Dwudziestoletni mariaż Tygodnia z Loterią wyszedł na dobre obojgu. Naszą charity Polską Fundację Kulturalną rok w rok wspomagały uzyskane tą drogą środki, które trafiają na Fundusz Wydawniczy gazety wzmacniając jej budżet.
W roku 2000 na łamach gazety opublikowano komunikat zaczynający się od słów: „Zwracamy się do wszystkich ludzi dobrej woli, którym na sercu leży dalsze wydawanie „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” oraz „Tygodnia Polskiego”, a potem: „Inne mniejszości narodowe w Wlk. Brytanii mają zaledwie miesięczniki czy kwartalniki…” oraz: „Aby pomóc naszej prasie i urozmaicić obchody 60-lecia organizujemy Wielką Jubileuszową Loterię, na którą składają się wspaniałe losy” (tu lista nagród) i wreszcie: został powołany Komitet Roboczy do zorganizowania Loterii Jubileuszowej, na czele którego stanęła Janina Kwiatkowska; do Komitetu Honorowego weszli:Prezydent II RP Ryszard Kaczorowski, Konsul Generalny dr Tomasz Trafas, Ks. Rektor PMK w Anglii i Walii Infułat Stanisław Świerczyński… I padają kolejne nazwiska wspaniałych ludzi, którzy przez lata wspierali swymi działaniami polskość naszego środowiska. Już w pierwszym roku do naszej loterii przylgnął z sympatią POSKlub i jego prezes Andrzej Makulski, co owocuje do dziś.
Loteria szła rok w rok. Miała mocne filary i swoich mocodawców. Wśród nich na pierwszym planie postawić trzeba Tadeusza Walczaka, ówczesnego prezesa PFK. To był żarliwy społecznik i sprawny organizator. Pod jego skrzydłami ludzie wdrażali się do pracy społecznej: – Mamy w środowisku polskim kręgi towarzyskie, które chcą się angażować, tylko trzeba do nich dotrzeć, wyjść z pomysłem – taka była jego opinia.
Tadeusz Walczak uważał się za osobę dynamiczną, lubił ludzi aktywnych, użytecznych, służących wspólnej sprawie. Powtarzał hasło: „Polsce i wolnym Polakom na pożytek” uznając jego głęboki sens. – Dobrze że jest wypisane na hallu w POSK-u, bo przypomina o ogromie pracy, pieniędzy i czasu przeznaczonych na wspólny cel – mówił z przekonaniem, (a przypomnieć należy, że przez lata prezesował polskiemu ośrodkowi.
Z podobnym zaangażowaniem działała na rzecz Polskiej Fundacji Kulturalnej Ania Rut, która kierowała loterią od jej czwartej edycji. Zdolności organizacyjne pani Ani to osobna historia. Działała społecznie ponad 40 lat. Poczynając od Koła Techników aż po Bale Emigracji. – Bardzo piękne, eleganckie. Spotkał mnie zaszczyt, na prośbę prezydenta Raczyńskiego, pełnienia obowiązków gospodyni X Balu – podkreślała z satysfakcją.
Ale społeczna działalność Ani Rut to nie tylko zabawy na cel charytatywny. Największą w wymiarze finansowym akcją, w jakiej brała udział, była zbiórka pieniędzy na pomoc ofiarom dwóch wielkich powodzi w Polsce, w latach dziewięćdziesiątych. Komitet Pomocy Powodzianom pod jej wodzą w 1997 r. zebrał £700 tys. a podczas kolejnej klęski w Polsce (w 2001 roku) ponad £300 tys. To była wielka pomoc emigracji dla kraju.
Ania Rut Loterii PFK przewodziła do 14 edycji, wówczas już czując brak sił pożegnała się słowami: – W tym roku wielka zasługa jest po stronie Reginy Walczak, Brygidy Bąkały, Emilii Szkopiak i Barbary Weimann. Im należą się słowa sympatii, które adresowane są do Komitetu…
Tradycję kierowania pracami Komitetu kontynuowała z wrodzonym sobie wigorem Barbara Weimann, która jest z nami i dziś, więc… wspólnie świętowaliśmy 20-lecie, czyli porcelanową rocznicę. Dziękujemy Basiu!
