28 kwietnia 2020, 16:00
Aneta Muckus: Zamieniłam Lądek na Londyn
Pracuje z modelkami i modelami, a także osobami prywatnymi. O zawodzie stylistki, pamiętnych sesjach oraz zawodowych inspiracjach Aneta Muckus opowiada w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

Fot. Robert Polewski

 

Zadanie stylistki polega na ulepszaniu wyglądu.

– Powiedziałabym, że nawet szerzej – na stworzeniu wizerunku danej osoby. Trzeba go najpierw wymyślić, czasami zupełnie od nowa, a następnie wprowadzić w życie, co nie jest takie proste. Ma na to wpływ kilka czynników – predyspozycje fizyczne, charakter, temperament, rodzaj wykonywanej pracy, hobby… Dobór fryzury, makijażu, strojów czy dodatków jest wypadkową tych wszystkich elementów. Na każdym z etapów trzeba sprawdzać jak w proponowanych rozwiązaniach czuje się klientka, bo ona jest tu najważniejsza.

 

Jaki powinien być wizerunek na przykład szczupłej, niskiej brunetki?

– Nie ma reguł, każdy przypadek to inna historia, a głównym wyznacznikiem jest to, żeby osoba wyglądała dobrze. Oczywiście, bierzemy pod uwagę panującą modę, ale nie jest to najważniejsze, tym bardziej, że ta często się zmienia.

Ja zanim przystąpię do działania zaczynam od wspólnej kawy. W czasie rozmowy staram się dowiedzieć co osoba lubi, gdzie i jak pracuje, czego oczekuje po swoim wyglądzie. Patrzę też w jaki sposób się porusza, gdyż jest to ważny wyznacznik naszej osobowości. Obecnie okazji do pokazywania się w sukniach i na wysokich szpilkach jest coraz mniej, stąd i umiejętność noszenia wytwornych kreacji pozostawia wiele do życzenia. Jeżeli więc kobieta chce takowych używać, to musi odpowiednio chodzić, żeby strój niósł ją, a nie odwrotnie. To podstawy, jakich każda z nas musi nauczyć się sama, obserwując ludzi dla których jest to chleb powszedni, albo zasięgając porad w tym zakresie, na przykład u choreografów.

 

Sama decydujesz w jakim kierunku ma pójść stylizacja?

– Zazwyczaj, oczywiście po konsultacji z klientką. Czasami sprawa jest prosta – pani widzi, że w tym co proponuję wygląda lepiej i nie dyskutuje, zdając się na moją wiedzę oraz doświadczenie. Gorzej jeśli ktoś wierzy, że we własnej wizji wyglądu będzie prezentować się dobrze, a tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Bywa, iż trudno przekonać takie osoby, co może dotyczyć różnych kwestii – noszenia miniówek, obcisłych ubrań, mocnego makijażu – gdyż nie każdemu to pasuje. W takich sytuacjach warto zacząć od pracy nad własną percepcją i zaakceptowaniem siebie. Generalnie jednak ludzie zgłaszający się do stylisty robią to świadomie, mają do niego zaufanie, więc praca idzie szybko.

 

Co jest największym wyzwaniem?

– Projekty metamorfoz, podczas których kompletnie zmieniam czyjś wizerunek, a czasami nawet całe życie. Tak się zdarza, kiedy kobieta jest pochłonięta innymi rzeczami – dba o dom, dzieci, pracę – a na boczny tor schodzi jej wygląd. Jest wtedy jak czyste płótno, które mogę wypełnić nowym obrazem, a obudzenie jej ukrytej kobiecości i patrzenie jak rozkwita daje niesamowitą satysfakcję oraz energię do działania. Trudno w jeden dzień zmienić czyjeś postrzeganie siebie, dlatego zazwyczaj jest to dłuższy proces trwający kilka tygodni, a zdarza się, że nawet miesięcy. Wszystko zależy od tego, jak szybko odnajdziemy się w nowym wcieleniu.

 

Praca z modelkami jest łatwiejsza?

– Zdecydowanie, chociaż i tu nie można generalizować. Inaczej wygląda kooperacja podczas London Fashion Week, pokazów projektantów czy chociażby wyborów Miss Polski, kiedy dostaję wytyczne i zdjęcia jak ma wyglądać dany wizerunek, a inaczej kiedy przygotowuję modelki do sesji zdjęciowej pod kątem magazynów mody. W tym drugim przypadku, nawet jeśli mam podany temat i zarys oczekiwań, to i tak wszystko muszę wymyślić sama. Generalnie mówimy tu jednak o profesjonalistkach, przyzwyczajonych do współdziałania ze stylistą, które dokładnie wiedzą na czym to polega. Pracując przy sesjach dla znanych marek, takich jak Venera Tabakin czy Diana Walkiewicz, albo kiedy pojawiają się produkty Valentino bądź Armaniego, nie ma miejsca na tłumaczenie wszystkiego od początku. Presja czasu jest ogromna, dlatego duże znaczenie odgrywa atmosfera na planie oraz współdziałanie. Edytora nie obchodzi czy dostarczona sukienka była o dwa numery za duża, albo czy ktoś kiepsko się czuje, on czeka na zdjęcia, które mają być dostarczone o określonej godzinie.

