Skrzypaczka, pedagog, świeżo upieczona dyrektor Polskiej Szkoły Muzycznej „Cantabile” w Londynie. O kondycji kultury w dobie koronawirusa, kształceniu muzycznego narybku oraz łączeniu różnych zawodowych aktywności z Barbarą Dziewięcką rozmawia Piotr Gulbicki.
Epidemia nie wpłynie na to, że część osób przestanie chodzić na koncerty?
– Trudno przewidzieć. Z jednej strony jestem idealistką i chciałabym wierzyć, że ludzie zawsze będą spragnieni kontaktu z drugim człowiekiem oraz dostępu do kultury. Niemniej zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie nie będzie to wyglądało już tak, jak kiedyś. Czeka nas ogromny kryzys ekonomiczny, natomiast sztuka to jeden z sektorów, który najbardziej na tym ucierpi. A przecież niemożliwe są koncerty bez publiczności, zarówno finansowo, jak i emocjonalnie. To widzowie muszą kupić bilety i wybrać się na artystyczne wydarzenie, żeby ono w ogóle mogło się odbyć.
Brytyjczycy mają długą muzyczną tradycję.
– I są bardzo z niej dumni. Podobnie jak ze znakomitych kompozytorów, by wymienić Henry’ego Purcella, Edwarda Elgara, Benjamina Brittena czy Ralpha Vaughana Williamsa. W Londynie, w prestiżowej Royal Albert Hall, odbywa się jeden z najsłynniejszych festiwali muzyki klasycznej, The Proms, zainicjowany w 1895 roku. Każdego lata było na Wyspach pełno różnych imprez, a sale koncertowe pękały w szwach. Jest też wiele inicjatyw oddolnych, mniejsze stowarzyszenia organizujące kameralne wydarzenia bądź prywatne festiwale promowane przez muzyków.
W ten klimat wpisują się mieszkający w Wielkiej Brytanii Polacy?
– W dużej mierze. Nasi muzycy, zarówno klasyczni jak i jazzowi, są tu wysoko cenieni, uważani za wybitnych w swoim fachu i często zapraszani do udziału w koncertach. Grają też w wielu brytyjskich orkiestrach.
Przekłada się to na muzykalność polskich dzieci?
– To bardzo indywidualna sprawa i trudno generalizować, bo każdy rozwija się inaczej, ma inne zdolności oraz zainteresowania. Uważam jednak, że nie mamy się czego wstydzić w tym względzie i rośnie nam utalentowane młode pokolenie. Najważniejsze jest to, żeby dziecko wykazywało zainteresowanie instrumentem i muzyką, czerpiąc radość z uczenia się, gdyż w przeciwnym razie nie będzie to dla niego przyjemnością, a jedynie zaspokajaniem aspiracji rodziców…
… którzy posyłają swoje pociechy do specjalistycznych szkół licząc na to, że wyrosną z nich przyszłe gwiazdy?
– I tak się zdarza, ale nie działa to w ten sposób, gdyż trudno na początku edukacji stwierdzić, czy dziecko w przyszłości zostanie artystą. Nauka muzyki to przede wszystkim wkład w ogólny rozwój ucznia, a gra na instrumencie rozwija wiele różnych umiejętności – pomaga w ćwiczeniu pamięci, samodyscypliny, regularnej pracy, planowaniu zadań. Rozwija też obie półkule mózgowe, koordynację psychomotoryczną, wrażliwość, współdziałanie w grupie, cierpliwość czy szybkość reakcji. Kluczową sprawą jest rozpoznanie talentu u młodego człowieka i rozwijanie go tak, żeby uczeń sam zauważał swoje postępy i mógł zdecydować czy muzyka jest dziedziną z którą w przyszłości chciałby związać swoje życie.
Systemy nauczania nad Wisłą i nad Tamizą różnią się?
– Zasadniczo. W Polsce niemal w każdym małym miasteczku znajduje się szkoła muzyczna, gdzie dzieci mają dostęp do darmowej edukacji. Uczą się szeregu przedmiotów teoretycznych i dodatkowych, a lekcje instrumentu odbywają się dwa razy w tygodniu. Poziom jest bardzo wysoki, również na uczelniach wyższych, ze względu na ambitny program, duże wymagania oraz intensywność zajęć.
Natomiast w UK nie ma niestety wielu państwowych szkół muzycznych, oczywiście z wyjątkiem prestiżowej Purcell School i Yehudi Menuhin School w Londynie oraz Junior Departments na angielskich uczelniach muzycznych. Powstaje za to sporo szkół popołudniowych, zakładanych przez wybitnych muzyków, a jednocześnie dużą popularnością cieszą się lekcje prywatne. Te zajęcia nie są jednak tak wszechstronne jak w Polsce i tylko od nauczyciela zależy, ile wiedzy teoretycznej uda mu się przekazać swoim podopiecznym.
Z drugiej strony pamiętajmy, że do Anglii przyjeżdżają fantastyczni muzycy z całego świata, a na studia dostają się tylko najlepsi. Londyn jest stolicą kultury, co sprawia, że poziom, jaki prezentują studenci i profesjonalni artyści, jest tu niezwykle wysoki.
Na jakim modelu nauczania opiera się Polska Szkoła Muzyczna „Cantabile”, której niedawno zostałaś dyrektorem?
– Wzorujemy się na rodzimych doświadczeniach i wzorach. Korzystamy między innymi ze „Skrzypcowego ABC” wybitnego pedagoga Antoniego Cofalika, ale także metody „Colourstrings”, stworzonej przed węgierskiego skrzypka Gezę Szilvayego.
