19 maja 2020, 13:00
Pamięć o paradzie 1946
„Specjalnie ciepłymi oklaskami przyjęto żołnierzy wojsk sprzymierzonych, gdy maszerowali przed trybuną, na której siedzieli członkowie rodziny królewskiej. Fladze każdego kraju wojskowi dowódcy oddawali należny im honor. Na czele, tuż za orkiestrą Gwardii Królewskiej, szli żołnierze i marynarze Stanów Zjednoczonych. Za Amerykanami szli Chińczycy, którzy zajęli miejsce wcześniej zarezerwowane dla żołnierzy sowieckich, a za nimi cała gama flag narodowych: Francji, Belgii, Brazylii, Czechosłowacji, Danii, Egiptu, Etiopii, Grecji, Iranu, Iraku, Luksemburga, Meksyku, Nepalu, Holandii, Norwegii i Transjordanii. Oprócz ZSRR, w paradzie nie wzięli udziału przedstawiciele Polski i Jugosławii.”

Parada zwycięstwa, Londyn, 8 czerwca 1946

 

Fragment ten pochodzi z „The Illustrated London News” – tak opisywano paradę zwycięstwa, która przeszła ulicami Londynu w czerwcu 1946 r. W artykule tym nie wyjaśniono, dlaczego w paradzie nie wzięli udziału polscy żołnierze. Pamiętano o nich w tym roku. Gdy w lutym przygotowania do obchodów 75 rocznicy zakończenia II wojny światowej szły pełną parą, „Daily Telegraph” w artykule zatytułowanym „Polish veterans formally to mark VE Day in London years after ban to appease Stalin” pisał o udziale polskich weteranów w planowanej paradzie, ale też – na co wskazuje już sam tytuł – o haniebnej decyzji sprzed lat. Niestety, artykuł został opatrzony zdjęciem przedstawiającym szarżę polskiej kawalerii. Pochodzi ono z jakiś uroczystości, ale tego w podpisie nie podano, utrwalając tym samym mit o polskich ułanach idących na niemieckie czołgi.

O tym, że zabrakło dla Polaków miejsca w paradzie 1946 pisze Sara Tor w artykule zatytułowanym „Lost tales of Polish flying heroes ignored by VE Day’s Pageantry”, który ukazał się w „Timesie” 7 maja br. Autorka stwierdza, że Polaków nie zaproszono, bo „nie chciano drażnić władz sowieckich”. Ten „gest przyjaźni” nie pomógł, żołnierze dopiero co rozwiązanej Armii Czerwonej (w lutym 1946 r. przekształconej w armię ZSRR) do Londynu nie zostali wysłani.

Artykuł w „Timesie” poświęcony jest głównie trzem polskim pilotom, którzy służyli w RAF-ie i tylko wyjątkowemu szczęściu, a także umiejętnościom prowadzenia samolotu nawet w wyjątkowo trudnych sytuacjach zawdzięczali to, że uniknęli śmierci. Ci bohaterowie, to Dominik Mendela, Romuald Szukiewcz i Tadeusz Szlenkier. Autorka opisuje ich wojenną drogę do Wielkiej Brytanii. Losy każdego z nich mogłyby posłużyć na scenariusz filmu, z tym że wielu widzów nie wierzyłoby w prawdziwość scenariusza. W tekście wspomniano, że na skutek interwencji dowództwa RAF polskim lotnikom zaproponowano udział w paradzie 1946 r., ale w solidarności z kolegami z innych formacji odmówili. Zaproszenia otrzymało zaledwie 25 pilotów. Po raz pierwszy – przypomina Sara Tor – znalazło się miejsce dla Polaków w paradzie zorganizowanej w lipcu 2005 r. w 60 rocznicę zakończenia wojny. Warto dodać, że ówczesny premier Tony Blair przeprosił Polaków za hańbę, jaką było zlekceważenie ich wkładu w wysiłek wojenny tuż po zakończeniu wojny. Dobrze, że uczynił to premier rządu laburzystowskiego, bo tamtą decyzję podjęli również laburzyści. Już wtedy odzywały się słowa krytyki. Lider opozycji Winston Churchill przemawiając w Izbie Gmin powiedział: „Wyrażam głęboki żal, że żaden z oddziałów polskich, które walczyły u naszego boku w tylu bitwach i które przelały krew dla wspólnej sprawy, nie zostały dopuszczone do udziału w Paradzie Zwycięstwa. Będziemy w tym dniu myśleli o tym wojsku. Nigdy nie zapomnimy o ich dzielności ani o ich bojowych wyczynach, które związane są z naszą własną sławą pod Tobrukiem, Cassino i Arnhem”.

Z okazji rocznicy zakończenia II wojny światowej premier Boris Johnson napisał specjalny list skierowany do Polaków, który opublikowała „Rzeczpospolita”. Johnson jest posłem z okręgu Uxbridge and South Ruislip. To właśnie w tej dzielnicy – pisze premier – położona jest „baza RAF Northolt, w której niegdyś stacjonowała polska załoga lotnicza, a teraz wyruszają stamtąd oficjalne delegacje. Często korzystam z tego samego pasa startowego, z którego polscy piloci wzbijali się w powietrze, aby podjąć walkę z wrogiem”. W pobliżu znajduje się Polish War Memorial, gdzie co roku oddawany jest hołd polskim lotnikom; często dzieje się to z udziałem przedstawicieli rodziny królewskiej.

W dalszej części listu do Polaków brytyjski premier mówi o przyjaźni łączącej nasze narody, by wreszcie stwierdzić, że „najwspanialszym przejawem naszej przyjaźni jest obecność milionów Polaków w Wielkiej Brytanii – wielu z nich mieszka też w moim okręgu. Długo zajęłoby wymienianie wszystkich aspektów ich wkładu w nasze społeczeństwo. Pozwólcie, że ujmę to tak: doceniamy ich, cieszymy się, że są z nami, są nam bardzo bliscy. Mówiąc szczerze, nie wyobrażamy sobie Wielkiej Brytanii bez ich obecności.”

I mówiąc szczerze w tym miejscu zastanowiłam się o co chodzi? Przecież to właśnie Boris Johnson stał na czele kampanii na rzecz wyprowadzenia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, wymierzonej m.in. w imigrantów, przede wszystkim Polaków. Co prawda obecny premier nie używał antyimigracyjnych sloganów tak często jak inni politycy, ale też się od nich nie dystansował.

W tym pełnym uznania dla Polaków krótkim z konieczności, pięknie napisanym liście nie ma słowa o defiladzie 1946 r. Nie wspomniano o niej także podczas telefonicznej rozmowie premierów, czyli Borisa Johnsona i Mateusza Morawieckiego. Brytyjski premier wyraził jedynie żal, że Polacy – zarówno przedstawiciele władz jak i zwykli obywatele – nie mogli wziąć udziału w obchodach zakończenia II wojny światowej, które zostały odwołane z powodu pandemii.

Od zakończenia wojny minęło 75 lat. Od haniebnej decyzji dyskryminującej Polaków zaledwie rok mniej. Pamięta się o jednym i drugim. O słowach przeprosin Tony’ego Blaira sprzed 15 lat pamiętają tylko niektórzy. To najlepszy przykład, że hańbiące czyny polityków pamiętane są przez lata, nawet wtedy, gdy główni bohaterowie już dawno odeszli i obecni są jedynie na kartach historii.

 

Katarzyna Bzowska

 

 

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Katarzyna Bzowska

komentarze (0)

_