09 lipca 2020, 09:19
Siedem pytań: MICHAŁ SOBCZAK
Menedżer do spraw projektów w firmie graficznej Vave. Jest również menedżerem w klubie Number 90 oraz założycielem facebookowej grupy podróżniczej „Memories not Dreams”. Pochodzi z Wrocławia, ukończył informatykę na tamtejszej politechnice. Od 2012 roku mieszka w Londynie, znak zodiaku – Ryby.

Hobby…

Podróżowanie, próbowanie, doświadczanie. Najbardziej napędza mnie różnorodność i zmiana otoczenia – jednego dnia jazda na rolkach w nadmorskiej miejscowości, następnego poranny bieg po okolicznym lesie i wieczorny spektakl w teatrze, a kolejnego wyprawa rowerem czy 30-kilometrowy spacer. W ramach grupy „Memories not Dreams”, którą założyłem pięć lat temu, podróżujemy wzdłuż i wszerz Wielkiej Brytanii, odkrywając wspaniałe miejsca i poznając ciekawych ludzi.

Miasto…

Mój rodzinny Wrocław. Stolica kultury, literatury, niepoprawnych marzycieli, a także… wszędobylskich krasnali. Miejscem do którego mam szczególny sentyment jest karczma „Piekielny Kupiec” znajdująca się na Starym Rynku. Domowa atmosfera, urokliwy klimat, a także przepyszne jedzenie sprawiają, że zawsze chętnie tam wracam spotykając się ze znajomymi czy przyjaciółmi.

Kobieta…

Inez. Poznaliśmy się dwa lata temu podczas wyprawy naszej podróżniczej grupy do Snowdonii. Podczas wchodzenia na drugi najwyższy szczyt Wielkiej Brytanii było ciemno, śnieżnie i wietrznie, ale właśnie wtedy między nami kliknęło. Najbardziej cenię w niej upartość w dążeniu do celu oraz dobre serce. A pomyśleć, że wszystko przewidział mój tata, który kiedyś stwierdził, iż moja kobieta zawładnie mną, będzie charakterna i mała, mogąc mi przejść pod ramieniem. Fakt, ja mam dwa metry wzrostu, a Inez 168 cm.

Zwierzę…

Orzeł. To wspaniałe uczucie móc szybować i patrzeć na świat z podniebnej perspektywy. Latanie kojarzy mi się z wolnością, dlatego duchowo czuję się jak orzeł. Natomiast sześć lat temu przypadkowo stałem się właścicielem psa, a dokładniej suczki. Phoebe, jak ją nazwałem, była Staffordshire Bull Terrierem i została znaleziona w lesie przywiązana do drzewa, pozostawiona na pewną śmierć. Początkowa nieufność zamieniła się w przyjaźń, a z czasem Phoebe nauczyła się wykonywania różnych komend i sztuczek.

Kolor…

Czerwony. Wiele lat temu, kiedy wracałem z kolegami ze szkoły, zaczepił nas starszy, może 60-letni mężczyzna. Ubrany był w wytarte rzeczy – koszulę, kamizelkę z wieloma kieszeniami oraz eleganckie, wypastowane buty. Jak stwierdził, otacza nas interesująca aura i wiele różnych kolorów, co jest nietypowym zjawiskiem. Poszliśmy dalej, a on krzyknął wskazując na mnie: „Ej ty, tak ty, czerwony! Potkniesz się nie raz, ale wstaniesz i pójdziesz dalej leniu!”. Szybko o tym zapomniałem, ale po latach zdałem sobie sprawę, że większość rzeczy, jakie mam, jest właśnie w tym kolorze.

Pseudonim…

Misiek. Jako dziecko często grałem z kolegami w piłkę pod naszym blokiem. Pewnego razu mama, w czasie gdy mieliśmy krótką przerwę, weszła na parapet, otworzyła mniejszą część wielkiego okna i zawołała: „Misiu, Misiaczku – chodź na obiad! Bez marudzenia, do domu Misiek!”. Doznałem szoku, na jakiś czas oznaczało to bowiem koniec mojej podwórkowej kariery i wizerunku twardziela, ale ksywka się przyjęła i do dziś rodzina oraz najbliżsi tak mnie nazywają.

Chwila…

Skok na bungee. Było lipcowe popołudnie, trzy lata temu, most Tees Transporter Bridge w Middlesbrough. Tamtego dnia wszystko szło na opak. W pracy musiałem zostać trzy godziny dłużej, znajomym, z którymi miałem dojechać na miejsce, coś wypadło, a do tego zamiast zapowiadanej słonecznej pogody padało i wzmagał się wiatr. Ostatecznie wsiadłem samochód, a po przebyciu 300 kilometrów, kiedy dotarłem do mostu, rozpogodziło się i mogłem spełnić swoje marzenie. Udowodniłem sam sobie, że jeśli naprawdę się czegoś chce, wszystko jest możliwe…

Piotr Gulbicki

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_