiej jednak nie zagłębiać się w te podziemne atrakcje. Zamiast tego, warto obejrzeć bardzo ciekawą ekspozycję bliżej drogi i parkingu. To pasieka prezentująca bartnictwo. Bartnicy byli mistrzami leśnego pszczelarstwa. W najgrubszych drzewach dawnych puszczy, które miały od stu do trzystu lat, drążyli dziuple i zwabiali do nich pszczoły. Był to zawód o wiele bardziej niebezpieczny niż dzisiaj. Przy każdej takiej dziupli wisiał przyrząd zwany samobitnią czyli coś w rodzaju kija bejsbolowego ponadziewanego ostrymi sękami. Tym, dzielni bartnicy, bronili przed niedźwiedziami swoich pszczelich dziupli. Ochronie tego leśnego ula czyli barci służył także odenek czyli deska- pomost pod otworem dla pszczół, który im też ułatwiał pracę. Bartnicy mieli swój cech a zawód był dziedziczny. Mieli także swoje ciekawe tradycje a nawet sądownictwo. W Polsce bartnictwo rozwinęło się na skalę międzynarodową w wiekach XVI i XVII. Miód był jednym z naszych głównych towarów eksportowych. Każda jego forma miała swoją nazwę. Miód płynny, świeży nazywał się potoka, zestalony: krupiec, a kapaniec to miód z kapiących plastrów. Każda leśna barć miała swój znak na pniu drzewa zwany klejmo. Wraz z wojnami i wycinką starych puszcz niestety zanikały leśne barcie i zaczęły powstawać pszczele domki, które znamy jako ule. Ojcem współczesnego pszczelarstwa był śląski ksiądz proboszcz z Karłowic, Jan Dzierżoń (1811- 1906). Urodził się w biednej, chłopskiej rodzinie w Łowkowicach. To on odkrył partogenezę czyli dzieworództwo pszczół. Swoim udowodnionym twierdzeniem o tym, że trutnie rozwijają się z niezapłodnionych jaj, wywołał burzę w kościele katolickim. Za krytykę dogmatu o nieomylności papieża ( „tylko Bóg jest nieomylny”) został nawet ekskomunikowany! Jan Dzierżoń skonstruował używany na całym świecie do dziś model ula z wyjmowanymi ramkami na plastry. Na jego cześć pszczelarze nazywają je „dzierżonami”. Napisał też popularny do tej pory, sensowny podręcznik pod tytułem: ” Teorya i praktyka nowego pszczół lubownika”, przetłumaczono go na angielski i inne języki świata. Dzięki niemu powstało zupełnie nowe pszczelarstwo, które zapewnia nam ten wspaniały i zdrowy złocisty nektar. W lesie nieopodal Studni Szpatowców stoją nie tylko ule i barcie, ale też i hotel dla owadów. Pomyślano bowiem o dzikich pszczołach samotnicach czyli murarkach ogrodowych. To niezwykle pożyteczny owad, który choć żądło posiada w ogóle go nie używa. Tak więc dzieci i alergicy mogą je bezpiecznie obserwować. Trasa wokół skał Dudnika i Wielkiej Studni to niezwykle ciekawe i ciche poza sezonem miejsce. Warto wiedzieć, że magiczny kamień Wikingów można znaleźć przy polskiej drodze, a także to, że dzięki śląskiemu księdzu powstało nowe pszczelarstwo. Miód, zdobywany dzięki odkryciom i wynalazkom Jana Dzierżonia, na pewno pomoże nam zachować zdrowie i dobry nastrój. A szpat islandzki niech pozostanie w jaskini, bowiem do naprawy zszarganych nerwów wystarczy tylko wyłączyć internet i poczytać książkę- taką, która przeniesie nas w spokojniejsze czasy i miejsca…
Barcie na drzewach
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders