DOKĄD? KTÓRĘDY? PO CO?
Rządcy tego świata zakupili Czas i na nim grają. A ile zapłacili i komu, nikt nie wie, ale bezspornie udowodnili spektakularny brak wizji. Odwlekanie jutra to nie nowa taktyka. Jutro niczym się jednak nie martwi, bo dobrze wie, że o każdym świcie nadejdzie i też nadchodzi. Tylko, że to jutro miało przynieść nową strategię pozbycia się wirusa, a jakoś nie przynosi, bo nikt mu nic nie dał do przyniesienia! Dolce far niente straciło swój epicki czar i świat dryfuje bez celu i bez wiatru w żaglach i bardziej przypomina to zastawione przez los sidła. Człowiek zafrasował się i widzi, że sam nie odgadnie, choćby zgadywał od rana do nocy. I że to, co traci każdego dnia, staje się podwójnie drogie. Czas, wynajęty i przepłacony, stoi na tym samym brzegu co Człowiek i oboje patrzą na nurt metafizycznej rzeki. Czas raz na zawsze oświadczył, że ma dość poetyckich metafor i nazywania go „płynącą rzeką, do której człowiek podobno nie może wejść dwa razy”.
– Nie jestem rzeką, nie jestem zależny od humorów i faz księżyca, jestem niewidzialny i jestem zawsze obecny i nic mnie nie obchodzą deszcze i powodzie. Mam swoją własną miarę rzeczy i właśnie tworzymy z Człowiekiem nowy rozdział porozumienia, wzajemnego szacunku i szczególnej synergii! Tym razem Człowiek przyjemnie się uśmiechnął i urósł w znaczenie. Każdy znak przyjaźni jest przecież świętym momentem w życiu każdego.
Czas otworzył Wielką Księgę na stronach, które były pogniecione i postrzępione. Gdzieś w świecie, dwóch sąsiadów mieszkało obok siebie. Ich życie toczyło się wokół zegara przyrody, obrotów Ziemi i faz księżyca. Obaj wychodzili wiosną, by orać ziemię i siać ziarna. Obaj patrzyli z nadzieją na te same kłębiaste chmury, które przynoszą deszcz w suche lato, obaj wypędzali krowy i owce na zieloną trawę, obaj czekali na jesienne zbiory zbóż, ziemniaków, pękatych dyni i składowali w stodołach siano powiązane w ciasne snopki.
Aż jeden sąsiad zauważył, że drugiemu się trochę lepiej powodzi, że jego zboże rośnie bujniejsze i jego krowy dają więcej mleka. Patrzył zazdrosnym okiem. Jednego lata szarańcza przeszła przez okoliczne wsie, ale jakimś cudem ominęła pole sąsiada. To znowu spadł grad z nieba i bezlitośnie przygniótł kłosy zboża na jego polach, ale jakimś trafem nie zrobił krzywdy sąsiadowi. Mleko z jego własnych krów kwaśniało, a myszy wyjadły resztę zboża ze spichlerza. A jego sąsiad chodził pogodny i uśmiechał się do gwiazd. Chłop bardzo przeżywał klęski i nieszczęścia, jakie na niego spadają i zaczął mrocznieć. Wychodził na pole, wznosił ręce do nieba, lamentował, pytał Stwórcę, dlaczego zsyła biedę tylko na niego? I niby czym sąsiad zasłużył sobie na szczególne łaski? Ale drzwi niebios stały szczelnie zamknięte. Chłop spochmurniał, wydawało się, że ze złowrogich oczu rzuca pioruny i urok. Ludzie omijali szerokim kołem jego ogrodzenie i nikt nie kwapił się, by go pozdrawiać.
Pewnego dnia chłop siedział ze swoim nienawistnym opętaniem na brzegu jeziora. Złota Rybka wyskoczyła z wody, otrzepała złoty ogonek i oznajmiła, że spełni jego jedno życzenie.
– Każde? – spytał niedowierzająco.
– Tak – odparła Złota Rybka – możesz latać na zaczarowanym dywanie po świecie, możesz zasadzić magiczną fasolę, wspiąć się ponad chmury, ukraść ludojadowi złotą harfę i kurę znoszącą złote jajka na zawołanie, użyźnić ziemię żebyś zawsze miał złote łany zbóż… lista jest długa. Chłop siedział w głębokiej zadumie, że aż musiała go stamtąd wyciągać.
– Aa, zapomniałam, jest tylko jeden warunek napisany malutkim drukiem. Cokolwiek dam tobie, twojemu sąsiadowi, dostanie się w dwójnasób. Chłop podniósł głowę, fala światła z nieba i fala ciemności z podziemi sprzęgnęła się, nie wiadomo czy w uścisku, czy w starciu.
– Spraw, żebym oślepł na jedno oko – odpowiedział. Takie jest moje życzenie!
Koło fortuny przetacza się po ludzkich żądzach i czasem utknie na zawiści. Ani dobro ani zło nie chodzą same. W wielkiej loterii życia zachodzą różne konstelacje zdarzeń… Po raz pierwszy sam los dopisał epilog. Wieść się rozeszła, że Stwórca ukazał się sąsiadowi w całej swojej glorii i oślepiająca światłość odebrała mu wzrok, jak każdemu śmiertelnikowi. Dobry Pan obdarował go w zamian „trzecim okiem” i widzeniem duchowym. Sąsiad został uznany za uzdrowiciela, proroka i świętego mędrca. Liczne pielgrzymki odwiedzały błogosławiony dom tego, który zobaczył Stwórcę. Wiemy z Biblii, że jeśli dobry Pan prostuje garbatych, leczy trędowatych, wskrzesza umarłych, to i może wrócić chłopu wzrok, kiedy tylko zechce. A Złota Rybka była przecież jego wysłannikiem.
Grażyna Maxwell-Wasiak