12 października 2020, 08:44
Ania Rutkowska: Nie można przestać być doulą
Uwielbiam ten dreszczyk emocji, gdy w środku nocy dzwoni telefon, ubieram się, chwytam swoją torbę pełną magicznych, przydatnych rzeczy i ruszam do domu rodzącej. To nie jest moja praca, to jest moje życie – mówi Anna Rutkowska, doula i aktywistka porodowa, szefowa Szkoły Rodzenia UK w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.

Kim jest doula?

– Doula jest specjalistką od porodu i praw kobiety rodzącej. Moim zadaniem jest nie tylko pomóc, wspierać, ale też znać prawa i zalecenia, aby kobieta i jej rodzina mogli podjąć decyzje na podstawie faktów, znajomości ryzyka, korzyści i alternatyw. Tyczy się to jakichkolwiek interwencji medycznych. Po wizycie u położnej dzwonisz do douli i rozmawiasz o tym, co się działo. Jeśli czegoś nie rozumiesz, ona Ci to wyjaśni. Tym bardziej jest to ważne, jeśli angielski nie jest pierwszym językiem. Opieka porodowa tu jest inna niż w Polsce i niestety nieznajomość systemu szkodzi.

Na swoich mediach społecznościowych podkreślasz, że dobry poród to poród świadomy…

– To poród, w którym podejmujesz decyzje, nie bazując na strachu, a na wiedzy. To poród, w którym bierzesz odpowiedzialność za swoje ciało i dziecko. Bycie w ciąży, zwłaszcza pierwszy raz, i wizyty u lekarzy dają takie dziwne złudne poczucie, że to nie ty podejmujesz decyzje. Jeśli pójdziesz tą drogą, oddasz zarządzanie swoim ciałem lekarzom, spodziewasz się pozytywnych rezultatów. A tak może nie być i zwykle niestety nie jest. Decyzje podjęte za Ciebie zostawiają Cię z konsekwencjami. Ciebie, nie lekarza. Mamy ok 40% cesarskich cięć i około 40% indukcji porodów sztucznie. Oczywiście, że dużo interwencji musi się zdarzyć, są potrzebne, po to zostały wynalezione. Ale czy naprawdę 70-80% kobiet dziś nie potrafi urodzić swojego dziecka? Medykalizacja porodu osiągnęła swój szczyt. W niektórych krajach poziom cesarskich cięć przekracza 50%. Wygodne, zlecone, wydają się bezpieczniejsze. Po 40 latach już wiemy, że te dzieci mają częściej astmę, alergie, osłabione napięcie mięśniowe, rzadziej są karmione piersią. Mogłabym długo wymieniać.

Dlaczego to jest ważne, aby kobiety rodziły we właściwych warunkach?

– Dobry poród daje kobiecie energię. Rzadziej pojawia się depresja poporodowa. Niektóre dzieci urodzone w domu w basenie śpią. Poród jest tak łagodny, że nie zaburzył dziecku snu. Jaki to musi mieć wpływ na dziecko! Wierzę, że to jak przychodzimy na świat, ma znaczenie. Mówi się, że dobry poród uleczy traumy siedmiu pokoleń wstecz i siedmiu wprzód. I to prawda. Dzięki temu, że przekazuję im prawdę o porodzie, moje klientki czują moc. Że ich kobiecość rozkwitła, że mogą nie tylko stworzyć nowego człowieka, ale wydać go na świat same. Że potrzebują do tego jedynie wiary w siebie i może właśnie kogoś, kto wierzy w nie też.

Czym jest połóg i dlaczego tak rzadko mówi się o nim przy okazji porodu?