Wspomnieliśmy o patronie Loterii, Tadeuszu Walczaku. Nad jej przygotowaniem pracowały przez lata zaprzyjaźnione z „Dziennikiem” na dobre i złe przemiłe panie, oto co pisaliśmy na łamach:
Regina Walczak: – Całe moje emigracyjne życie związane jest z „Dziennikiem”. Pismo prenumerował mój ojciec Michał, a mąż Tadeusz żył „Dziennikiem” na co dzień. Od początku angażuję się w Loterię i cieszy mnie, że to pomaga gazecie, która jest tu ogromną wartością dla wszystkich Polaków.
Brygida Bąkała: – Sympatia dla gazety jest i u nas rodzinna, bo „Dziennik” systematycznie czytał już mój ojciec – Leopold. A praca przy loterii to dla mnie przyjemność. Świetne towarzystwo koleżanek. Mamy przecież tyle czasu, a tymczasem tak trudno się razem zebrać i porozmawiać. Loteria to przyjemne z pożytecznym.
Emilia Szkopiak: – Ja także pracuję przy loterii od jej pierwszej edycji, a czytelniczką „Dziennika” jestem od lat 60-tych. Podobnie jak koleżanki, mam satysfakcję, że robię coś pożytecznego.
– Moja satysfakcja, to satysfakcja tych, na rzecz których robimy tę imprezy – mówiła w imieniu komitetu Basia Weimann. – Serdecznie dziękuję wszystkim fundatorom nagród za poparcie naszej inicjatywy. Jesteśmy niezmiernie wdzięczne za hojność i gest. Otrzymałam wiele sygnałów od fundatorów z propozycjami nagród i ofiarowaniem pomocy. Równie wielką satysfakcją są dla mnie listy, które dołączane są do odsyłanych biletów loteryjnych. Kilka ciepłych słów dodaje otuchy. I potwierdza słuszność prowadzenia takiej akcji. A przyjemność jest tym większa, że w niektórych listach są też dodatkowe dotacje na naszą gazetę. Wszystkie Państwa szczodre gesty zostaną odnotowane w specjalnym komunikacie – jako wyraz podziękowania za wspieranie naszej charytatywnej akcji. Nie ukrywam, że organizacja loterii wymaga dużo wysiłku, ale podjęłyśmy się tego zadania, bo dla nas „Dziennik” z „Tygodniem” to żywy pomnik naszej emigracji – dopowiada pani Basia.
***
W tym roku główna nagroda trafi na Gunnersbury, druga do Nottingham, trzecia do Croydon, czwarta daleko do Swansea, piąta nieco bliżej: Cheltenham, a potem kolejno: Stratford-on-Avon, Maidenhead, Cellan w Walii, Leeds i wreszcie Isleworth. Oto „geograficznie” pierwsza dziesiątka z 53 szczęśliwych losów, które dotarły do redakcji „Tygodnia” z różnych – jak widać – zakątków Wielkiej Brytanii. A gdyby przyszło zbadać wszystkie z ponad 7500 nadesłanych do nas kuponów? Na ile to przypada polskich domostw?! Pod ile „polskich strzech” trafia nasza gazeta?! Do ilu serc przemawia idea loterii na rzecz fundacji założonej jeszcze przez gen. Andersa? Do serc – dodać trzeba – bijących po polskiej stronie… (red.)
Główne loteryjne trofeum trafiało najczęściej – zrządzeniem losu – do Czytelników mieszkających poza stolicą. Ale powodów do narzekania nie mieli i londyńczycy, których nagradzano jak stolica długa i szeroka: Od Wimbledonu i Croydon po Barnet czy Enfield i od Ealingu po Barking.
Przez tygodnie przygotowań do loterii odbieraliśmy wiele dowodów sympatii adresowanych do redakcji i gazety. Poprzez pracę Komitetu Loteryjnego staraliśmy się budować fundamenty ekonomiczne gazety, mocno niegdyś nadwyrężone. Mamy powody sądzić, że przynosiło to także dużą satysfakcję uczestnikom zabawy. Bez względu na wynik losowania i dopisujące w nim szczęście.
Ale nie o atrakcyjność nagród, nie o wygrane w Loterii szło przez te dwadzieścia lat. Tu liczyło się poparcie dla organizacji charytatywnej i sprawy, za którą ta organizacja stała – chodziło o wydawanie polskiej gazety, której początkiem był rok 1940. To na obczyźnie naprawdę wielka sprawa.