05 września 2020, 09:00
Gdy tylko jest pogoda, Menclów w domu nie ma!

Poznajcie rodzinę Menclów. Beata pracuje w japońskiej firmie produkcyjnej, Mariusz jest headhunterem, rekrutuje pracowników z branży IT. Olivia i Sophie to ich córki. Mieszkają w Walii, skąd prowadzą na Instragramie konto Mencels On The Go, o życiu polskiej rodziny na Wyspach oraz o jej podróżach.Kiedy tylko jest to możliwe jesteśmy tylko my i nasza rodzina. Oddajemy się temu w całości – mówią w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.

Kiedy przeprowadziliście się do Wielkiej Brytanii? Dlaczego zdecydowaliście się na ten krok?

– Nasza historia na Wyspach zaczyna się w lipcu 2006 roku. Nigdy nie braliśmy pod uwagę, że zostaniemy tu na dłużej. Nasz plan był prosty. Od razu po zakończeniu trzeciego roku studiów, wyjeżdżamy do pracy w wakacje letnie odłożyć pieniądze na ślub, którego datę mięliśmy już ustaloną. Z 3 miesięcy zrobił się rok, potem dwa, trzy… i tak jesteśmy już tutaj 14 lat! Nasze dzieci urodziły się już tutaj, Olivia ma 10 lat, a Sophie 4.

Skąd jesteście z Polski? Jak poznaliście się z mężem?

– Pochodzimy z mężem z Krotoszyna w Wielkopolsce. Poznaliśmy się, mając 20 lat, częściowo przez internet, a częściowo w pizzerii. Rozmawialiśmy sporo na portalu randkowym, nie wiedząc, że rozmawiamy i znamy się z innego miejsca w „realu”. Niedługo potem wyjechaliśmy na studia do Kalisza. Tam spędziliśmy trzy lata i jak wspomniałam powyżej, tuż przed ostatnim semestrem studiów, zdecydowaliśmy się wyjechać w wakacje do pracy w Walii. Byliśmy bardzo związani z naszymi rodzinami i Polska, nigdy nie przypuszczalibyśmy, że nasze życie tak się potoczy.

Na swoim koncie na Instagramie pokazujesz fotografie z Walii (ale też z Dorset i innych regionów Anglii), jak również podajesz wiele interesujących informacji na ten temat. Czy mogłabyś po krotce opowiedzieć o tym niezwykłym miejscu, w jakim mieszkacie?

– Nie da się ukryć, że mieszkamy w pięknym miejscu. W pobliżu mamy Brecon Beacons, a do najbliższej plaży mamy pół godziny samochodem. Ze względu na dzieci więcej czasu spędzamy jednak na plaży. W góry jeździmy, kiedy jest chłodniej lub gdy nie mamy zbyt dużo czasu, a chcemy go spędzić na świeżym powietrzu. „Nosiło” nas od zawsze. Wielka Brytania jest piękna, gdy tylko jest pogoda, to Menclów w domu nie ma! W tym roku zdecydowaliśmy się na zakup przyczepy kempingowej. Często wyruszamy na „szybki” weekend. Wyjeżdżamy w piątek po pracy, wracamy w niedziele. Takie krótkie wypady są najczęściej lokalnie po Walii, ze względu na czas potrzebny na dojazd. Gdy mamy go więcej, ruszamy dalej: Dorset, Somerset, Kornwalia. Nasza lista miejsc, które chcemy odwiedzić, się nie kończy. Za każdym razem, gdy odhaczymy jakieś miejsce, dopisujemy dwa kolejne.

Jakie jest Wasze ulubione miejsce?

– We Walii, nasze serce skradło Tenby. Przepiękne, małe miasteczko z duszą śródziemnomorską. Cudowne widoki i malownicze uliczki, wielka, piaszczysta plaża. Było to jedno z pierwszych miejsc, jakie odwiedziliśmy po przeprowadzce do Wielkiej Brytanii. Mamy do niego wielki sentyment i często tam wracamy. Poza tym Three Cliffs Bay oraz Rhossili Bay. Są to miejsca, do których często zabieramy rodzinę lub znajomych, którzy przylatują nas tutaj odwiedzić. Pokazujemy im cząstkę „naszej Walii”. Jeśli chodzi o resztę Wielkiej Brytanii, to zdecydowanie urzekła nas Kornwalia. W tym roku byliśmy tam z przyczepą na wakacjach.

Jak odnaleźliście się po przeprowadzce do Wielkiej Brytanii? Co was zaskoczyło po przyjeździe?

