19 grudnia 2020, 08:41
EMiGRA w emigracyjnych domach
Przyznaję: o dorocznym festiwalu EMiGRA dowiedziałam się dopiero niedawno, a w tym roku odbyła się już ósma edycja tej imprezy. I nie ma w tym nic dziwnego. Festiwal filmów o tematyce emigracyjnej, realizowanych przez Polaków mieszkających za granicą oraz filmów o Polakach żyjących poza granicami niezależnie od narodowości ich twórców, do tej pory odbywał się w Warszawie. W tym roku po raz pierwszy był dostępny on line. Pandemia wymusiła na organizatorach takie rozwiązanie, bo wielu twórców mieszkających z dala od Polski nie mogło przyjechać.

Nie było wyjścia: EMiGRA ruszyła więc w świat. Choć w Warszawie impreza, na żywo, odbyła się na początku listopada i trwała trzy dni, to w cyberprzestrzeni pojawiła się z kilku tygodniowym opóźnieniem i nie była to relacja z warszawskiego spotkania. W określone dni można było obejrzeć specjalne wydania festiwalowe przygotowane we Lwowie, Berlinie, Chicago, Londynie i Wilnie.

Na jeden londyński dzień kino zawitało także do mojego domu. Miałam zamiar obejrzeć jedynie kilka wywiadów i filmów, a spędziłam przed ekranem komputera wiele godzin. I nic dziwnego, bo program był różnorodny i przez to niezwykle ciekawy. Imprezę prowadziły z festiwalowego studia Adriana Ada Kulig i Elżbieta Smoleńska. Festiwal rozpoczął się od wprowadzenia w twórczość Stefana i Franciszki Themersonów, którzy przez 44 lata żyli i tworzyli w Londynie. O ich spuściźnie i eksperymentach filmowych opowiadała Klara Kopcińska. Zaprezentowane zostały dwa filmy, które powstały w początkach ich twórczości – zrealizowany jeszcze w Polsce „Żywot człowieka poczciwego” (1938) i angielskojęzyczny „Oko i ucho” (1945). W pierwszym z tych filmów krótki fragment stał się ponoć inspiracja dla Romana Polańskiego, który jeszcze jako student łódzkiej filmówki zrealizował „Dwóch ludzi z szafą”. Jak przypomniała Elżbieta Smoleńska, to właśnie w Paryżu i Londynie rozpoczęła się międzynarodowa kariera Polańskiego. To w Wielkiej Brytanii powstały dwa wielkie jego dzieła „Wstręt” i „W matni”. Na EMiGrze przypomniano dwa wczesne krótkometrażowe filmy tego twórcy – wspomniany już „Dwaj ludzie z szafą” i „Gdy spadają anioły”. W obydwu pojawia się Barbara Kwiatkowska, również emigrantka.

Ciekawe były wywiady z osobami pracującymi przy produkcji filmowej – reżyserem, scenarzystą, a przede wszystkim operatorem filmowym Witoldem Stokiem, aktorem, reżyserem teatralnym i fotografem Januszem Guttnerem, scenarzystką i reżyserką Aleksandrą Czenczek , realizatorką dźwięków Karoliną Jędrzejczyk i montażystą Radosławem Sienskim. Podaję skrócone zawody, a to nie oddaje w pełni tego, czym w życiu zajmowali się goście studia festiwalowego i o czym opowiadali. Szczególnie zainteresował mnie wywiad z Witoldem Stokiem, członkiem BAFTA, który opowiadał o pracy przy filmie Jerzego Skolimowskiego „Moonlighting”. Zarówno on jak i Janusz Guttner mówili o problemach ze związkami zawodowymi, które czyniły trudności w zatrudnianiu cudzoziemców w filmach. Złamanie tej wszechpotęgi to jedna z zasług Margaret Thatcher.

A później przyszła kolej na filmy nagrodzone w tym roku przez jury festiwalowe, oczywiście nie wszystkie, bo na to potrzeba byłoby wielu godzin. Na tegoroczny konkurs festiwalu wpłynęły 62 filmy z całego świata – z Europy, USA, Ameryki Południowej, a nawet od Polaków mieszkających w Japonii. Organizatorzy konkursu zauważyli, że z roku na rok coraz więcej zgłaszanych jest filmów od młodych polskich filmowców z Wielkiej Brytanii, „z czego wyraźnie widać, że powstaje tam silne polskie środowisko filmowe”. Z pewnym znużeniem obejrzałam obraz nagrodzony Złotą EMiGRą  – jak napisało w uzasadnieniu jury – „za oryginalne połączenie monodramu ze spontaniczną i emocjonalną relacją rozmów Czesława Mozila z Polakami spotkanymi w czasie trasy koncertowej w Wielkiej Brytanii” „Spowiedź emigranta”(reż. Wojciech Kuś). Film w moim przekonaniu przegadany, raczej reportaż niż sztuka filmowa. Znacznie więcej o sytuacji (szczęśliwie tylko niektórych) Polaków mówi krótkometrażowy film „Mój przyjaciel Ivor” z Januszem Guttnerem w roli głównej.

Londyński dzień festiwalu zakończył wywiad z Peterem Fudakowskim, zdobywcą Oscara za film „Tsotsi” i projekcja jego znakomitego filmu „Tajemniczy sojusznik” inspirowanego opowiadaniem Josepha Conrada. Film ten widziałam kilka lat temu i zrezygnowałam z obejrzenia go tym razem. Uznałam, że ten obraz na małym ekranie z pewnością straci.

Następnego dnia był dzień wileński. Otworzyłam komputer tylko dlatego, że miał być tam film dokumentalny o Leopoldzie Tyrmandzie, który znalazł się w Wilnie wkrótce po wybuchu II wojny światowej. Ku mojemu zdumieniu wileński dzień rozpoczął się od etiudy filmowej Adriany Kulig i Magdaleny Kowalczyk. Moje zdziwienie było nie uzasadnione – wiersz „Stary człowiek i drzewo”, który czyta Janusz Guttner, został napisany przez wileńskiego poetę Romualda Mieczkowskiego. Gdy obejrzałam program festiwalu, to okazało się, że tę 2-minutową impresję poetycką pokazano także w Warszawie i Chicago.

W każdym z miast festiwal miał inny program, uwzględniający lokalne warunki. Obejrzeć go można było tylko w jednym dniu. Zniknął już z sieci. Szkoda. Przegapiłam zapewne kilka interesujących produkcji i wywiadów z twórcami mieszkającymi w Niemczech, za Oceanem, czy za wschodnią granicą. Organizatorzy mają nadzieję, że w przyszłym roku festiwal powróci do Warszawy. Mam nadzieję, że nie zrezygnują z wydania on line.

Katarzyna Bzowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_