Jest współautorką znanej książki „Poles in the UK: A Story of Friendship and Cooperation”, ma na koncie półroczną podróż po Europie, a ostatnio ukazała się jej debiutancka płyta. Maria Helena Żukowska spełnia się na różnych polach, o czym opowiada w rozmowie z Piotrem Gulbickim.
Na krążku „Planes”, który właśnie pojawił się na rynku, znajduje się 11 piosenek.
– To efekt mojej współpracy z Wojtkiem Beszłejem, wrocławskim gitarzystą, współkompozytorem i producentem płyty. Oboje jesteśmy kinomanami, co ma wpływ na to, w jaki sposób prezentujemy całokształt naszej twórczości. Dużą wagę przywiązujemy do tego, żeby słowa i muzyka były spójne i się nawzajem dopełniały – tekst zabarwia brzmienie, a brzmienie kształtuje słowa, dzięki czemu każdy utwór jest w pewnym sensie stopklatką, historią uchwyconą i opisaną tak, by wraz z muzyką przenosiła słuchacza w konkretne miejsce, uczucie, pejzaż.
Na płycie słychać dźwięki rockowe, alternatywne, tu i ówdzie poprzeplatane elektroniką. Są też momenty akustycznego wyciszenia. To muzyka, której najbliżej do pogranicza piosenki autorskiej i alternatywnego rocka, niemniej inspiracje czerpiemy z różnych gatunków.
Sytuacja z koronawirusem nie pokrzyżowała wam planów.
– Mieliśmy szczęście, bo większość nagrań zarejestrowaliśmy w styczniu, tuż przed wybuchem epidemii, w studio muzycznym w Łodzi. Potem była już praca nad dopracowywaniem szczegółów.
To twoja debiutancka płyta.
– Owszem, przy czym śpiewam praktycznie od dziecka. W moim rodzinnym domu we Wrocławiu nigdy nie brakowało muzyki, a ja często uczestniczyłam w różnych konkursach wokalnych. Natomiast trochę czasu zajęło mi zanim zaczęłam tworzyć własne piosenki – dojrzałam do tego dopiero na studiach, już w Anglii. Prezentowałam je w małych klubach w Leeds i muszę przyznać, że bardzo polubiłam tę kameralną atmosferę, gdyż dzięki niej mogłam nawiązać bezpośrednią więź ze słuchaczami. Wtedy też pojawiła się współpraca z Wojtkiem Beszłejem, prywatnie moim kuzynem. Zawsze ceniłam jego twórczość, natomiast jemu spodobał się mój wokal i kompozycje, w efekcie czego rozpoczęliśmy razem działać. Kiedy jeździłam do Wrocławia pracowaliśmy wspólnie, ale w dużej mierze komunikowaliśmy się przez internet. Szlifowaliśmy własny styl, eksperymentowaliśmy, a dwa lata temu wydaliśmy pierwsze utwory demo, które zostały ciepło przyjęte w Programie 3 Polskiego Radia, a także w lokalnych rozgłośniach w całej Polsce. Grano je również w kilku regionalnych stacjach brytyjskich. Dużym sukcesem okazała się kompozycja „Balkan Night”, która we wrześniu ubiegłego roku została Piosenką Dnia w Radiowej Trójce.
Śpiewasz po angielsku.
– Niemal wyłącznie, niemniej na płycie jest niespodzianka również dla polskojęzycznych słuchaczy. W naszych piosenkach przewijają się motywy drogi, powrotów, kruchych międzyludzkich relacji, ale też wytchnienia, jakie daje natura. Staram się tak opowiadać te historie, żeby każdy znalazł w nich coś, z czym może się utożsamić.
Inspiracje czerpiesz z życia.
– W znacznej mierze. Duży wpływ zawsze miały też na mnie teksty Toma Waitsa, bo to prawdziwy mistrz opowieści, oraz zespołu Coldplay – gdyż są uniwersalne w swojej prostocie i skupieniu na ludzkich emocjach.
Natomiast, jeśli chodzi o całokształt, lubię takie wokalistki jak Marika Hackman – za jej ciepły wokal i nastrojowe piosenki czy Lorde – za świetne teksty i mimo młodego wieku odwagę w wytyczaniu nowych muzycznych szlaków. Z kolei Enya jest królową delikatnych harmonii i niesamowitego klimatu.
Wcześniej dałaś się poznać jako współautorka książki „Poles in the UK: A Story of Friendship and Cooperation”.
– Po ukończeniu studiów udzielałam się jako wolontariuszka w Polskiej Szkole Sobotniej w Leeds, pomagałam też przy różnych wydarzeniach w Polskim Ośrodku. W tym czasie poznałam Brina Besta, angielskiego pisarza i nauczyciela, zainteresowanego naszym krajem, który zaproponował mi współpracę nad książką o Polakach na Wyspach. Pomysł wydał mi się ciekawy, więc długo się nie zastanawiałam. Książka przybliża historię związków Polski i Wielkiej Brytanii oraz kooperacji między naszymi narodami na przestrzeni dziejów. Prezentuje też sylwetki osób z różnych pokoleń i fal emigracji, w pigułce portretując rodzimą geografię, kulturę, historię. Publikacja, którą wydaliśmy w 2017 roku, okazała się dużym sukcesem – był o niej reportaż w BBC World News i dwukrotnie w TVP Polonia, a cały nakład szybko się rozszedł.