– Bo wymaga się od kobiety, aby dwa tygodnie po porodzie wyglądała, jakby nic się nie stało. Tymczasem krwawienie poporodowe może trwać nawet do ośmiu tygodni. Tęsknimy za jakimś „poprzednim” życiem. Trudno jest ruszyć do przodu, jak każdy się pyta, „jak dziecko śpi?”, „Czy już zgubiłaś kilogramy po ciąży?”. A Ty w środku krzyczysz, że od porodu nie przespałaś czterech godzin z rzędu. Miliony kobiet na świecie siedzą w tym fotelu i drugą godzinę karmią swoje niemowlę. Ale skąd masz o tym wiedzieć? Od tego jest też doula, jest jak siostra, mama, babka i koleżanka w jednym. Mówi się, że to, jak przeżyjemy pierwsze 40 dni po porodzie, będzie miało wpływ na nasze następne 40 lat. Warto o to zadbać.

Jak zareagowałaś na widok na przykład księżnej Meghan w idealnej kreacji i pełnym make-upie kilka godzin po urodzeniu dziecka?

– Było mi jej żal. Widać było, że naprawdę zmaga się z tą sytuacją. Matki celebrytki mają fryzjera, makijażystkę, manikiurzystkę, masażystkę, stylistkę. Dlatego wyglądają tak dobrze! Wyglądałabym identycznie po porodzie jak one, jakby dbał o mnie sztab ludzi. Pokochać swoje rosnące ciało trzeba już w ciąży, ono nigdy nie będzie takie samo. Przechodzisz na wyższy poziom. Z dziewczyny zostajesz matką. Pojawia się ta wiedza i mądrość, której wcześniej nie miałaś. Twój mózg się zmienia, pojawiają się nowe połączenia. Dziś czy w Polsce, czy w Anglii liczy się dziecko. Goście odwiedzają matki kilka dni po porodzie, przywożą dziecku prezenty. A matka biega, podaje kawę, ciasto („A to sama robiłaś?”) Niektórzy oferują pomoc: „daj, ja go potrzymam, a Ty sobie posprzątasz”. Źle, źle, źle! Matka ma siedzieć, karmić i pachnieć, a jak gość chce być przydatny, to niech pozmywa naczynia. Prosty sposób na postawienie barier to powiedzieć, że wpuszczacie tylko gości z jedzeniem. Jedzenie po porodzie to najlepszy prezent, jaki można przynieść młodym rodzicom.

Czym jest szkoła rodzenia Anny Rutkowskiej?

– Szkoła rodzenia jest moim dzieckiem, projektem, w którym jestem od 4 lat. To szkoła wyjątkowa, bo daje narzędzia, by radzić sobie ze stresem, wiedzę, aby znać swoje opcje, i praktyczne porady. Nie ma w niej żadnych moich przekonań. Tylko rzetelne informacje. Rodzice muszą podejmować swoje własne decyzje, my tylko jesteśmy przewodnikami. Unikam sformułowań typu „ja bym zrobiła tak”, „według mnie to jest najlepsze”. Bardzo często się to zdarza w NHS. Dostajemy opinie jakieś położnej, a nie faktyczną wiedzę opartą na faktach naukowych.

Czy Twoje usługi są skierowane tylko do kobiet? Czy także ich partnerów?

– Głównie kobiet. Na szkole rodzenia mam zawsze pary, ale jestem zdania, że do porodu kobieta powinna zabrać osobę, która będzie jej przydatna. Wiem, że porody rodzinne są modne teraz, ale czasami mężczyźni nie chcą brać w nich udziału. A jeśli nadal on nie chce — nie należy go zmuszać. W porodzie to kobieta ma czuć się pewnie, a nie martwić o uczucia innych. Mężczyźni na moich zajęciach uczą się tego samego, co ich partnerki. Świetnie dają sobie radę w akcji. Wiedzą też, jakie są znaki ostrzegawcze po porodzie, znają zalety karmienia piersią i potrafią pomóc.

Pomagasz tylko Polkom czy Brytyjkom również?

– Obecnie pracuję głównie z Polkami, ale też zdarza mi się praca z klientami angielskimi. Działam na dużym obszarze, a odkąd zaczęłam szkolić nowe doule na jeszcze większym. Stworzyłam stowarzyszenie Polish Village, pod którego szyldem będziemy pracować z rodzicami w Wielkiej Brytanii i nie tylko. W maju wypuściłam mój kurs online, który cieszy się dużą popularnością. Prowadzę też konsultacje online, dzięki czemu mogę pomóc osobom, które i tak by do mnie nie dojechały. Mam siedzibę w Nottinghamshire, a w tym tygodniu miałam rodziny na konsultacjach laktacyjnych i szkole rodzenia z Irlandii, Szkocji, Walii! Jedynie szkolenia dla nowych doul zostały odwołane z powodu pandemii, kolejne jest zaplanowane na maj 2021. Całą resztę mogę robić przez internet.

