Gdyby George R. R. Martin urodził się kilka wieków temu, nie musiałby pisać książek fantasy o skomplikowanych koligacjach rodów walczących zaciekle o tron. Wystarczyłoby, że zostałby nadwornym skrybą. Szczególnie szkocka historia obfitująca w krwawe zamachy, burzliwe romanse i królewskie rebelie mogłaby być doskonałym tłem do epickiej opowieści przypominającą tę z „Gry o tron”. Chyba jedynie smoków tam brakowało.
Trudno się jednak dziwić szkockiemu zamiłowaniu do rebelii. Ledwo Szkoci zdążyli posadzić na tronie Anglii swojego króla, który w ramach unii personalnej miał połączyć zwaśnione kraje, to już w drugim pokoleniu go zdetronizowano za to, że Jakub II Stuart (a król Jakub VII w Szkocji) był katolikiem. Takie były w dużym skrócie przyczyny powstań jakobińskich wzniecone przez nieuznających rządów protestanckiego władcy Szkotów.
Herosem powstań jakobińskich, w tym najsłynniejszego z nich (nazywanego „the ‘45” od roku, w którym wybuchło tj. 1745) oraz większym tragicznym bohaterem w historii Szkocji jest książę Karol Edward Stuart. Wśród wielu jego przymiotów było to, że cieszył się wyjątkową urodą, dzięki czemu zyskał sobie przydomek Bonnie Prince Charlie, czyli Piękny Książę Karolek („bonnie” to typowo szkockie określenie na ładne rzeczy lub przystojnych ludzi). Oprócz przyjemnej aparycji książę Karol miał też wielką charyzmę, co czyniło z niego skutecznego przywódcę. Będąc świadomym tych cech, postanowił spróbować odzyskać tron dla swojego ojca, syna zdetronizowanego króla Jakuba II.
I prawie mu się to udało. Po serii zwycięstw szkocka armia dotarła aż do Derby. Tracąc jednak poparcie wśród własnych ludzi dla podboju Anglii, książę Karol został zmuszony do odwrotu. Gdyby go wtedy nie zatrzymano, kto wie, może dziś widok mężczyzn w kiltach w Londynie nie byłby niczym egzotycznym. Ale od tego momentu dobra passa opuściła księcia. W bitwie pod Culloden poniósł sromotną klęskę i został zmuszony do ucieczki, a następnie do emigracji, co wyniosło go do rangi męczennika za wolność narodu.
Czy coś to Państwu przypomina? Tak, tak, historia Polski i Szkocji ma więcej podobieństw, niż mogłoby się z początku wydawać, a Bonnie Prince Charlie gra w niej rolę takiego szkockiego Tadeusza Kościuszki. I to skojarzenie powstań jakobińskich ze zrywami narodowymi mających powstrzymać rozbiór Polski nie jest bezpodstawne, ponieważ książę Karol był… w połowie Polakiem. Wśród jego wielu królewskich imion jest także staropolskie imię Kazimierz, nadane prawdopodobnie, aby upamiętnić króla, który zostawił po sobie Polskę murowaną.
Ale to nie wszystko. W jego żyłach płynęła krew największego polskiego wodza, który odmienił los Europy. Tak, drodzy Czytelnicy. Ten szkocki bohater narodowy był wnukiem króla Jana III Sobieskiego. Można powiedzieć, że jego ojciec wżenił się w zacny polski ród, poślubiając Marię Klementynę Sobieską, córkę zwycięzcy spod Wiednia, która była wówczas jedną z najbogatszych kobiet w Europie (można także spekulować, czy książę Karol swojej słynnej urody nie odziedziczył przypadkiem po matce). Niestety kiedy Bonnie Prince Charlie toczył wojnę z Anglią, nie było już uskrzydlonych husarów do pomocy. W tym miejscu warto nadmienić, że w bitwie pod Wiedniem decydującym momentem była szarża polskiej husarii. Jednemu z jej pułków przewodził szkocki pułkownik George Guthry, ale to już inna historia…
Studiując żywot księcia Karola, natknęłam się także na interesującą opowieść, według której po ucieczce z przegranej bitwy ukrył się na wyspie Skye. Jako wyraz wdzięczności dla swojego gospodarza, kapitana Jana MacKinnona, książę przedstawił mu przepis na bazie staropolskiego trunku – miodu pitnego. Po pewnych modyfikacjach napój ten stał się likierem miodowym Drambuie, który jest aktualnie najpopularniejszym alkoholem produkowanym na tej wyspie i szkockim towarem eksportowym.
I o ile ta legenda może wydawać trochę naciągana, to królewskie polsko-szkockie związki to wszystko święta prawda. Dowody na nią można oglądać w szkockiej Narodowej Galerii Portretów (Scottish National Portrait Gallery) w Edynburgu, gdzie znajduje się kolekcja oryginalnych portretów członków rodziny Stuartów i Sobieskich.
Jeden z portretów szczególnie przykuwa uwagę. Przedstawia on księcia Karola w polskim kontuszu z szablą, czyli w typowym stroju polskiego szlachcica. W opisie obrazu czytamy: „Nieznany człowiek, wcześniej znany jako książę Karol Edward Stuart”, co odnosi się zapewne do jego popowstańczej tułaczki, która pozbawiła go jego tytułów. Myślę jednak, że bardziej trafną nazwą dla tego obrazu byłoby swojskie „Bonnie Prince Kazio”.
Magdalena Grzymkowska