DOKĄD? KTÓRĘDY? PO CO?
Obecna historia świata to z pewnością nie poemat o szczęściu, a raczej sztuka w wielu odsłonach, która jest kwaśna jak ocet siedmiu złodziei. Dżin wydostał się z zakorkowanej butelki i tak jak nie można posłać deszczu z powrotem do nieba jak już spadł na ziemię, tak i jest z Dżinami. Domniemane prawdy są w stanie chaosu, wzięte z powietrza hipotezy pomnażają nieskończenie rozgałęziające się alternatywy. Relatywne znaczenia i „naukowe prawdy” składają się na obraz absolutnie niepojętej niepewności. Wiemy, że człowiek w sytuacji krytycznej lubi wycofywać się w atawizmy i albo ucieka w naukę, albo w przestępczość. Do tego jeszcze człowiek może równocześnie mieć rację i nie mieć racji. A jego ból może być rzeczywisty, nawet jeśli przyczyny są wyimaginowane!
Jak długo Człowiek przetrwa na takiej diecie? Rozstrój żołądka to nic w porównaniu z postradaniem zmysłów. Czas wydał się zatroskany sytuacją Człowieka. Odkąd stał się jego nieodłącznym towarzyszem, czuje się odpowiedzialny za jego los, w końcu jest stary jak świat, a to do czegoś go zobowiązuje.
– Ziemia jest królestwem minerałów i szlachetnych kamieni – zwrócił się do Człowieka. Co jest poza tobą i przed tobą jest niczym w porównaniu z tym, co jest w tobie. Traktuj swój ziemski świat jak kuszące jabłko z rajskiego ogrodu, które nie jest symbolem upadku, ale cennym źródłem soków i witamin.
– Potrzebuję kompasu, abym mógł nawigować całą tę dialektyczną przestrzeń życia – odpowiedział Człowiek – i pokonywać meandry symbolicznych znaczeń.
– Pochodnia w ręku ci wystarczy! Wyprowadzi cię z krętych ścieżek donikąd i oświeci cię po drodze. Może…
– Działasz jak wyzwalacz dobrego humoru. A może jeszcze dasz mi na drogę kolorowe cukierki marzeń, bym rzucał przed siebie, jak zaczarowane kamyki? – spytał wesoło Człowiek. Ale Czas już otworzył swoją Wielką Księgę na stronach, które były i jasne i ciemne i nie potrzebowały poetyckich metafor, by opisać ich dwojakość.
Chińska prowincja Shandong dawno, dawno temu, słynęła ze swojego władcy, który słynął z prawości i sprawiedliwości w rządzeniu państwem i jego podwładnymi. Cesarz chełpił się swoją mądrością w kształtowaniu ładu społecznego, głowę nosił tak wysoko, że końcem nosa malował esy-floresy na chmurach, które odważyły się pojawić na niebie. Mianował się najwyższym autorytetem narodowym i wyrocznią wszelakich sądów. Królestwo jego przeżywało wielki kryzys głodowy po powodzi i dotkliwej suszy, jaka po niej nastąpiła. Nigdy wcześniej ustalone prawa i zasady funkcjonowania społeczności nie były tak ważne i przestrzegane. Każdy znał i wiedział, jakie kary odpowiadają jakim winom.
Jednego dnia do Sądu Królewskiego wniesiono sprawę kradzieży. Bogaty właściciel wioski zgłosił kradzież krowy. Było to poważne przestępstwo karane śmiercią. Władca zarządził pilne dochodzenie, ustalił nagrodę dla tego, kto znajdzie złodzieja. Po paru dniach, młody wieśniak stanął przed sądem i oznajmił, że wie, kto ukradł krowę.
– Jak udało ci się go znaleźć i jaki masz na to dowód? – spytał z podziwem Król.
– Wiem na pewno, bo to jest mój Ojciec – odpowiedział młodzieniec.
Sąd rozkazał schwytać wieśniaka i wtrącić go bez pardonu do więzienia. Władca właśnie gościł szczególnego gościa w swoim zamku. Był to Konfucjusz, osławiony królewski doradca sąsiedniej prowincji, mędrzec, uczony, propagator społecznej pomyślności opartej na etycznym uczestnictwie we wspólnocie. Znany był również z ciętego języka i zwięzłych aforystycznych odpowiedzi. I że zawsze rozpoczynał rozmowę pytaniem. Władca pomyślał, że to dobra okazja, by zdobyć dodatkową „pieczęć” do swojego wizerunku sprawiedliwego i mądrego Króla. Wezwał więc młodego wieśniaka przed Królewski Sąd, by go publicznie nagrodzić za znalezienie złodzieja.
– A dlaczego twój Ojciec ukradł krowę? – spytał Konfucjusz młodzieńca.
– Nasza rodzina nie miała co jeść. Moja matka przymierała głodem, ja przymierałem głodem. Żeby nas wyżywić i ocalić, Ojciec ukradł krowę.
– Ale to przecież twój Ojciec! Dlaczego go wydałeś? – krzyknął z niedowierzaniem Konfucjusz.
– Jak to dlaczego? Zgodnie z zasadami, mam być uczciwy i zawsze mówić prawdę! – podniesionym głosem odpowiedział młody wieśniak. Konfucjusz poprosił Króla o rozmowę. Po powrocie, Król zaanonsował, że Sąd zmienia wyrok.
– Wypuścić Ojca z więzienia! Syna zamknąć na siedem dni! – rozkazał król.
Kto jest bardziej niebezpieczny na wolności: młody człowiek, który ma ideały, ale nie ma serca, czy stary człowiek, który kradnie, aby wyżywić rodzinę? – wydaje się pytać Konfucjusz. Sama litera prawa jest zimna. Nie ma absolutnych prawd moralnych. Jest wiele kontekstów oceny i miar ludzkiego postępowania, jak intencja, motyw i racja. Złotouści filozofowie muszą przyznać, że w historii było wiele błędnych koncepcji etycznych. Ani upadły anioł nie staje się automatycznie szatanem, ani grzesznik potencjalnym nawróconym i kandydatem na świętego.
Grażyna Maxwell-Wasiak