Nasza placówka, która działa przy Parafii Chrystusa Króla na Balham w Londynie, dzięki poparciu i przychylności księdza prałata Władysława Wyszowadzkiego, obchodzi w tym roku siedmiolecie istnienia. Intencją jej założycieli, skrzypaczki Justyny Kamińskiej-Gołowacz oraz pianisty i organisty Przemysława Salamońskiego, był rozwój dzieci poprzez ich kontakt z kulturą, środowiskiem, religią oraz zajęciami w języku polskim. Chętnych nie brakowało, a szkoła systematycznie się rozrastała. Dziś w programie mamy naukę śpiewu, gry na skrzypcach, fortepianie, wiolonczeli oraz gitarze. Działa zespół smyczkowy, są lekcje z kształcenia słuchu, teorii muzyki, kompozycji. Przygotowujemy uczniów do egzaminów państwowych, konkursów i występów na których osiągają bardzo dobre wyniki, a kilka razy w roku mają możliwość wzięcia udziału w koncertach organizowanych w kościele na Balham.
Warto wspomnieć, że kilkoro naszych wychowanków dostało się do prestiżowych uczelni, takich jak Guildhall School of Music and Drama w Londynie, a ci, którzy wrócili do Polski, kontynuują edukację w bardzo dobrych szkołach muzycznych.
Epidemia koronawirusa wpłynęła na waszą działalność?
– Na pewno. Cały czas stoimy przed niepewnością, co się wydarzy w najbliższej przyszłości. Sprawdziły się lekcje online prowadzone od marca, jednak jak najszybciej chcielibyśmy wrócić do formuły zajęć na żywo. Jako świeżo upieczona dyrektor tej placówki mam ambitne plany – zamierzam stworzyć stronę internetową, rozwinąć reklamę, wprowadzić lekcje prywatne, a także, jeśli będzie zainteresowanie, dodać więcej instrumentów. Ważną kwestią jest promocja naszych uczniów, poprzez umożliwienie im udziału w większej ilości występów publicznych, w tym koncertach tematycznych. Mam nadzieję, że uda się też stworzyć zespoły kameralne – duety bądź tria – żeby rozwijać muzykowanie w grupach.
Stawiacie tylko na pracę z dziećmi?
– Nie tylko. W tej chwili rozpiętość wiekowa waha się od 4 do 19 lat, ale w istocie metryka nie gra większej roli, gdyż naukę mogą rozpocząć także dorośli.
Poza prowadzeniem szkoły zajmujesz się wieloma innymi rzeczami.
– Jako koncertująca skrzypaczka jestem związana z Oxford Philharmonic Orchestra. Współpracuję też z innymi orkiestrami – BBC Symphony Orchestra, London Concert Orchestra, Royal Philharmonic Orchestra czy Heritage Orchestra. Z kolei z zespołem Classico Latino, z którym regularnie występuję w Kolumbii, gramy muzykę latynoamerykańską, a z triem fortepianowym Trio Fiero utwory klasyków.
Jednocześnie dużą radość sprawia mi praca dydaktyczna. Oprócz zajęć w szkole „Cantabile” organizuję masterclassy z muzyki kameralnej i solowej dla uczniów oraz studentów w ramach Cambridge Chamber Academy.
Intensywnie.
– Wyznaję zasadę, że najważniejsza jest dobra organizacja, dzięki której można przenosić góry. Niestety, nie wszystko zależy od nas. W lutym bieżącego roku wystąpiłam na koncercie w Connecticut w Stanach Zjednoczonych, a także poprowadziłam masterclass na tamtejszym uniwersytecie, co było dla mnie dużym wyróżnieniem. Kilka dni później zagrałam w Nottingham, rysowały się dalsze ciekawe perspektywy, ale niestety sale koncertowe i teatry zostały zamknięte, a wydarzenia kulturalne odwołane. Między innymi to w Carnegie Hall w Nowym Jorku, gdzie miałam wystąpić wspólnie z Oxford Philharmonic Orchestra.
Wcześniej na brak zajęć nie narzekałaś.
– Oj, działo się! W ostatnich latach współpracowałam z wieloma wybitnymi artystami, wśród których byli Martha Argerich, Valery Gergiev, Anne-Sophie Mutter, Maxim Vengerov, a także gwiazdy muzyki rozrywkowej: Quincy Jones, Robert Plant, Rod Stewart czy Joss Stone. Szczególne miejsce w mojej biografii zajmuje światowej sławy skrzypek i niezwykle sympatyczny, chociaż ekscentryczny człowiek, Nigel Kennedy, z którym przy różnych projektach współpracuję już od dekady.
Ostatnie miesiące przed blokadą były bardzo owocne. W ubiegłym roku wystąpiłam jako solistka z zespołem Classico Latino w prestiżowym koncercie w Teatro Colon, czyli operze w Bogocie, z okazji promocji płyty „Havana Classic”, nagranej w 2018 roku w Egrem Studios w stolicy Kuby. Obecnie jest ona dostępna na wszystkich platformach cyfrowych. Z kolei jesienią nagrałam krążek z zespołem Viazzani Ensemble, na którym znalazły się bardzo zróżnicowane utwory w klimacie tanga.
Z dużym sentymentem wspominam też koncerty galowe w 2018 i 2019 roku w hali O2 Arena w Londynie oraz w Paryżu, z legendarnym Quincy Jonesem, gdzie zostałam zaproszona jako koncertmistrz sekcji drugich skrzypiec…