Jakie podobieństwa i różnice widzisz w podejściu do rodzenia między Polską a Wielką Brytanią?

– W Wielkiej Brytanii opieka jest (a przynajmniej próbuje być) skupiona na kobiecie podczas podejmowania decyzji. Oprócz doulowania, prowadzenia szkoły rodzenia, szkoleń na doule i mentorowania innym jestem również odpowiedzialna za projekt usprawniania usług położniczych w NHS w moim hrabstwie. Moją największą misją jest, aby każda kobieta miała dostęp do tej samej jakości usług i opieki. Jednocześnie mam dobry wgląd w to, jak wygląda sytuacja kobiet w Polsce. Jestem też wolontariuszką Fundacji Promocji Karmienia Piersią, piszę artykuły dla Kwartalnika Laktacyjnego. Różnice są ogromne, Polska ma wiele do nadrobienia, pozostałości po PRL są jeszcze widoczne, decyzyjność kobiet mała, a oferta NFZ bardzo uboga. Na przykład w całym województwie pomorskim nie ma żadnego basenu do porodu! W samym Nottingham mamy ich osiem plus te do wypożyczenia do porodów w domu (za darmo).

Zanim przyjechałaś do Wielkiej Brytanii, zajmowałaś się czymś zupełnie innym.

– Pracowałam bankowości elektronicznej. Mieliśmy dobre życie w Polsce, mąż był na kierowniczym stanowisku, ale jednak brakowało nam wolności. A ja byłam już zmęczona gonitwą, pracą do późna. Zamieniliśmy mieszkanie na dom z ogrodem, nadgodziny na wolne popołudnia. Po przyjeździe na Wyspy pracowałam w księgowości, jednak w pewnym momencie poczułam, że mogę robić więcej. Zaczęłam słuchać siebie. Odkryłam, że uwielbiam się uczyć i przekazywać wiedzę. Nie zapomnę mojego pierwszego porodu jako świeża doula. Kobieta na skurczach, śpiewająca, kołysząca się i masująca sobie brzuch — pełna mocy, piękna. Wiedziałam, że jest to coś, co chcę robić. Uwielbiam ten dreszczyk emocji, gdy w środku nocy dzwoni telefon, ubieram się, chwytam swoją torbę pełną przydatnych rzeczy i ruszam do domu rodzącej. Po przyjściu przytulam ją, zapewniam komfort, zwracam uwagę, czy ma co pić, czy światła jej nie rażą, używam olejków, masuję brzuch, mówię do dziecka. To magiczny czas. W szpitalu pomagam wokalizować potrzeby, zmieniać pozycje, zoptymalizować szanse na naturalny poród. Ale pracuję też z mamami, które decydują się na cesarskie cięcie, dbam o nie, pomagam zaplanować połóg i karmienie piersią. To nie jest praca. To jest moje życie. Nie można przestać być doulą.

Jaką najważniejszą wskazówkę chciałabyś przekazać kobietom spodziewającym się dziecka?

– Dziewięć miesięcy to za mało, żeby się przygotować do porodu. Jeśli jesteś w ciąży i dopiero o tym myślisz, to musisz wejść w to mocno, całą sobą. Nie zostawiaj pytań na 35. tydzień, bo będziesz zawiedziona i jeszcze bardziej zestresowana. I zainwestuj w doulę! To doświadczenie będziesz pamiętać do końca swoich dni, ono wpłynie na Twoją relację z dzieckiem, z partnerem i z samą sobą.

Z Anią Rutkowską można skontaktować się tu: aniarutkowska.com lub facebook.com/szkolarodzenia.uk 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_