– Na samym początku, nie było łatwo. Mariusz pracował na nocną zmianę w fabryce indyków. Dodam, że gdy przyjechaliśmy, Mariusz mówił biegle po niemiecku, niestety jego angielski pozostawiał bardzo dużo do życzenia. Ja uczyłam się anielskiego przez ponad 12 lat w Polsce, jednak na początku nie mogłam znaleźć pracy. Pamiętam sytuacje, gdy kilka dni po naszym przyjeździe do Walii poszliśmy do agencji pracy. W naszej okolicy ludzie mówią z bardzo specyficznym dialektem. Szczerze mówiąc, byłam bardzo zdziwiona, że Angielski tak bardzo może się różnic! Zdziwiło nas także, że język walijski jest cały czas w użyciu we Walii. I zszokowało nas wkładanie chipsów do kanapek (śmiech).

Czy widzicie jakieś różnice w wychowywaniu dzieci w Zjednoczonym Królestwie i w Polsce?

– Myślę, że główną różnicą jest to, że tu nie „chucha się i nie dmucha” tak na dzieci, jak w Polsce. Przy 20 stopniach dzieci kąpią się w morzu, biegają porozbierane. Nie zostawia się dzieci z katarem w domu, nie zakłada czapeczek, gdy wieje wiatr. To jest pierwsza i chyba jedyna rzecz, jaka zawsze nam się rzuca w oczy, jadąc na wakacje do Polski. Wydaje mi się, że dzieci chorują tu znacznie rzadziej w porównaniu z rówieśnikami w Polsce, przynajmniej nasze, odpukać w niemalowane…

Jakie są plusy i minusy zakładania rodziny na emigracji?

– Zdecydowanym minusem zakładania tutaj rodziny jest brak „instytucji babci” czy bliskiej rodziny. Założenie rodziny zazwyczaj wiąże się z dużym problemem logistycznym, kiedy trzeba wrócić do pracy lub wysokimi kosztami opieki. Pamiętamy jak w pewnym momencie, 80% wypłaty Beaty, szło na pokrycie kosztów żłobka. Na szczęście mamy to już za sobą.

Czy planujecie zostać tu na stale?

– Tak, zdecydowanie zostajemy na stale. W zeszłym roku wyrobiliśmy statusy osiedleńcze. Mamy prace, które lubimy, które dają nam standard życia, o jakim myśleliśmy, przyjeżdżając tutaj. Kilka lat temu kupiliśmy wymarzony dom. Czasami nasuwają się myśli „co by było, gdybyśmy wrócili po roku czy dwóch pobytu tutaj do Polski” Gdzie byśmy byli i co robili? Faktem jest jednak, że nie wyobrażamy już sobie naszego życia w Polsce. Dwa-trzy lata temu pojawiła się okazja zawodowa i możliwość podjęcia pracy w Warszawie, po przemyśleniu wszystkiego, doszliśmy do wniosku, że jest to za duże ryzyko, a rodzinę widzielibyśmy pewnie tak samo często, jak mieszkając tutaj, ze względu na odległość dzieląca Warszawę i nasze rodzinne miasto. Może gdzieś koło emerytury wyjedziemy na stale do Hiszpanii, ale to jeszcze zbyt odległa przyszłość.

Dużo podróżujecie. Jakie wyzwania stoją przed rodzicami podróżującymi z dziećmi?

To prawda. Praktycznie każda wolną chwilę spędzamy na podróżowaniu, czasami są to wyjazdy lokalne, kilkugodzinne, czasami weekendowe lub tygodniowe. Podróżując z dziećmi podstawa to dobra organizacja i podział czasu pomiędzy zwiedzanie a zabawę, tak aby wszyscy byli zadowoleni a dzieci zmotywowane, wiedząc, że jeśli ranek spędza na spacerach i zwiedzaniu, to np. po południu spędzą go w wodzie. No i oczywiście jest jeszcze kwestia pakowania, która przy dzieciach trzeba mieć opanowana do perfekcji. Zawsze trzeba mieć wszystkiego więcej, na wszelki wypadek.

Dlaczego to jest ważne, aby dzieci za młodu poznawały świat?

– Jesteśmy zdania, że podróże kształtują i otwierają oczy na świat. Chcemy, aby dzieci widziały jak najwięcej, ale przede wszystkim, aby miała wspaniale, dziecięce wspomnienia z rodzicami. My takich wspomnień z mężem nie mamy, może dlatego tak ważne są dla nas nasze wspólne wyprawy i czas spędzony razem. Z pewnością jest to lepszy sposób niż siedzenie przed telewizorem czy playstation.

Jakie macie plany odnośnie swojego kanału na Instagramie?

– Nasze konto powstało z myślą o zbieraniu naszych wspomnień z podróży w jednym miejscu. Ma to być pamiątka dla nas wszystkich a w szczególności dla dziewczyn, gdy dorosną. Czasy się zmieniają, wywoływanie zdjęć odchodzi powoli w niepamięć, uznaliśmy, że taki internetowy pamiętnik, może być super pomysłem. Myślę, że typ postów się nie zmieni, będą to podróże i nasze przemyślenia z odwiedzanych miejsc. Jeśli chodzi o język, w jakim będziemy prowadzić nasze konto, to jesteśmy w kropce. Mimo że mamy dużo komentarzy od polskich odbiorców, to z drugiej strony poznaliśmy też wiele osób, które podróżują tak, jak my z przyczepą po Wielkiej Brytanii i są to głównie Brytyjczycy i często wymieniamy wspólnie postrzeżenia czy rekomendujemy fajne miejsca do odwiedzenia, czy pola kempingowe.