Nieco łatwiej jest w przypadku sesji portretowych, kiedy mam jedną modelkę bądź modela i całą uwagę mogę skupić tylko na nim.

 

Która z sesji szczególnie zapadła ci w pamięci?

– Było ich kilka, chociażby ta niedawna, ze znaną pianistką Anną Szałucką, robiona na potrzeby artykułu o niej, którą przeprowadziliśmy w kościele zamienionym na salę koncertową. Oprócz zdjęć z fortepianem wykonaliśmy również serię fotografii typowo modowych. Jedna z nich ma trafić na okładkę anglojęzycznego magazynu poświęconego modzie, ale na razie nie zdradzam jego tytułu, żeby nie zapeszyć.

Fantastycznie pracowało mi się również podczas sesji dla Marka Markowskiego, polskiego mistrza krawiectwa, który szył garnitury między innymi dla księcia Karola, filmowego Jamesa Bonda czy Toma Cruise’a. Modelem był u nas Kamil Lemieszewski – aktor, kaskader, cyrkowiec, mający na koncie epizodyczne występy w produkcjach typu „Król Artur” czy „Gwiezdne wojny” oraz zwycięstwo w ubiegłorocznym „Big Brotherze”. Na planie panowała świetna atmosfera, a ponieważ rzadko przygotowuję do zdjęć mężczyzn, było to dla mnie nowe, ciekawe doświadczenie.

Wspomnę jeszcze o zabawnej, a zarazem „strasznej” sesji, w której stylizowaliśmy mężczyznę na postać Roberta de Niro z filmu ,,Taksówkarz”, z przeznaczeniem do publikacji zdjęć w jednym z serwisów internetowych. Chodzenie po ulicach Londynu z człowiekiem ucharakteryzowanym na zakrwawionego, do tego z atrapą broni do złudzenia przypominającą Magnum, mogło się różnie skończyć, ale na szczęście obyło się bez problemów.

 

Jak zostaje się dobrym stylistą?

– Drogi są różne, natomiast najważniejsza jest ciągła praktyka i podnoszenie swoich umiejętności. Ja zaczynałam jako fryzjerka w 1990 roku, jednak ten zawód zawsze był dla mnie niepełny, dlatego później ukończyłam kursy wizażu i stylizacji u mistrza Olafa Tabaczyńskiego w jego Akademii Maestro w Poznaniu. Sporo się wówczas nauczyłam, ale szkoła to dopiero początek – cały czas trzeba się dokształcać i trzymać rękę na pulsie, bo wszystko co jest związane z tą profesją ewoluuje. Ja mam to szczęście, że jestem zapraszana na pokazy organizowane w ramach London Fashion Week, więc zmiany w modzie mogę obserwować bezpośrednio, a wchodząc za kulisy mam okazję nie tylko przypatrywać się strojom, ale także rozmawiać z projektantami. Większość ludzi, w tym również stylistów, nie ma takiej możliwości, gdyż bardzo trudno jest zdobyć wejściówkę.

 

Wzorujesz się na kimś?

– Staram się robić to, co sama czuję, natomiast inspiruje mnie francuska stylistka, była modelka Cristina Cordula, której lekkość projektów i wyczucie smaku robią niesamowite wrażenie. Uwielbiam też Gosię Baczyńską, głównie za odwagę w tym co robi, nietypowe zestawienia materiałów oraz misternie tkane koronki. No i Lidię Kalitę z jej punkowym pazurem. Natomiast mistrzem nad mistrzami pozostaje dla mnie Paul Gaultier – prekursor trendów w modzie, z którym nikt nie może się równać.

 

Jest duże zapotrzebowanie na stylistów?

– Coraz większe. To znak czasów, gdyż wygląd, zgodnie z zasadą jak cię widzą, tak cię piszą, jest obecnie podstawą tego, żeby zostać zauważonym. Po części odpowiada więc za sukces zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. I nie mówię tu tylko o profesjach typu modelka, stewardessa czy handlowiec, ale także o prawnikach, ekonomistach, a nawet inżynierach.

 

Londyn daje duże możliwości w tej branży.

– Ogromne, przewijają się tu się wszyscy, którzy coś znaczą w naszym fachu. Wspomniany już Paul Gaultier swego czasu zauważył, że brytyjska stolica była dla niego domem bardziej niż Paryż. To mówi samo za siebie, trudno o lepszą rekomendację. I właśnie między innymi dlatego siedem lat temu zakotwiczyłam nad Tamizą. Pochodzę z Lubina, ale przez niemal dekadę mieszkałam w pobliżu Lądka Zdroju, więc naturalną koleją rzeczy, kiedy nadarzyła się taka okazja, była dla mnie zamiana Lądka na Londyn (śmiech)…

 

Rozmawiał: Piotr Gulbicki

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Piotr Gulbicki

komentarze (0)

_