Komentując dymisję Lee Caina, dyrektora komunikacji, odpowiedzialnego za kontakty premiera z mediami, „Evening Standard” przytaczał wypowiedź jednego z anonimowych deputowanych Partii Konserwatywnej: „Nie wystarczy odstrzelić jednego z braci Krays. Trzeba to zrobić także z drugim”. Następnego dnia po południu Dominic Cummings po raz ostatni opuszczał dom przy 10 Downing Street.
Specjalny doradca Borisa Johnsona nie lubił rozmawiać z dziennikarzami. Także i tym razem ich unikał. Wie jedno: w obecnych czasach od słów ważniejsze są obrazki. Dlatego też wychodził przez główne drzwi siedziby premiera, ubrany w elegancki płaszcz, a nie wymiętą kurtkę, jaką na ogół nosił, trzymając w obu rękach brązowe pudło. Natychmiast pojawiły się spekulacje: co ono zawiera?
To zdjęcie zamieszcza na pierwszej stronie sobotni „Guardian” (14.11 br.) opatrzone tytułem „The End of Cummings Era”. Mimo toczących się, bez powodzenia, negocjacji brexitowych, dalszego rozprzestrzeniania się pandemii i śmierci osławionego masowego mordercy zwanego Rozpruwaczem z Yorkshire, westminsterskie plotki zdominowały weekendową prasę. Wymiana zdań pań siedzących w maglu to w porównaniu z tymi rewelacjami nacechowane są miłością do bliźnich. Porównanie doradców brytyjskiego premiera do gangsterów z londyńskiego East Endu najlepiej świadczy o atmosferze, jaka panowała w siedzibie premiera. Czy odejście dwóch doradców coś zmieni? Politycy Partii Konserwatywnej mają nadzieję, że tak się stanie.
Cain i Cummings znają się od dawna. Obydwaj byli zaangażowani w kampanię Vote Leave i wraz z kilkoma innymi ważnymi postaciami tej kampanii znaleźli się później u boku Borisa Johnsona, gdy został on premierem. Z tej dwójki Cummings jest znacznie lepiej znany. To on był autorem hasła „Take Back Control” (Odzyskajmy kontrolę) i jego uważa się za głównego architekta wyborczego sukcesu Partii Konserwatywnej w ubiegłorocznych wyborach. To on także, bezskutecznie, próbował zreformować służbę cywilną. Także jego autorstwa było ogłoszenie o poszukiwaniu „dziwnych i zwariowanych”, których chciał zatrudnić w swoim biurze.
Jego pomysły bywały oryginalne. Na przykład, na krótko przed referendum 2016 ogłoszono konkurs, w którym główną nagrodą było £50 mln. Zwycięzca miał wskazać, kto wygra, po kolei, mecze w Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej (UEFA 2016), które odbywały się we Francji. Statystycy oceniają, że szansa na wygraną wynosiła 1 do 5 200 000 000 000 000. Bezpłatne zgłoszenia należało składać elektronicznie. Obok przewidywanego wyniku trzeba było podać swój adres, także mailowy, numer telefonu i odpowiedzieć na pytanie, jak zamierza się głosować w nadchodzącym referendum i ocenić swój stopień zainteresowania politycznego. A skąd £50 mln? Otóż – jak twierdził Dominic Cummings – tyle Wielka Brytania wpłacała codziennie do kasy unijnej. Celem tej operacji było uzyskanie danych osobowych – osoby, które wzięły udział w konkursie, wkrótce zaczęły otrzymywać mailowe informacje o referendum i pozytywnych skutkach brexitu. Jak się można domyślić, nikt nie wygrał.
To, że dni Cummingsa są policzone, było jasne od czasu, gdy w lecie usiłował wytłumaczyć, dlaczego wybrał się w podróż samochodem z objawami chorobowymi, pomimo obowiązującej wówczas w całym kraju kwarantanny. Jego współpracownicy i zapewne Boris Johnson woleli, by swoim zwyczajem unikał dziennikarzy. Już sama ta podróż była wykroczeniem. Jednak tłumaczenie, że przed powrotną podróżą z Durham do Londynu „sprawdzał swój wzrok” jadąc kilkadziesiąt kilometrów samochodem, można określić jako zadziwiające. Od tego czasu był – jak to mówią Anglicy – kulawą kaczką. Zastanawiano się przede wszystkim, dlaczego Boris Johnson trzyma u swego boku niepopularnego, zarówno wśród polityków wszystkich partii, jak i przeciętnych wyborców, doradcę. Jak się wydaje, o dymisji zdecydowały negatywne opinie, na jakie pozwalał sobie Cummings, na temat samego premiera i jego partnerki Carrie Symonds.
O dymisji obydwu panów zdecydowały nie tylko ich prywatne opinie o najważniejszych osobach w państwie, ale też ich działania – jak to określa „Financial Times” – destabilizujące negocjacje z Unią Europejską. Co prawda Downing Street zaprzecza tym pogłoskom, ale wiadomo, że zarówno Cain, jak i Cummings są zwolennikami tzw. twardego brexitu, czyli bez porozumienia. Plotki podsycane są przez brak jednoznacznego podania do publicznej wiadomości powodów dymisji doradców premiera, a w dodatku obydwaj mają przez kolejny miesiąc „pracować z domu”. Czyli odeszli, ale nadal są.
Wychodząc w świetle kamer z domu przy 10 Downing Street, Dominic Cummings mówił: „Ja jeszcze wrócę” lub jest to zapowiedź ujawnienia szczegółów na temat działań premiera i jego otoczenia. Wątpić bowiem należy, że zniknie z polityki. Wielu polityków uważa go za geniusza, który potrafi wykreować zwycięstwo w każdej sytuacji. Nie wszyscy podzielają tę opinię. David Cameron uważał, że Cummings jest „politycznym psychopatą”.
Julita Kin