Jak pandemia wpłynęła na Wasze życie? Czy pokrzyżowała Wam podróżnicze plany?

– Pandemia pokrzyżowała nam bardzo dużo planów, odwróciła nasze życie do góry nogami, pewnie jak większości z nas. Nasz cały rytm dnia, pracy został zmieniony. Nagle zostaliśmy uziemieni w domu, musieliśmy nauczyć się jak połączyć pracę zdalną z opieką nad dziećmi oraz kontynuacją ich nauki w trybie domowym. Na dodatek dzieci, jak dzieci nudzą się w domu, niby rozumieją, że rodzice pracują, ale czasami aż ciężko było ciągle odmawiać im swojej uwagi. Mieliśmy sporo planów podróżniczych. W kwietniu mięliśmy być na Sycylii, w maju w Nowym Yorku a w sierpniu w Polsce i Turcji. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ta sytuacja pomogła nam podjąć decyzje odnośnie zakupu przyczepy kempingowej, o której myśleliśmy od prawie dwóch lat… i to był strzał w dziesiątkę! Jeśli chodzi o nasze plany podróżnicze, to nie chcemy ryzykować wyjazdów zagranicznych i tego, że gdzieś utkniemy ze względu na koronowirusa lub że będziemy musieli poddać się kwarantannie po powrocie. Byliśmy Kornwalii, następnie w planach jest Gower we Walii, potem Pembrokshire, oraz Brecon Beacons, także we Walii. Pod koniec września Cheddar Gorge w Anglii. Nasza lista się nie kończy. Jeśli chodzi o Europę, to marzy nam się Norwegia i Islandia, ale ze względu na charakter tych podroży i dużo chodzenia oraz wiek naszych dzieci, zostawiamy te plany na przyszłość. W przyszłym roku, jeśli sytuacja z Covidem się unormuje, z pewnością ruszymy z przyczepą po Francji. Z podróży po świecie marzą nam się Hawaje, z pewnością się o tym dowiecie, jak już tam dotrzemy (smiech).

Czym jest dla Was podróżowanie? Dlaczego jest to dla Was ważne?

– Podróżowanie pomaga nam odreagować stresy pracy i ciągłej rutyny, jaka mamy w tygodniu. Szczególnie Mariusz, którego praca jest bardzo wymagająca, potrzebuje takiego resetu i przełączenia się z programu: praca — na tryb: odpoczynek. Wtedy na tyle, ile jest to możliwe, jesteśmy tylko my i nasza rodzina. Oddajemy się temu w całości. Nie mamy ulubionego rodzaju podróży, choć nie powiemy, podróże z przyczepą mają nieziemski klimat i dają poczucie wolności i większego kontaktu z naturą. Tzw. city brakes są super, ale we dwoje, bo zazwyczaj są to zatłoczone miejsca i dużo chodzenia. Staramy się raz w roku je organizować, nie jest to łatwe, bo w takim przypadku, potrzebujemy pomocy babć przy opiece nad dziewczynkami. Takim city breakiem miał być Nowy York w tym roku… All inclusive też raz w roku. Mamy wtedy kompletny relaks, nie trzeba myśleć o atrakcjach dla dzieci czy jedzeniu. To też jest super forma wypoczynku dla nas, aczkolwiek zauważaliśmy, że dziewczynki nigdy na żadnym all invlusive nie były tak podekscytowane, jak naszymi kamperowymi wyprawami.

Czy Wasze córki mówią po polsku?

– Tak, zarówno Olivia, jak i Sophie mówią po polsku. Przy czym Sophie polski jest słabszy, gdyż poszła do żłobka, mając niecały roczek, nie miała tak dużo styczności z językiem polskim w ciągu dnia. Staramy się to nadrabiać, rozmawiając po polsku w domu oraz z rodziną przez Skype’a, babcie często dzwonią do wnuczek. Czasami wychodzą z tego śmieszne sytuacje, kiedy Sophie próbuje cos wytłumaczyć, używając swojego „ponglish’a”, mówi, np. „ja musim”, „ja zrobim”, „ja się boiłam” albo „mnie boliło” (śmiech). Dzieci oprócz angielskiego uczą się także podstaw walijskiego w szkole, ale nie będziemy nalegać, aby mówiły nim płynnie, wolelibyśmy, aby nauczyły się dodatkowego języka, hiszpańskiego czy niemieckiego.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_