Wcześniej miałaś już doświadczenie pisarskie?
– Będąc na drugim roku studiów odpowiedziałam na ogłoszenie wydawnictwa ZigZag Education z Bristolu. Poszukiwali autorów chętnych do napisania opracowań lektur dla brytyjskich maturzystów, przygotowujących się do egzaminu A-Level. Jedną z nich była dziewiąta księga „Raju utraconego” Johna Miltona, a że akurat zajmowałam się literaturą XVII wieku, postanowiłam podjąć wyzwanie i napisałam liczący 60 stron podręcznik. Został on bardzo dobrze przyjęty przez recenzentów, po czym trafił do szkół średnich w Walii.
Spory sukces jak na osobę, która wychowała się w Polsce.
– Sama byłam trochę zaskoczona. Pochodzę z Wrocławia, do Anglii wyjechałam mając 16 lat, razem z mamą, na fali emigracji zarobkowej. Był rok 2007. Skończyłam high school, college, a następnie studia na Leeds Beckett University (wówczas Leeds Met). Moja praca licencjacka, poświęcona tematyce wschodu i migracji w angielskiej literaturze współczesnej, wygrała konkurs na najlepszą na roku, co zmotywowało mnie to zgłębiania tematu i kontynuacji nauki. W efekcie, w 2014 roku, obroniłam tytuł magistra i zdecydowałam się pracować jako „pani z dziekanatu” na Leeds University. Jednocześnie rozwijam moje literackie zainteresowania, głównie poprzez tłumaczenia akademickie z polskiego na angielski, które robię w wolnych chwilach. Niedawno nawiązałam też współpracę z warszawskim pismem „Napis”, wydawanym przez Instytut Badań Literackich PAN, gdzie pełnię rolę tłumacza i redaktora. Z kolei we wrocławskim Radiu RAM, w audycji „Muzyczny Wrocław”, raz w miesiącu przedstawiam słuchaczom „Pocztówkę z Leeds”, czyli piosenkę z Wysp i jakieś ciekawe miejsce w mieście bądź okolicy.
Które z nich jest ci najbliższe?
– Chyba Hyde Park Picture House. To najstarsze, nieprzerwanie działające kino w Leeds, oferujące ciekawy program projekcji. Obiekt absolutnie magiczny, gdzie wciąż funkcjonują ponad stuletnie gazowe latarenki. Prawdziwa perełka, a do tego gromadząca fajnych ludzi. Bardzo ciekawe są też tereny w pobliżu miasta, które staram się eksplorować.
Ale w swoich podróżach zapuszczasz się znacznie dalej.
– Zawsze kochałam wyprawy, fascynowały mnie historie ludzi, którzy rzucili wszystko i pojechali w świat, aż w końcu stwierdziłam, że… też tak mogę. Po wydaniu pierwszych piosenek demo, w czerwcu 2018 roku spakowałam do małego plecaka ciuchy na trzy różne pory roku i wyruszyłam w półroczną podróż po Europie. Ukraina, Rumunia, Mołdawia, kraje bałkańskie, Węgry… Mam słabość do tych regionów, trochę słowiańskich, a trochę już południowych – gościnność jak nigdzie indziej, jedzenie pyszne, krajobrazy przepiękne, a kawa wyborna.
Naocznie przekonałam się, że w środkach transportu, na szlakach czy w hostelach, jest okazja nawiązać wspaniałe kontakty z ludźmi, nawet jeśli nie rozmawiamy w tym samym języku. Doświadczyłam też sytuacji, że na przysłowiowym końcu świata, poza zasięgiem telefonu, gdy gdzieś się utknie, można znaleźć rozwiązanie.
???
– Pewnego razu postanowiłam dotrzeć do malutkiej rumuńskiej wsi Avram Iancu, gdzie miał się odbyć festiwal ludowy. Przeczytałam o tym w przewodniku, chociaż ciężko było go znaleźć, bo mało kto o nim słyszał. Na miejscu okazało się, że owszem, odbywa się, ale nie we wsi, a na szczycie pobliskiej góry, na którą nie miałam szansy wejść zanim zapadnie zmrok, a impreza dawno się skończy. Byłam przekonana, że utknęłam – bez festiwalu i autobusu, którym mogłabym się stamtąd wydostać, na szczęście udało mi się złapać stopa, bo jakaś miła para również się tam wybierała. Tak samo było w drodze powrotnej.
Trochę strach tak podróżować.
– Byłam z partnerem, więc czułam się raźniej. Owszem, początkowo miałam lekkie wątpliwości, jednak ciekawość wzięła górę. Obawiałam się na przykład jadąc do Rumunii, ale potem było mi głupio przed samą sobą, gdyż okazało się, że owa niepewność wynikała ze stereotypów i uprzedzeń, które mamy głęboko zakorzenione, nawet jeśli wydaje nam się, iż jesteśmy bardzo otwarci. W istocie jest to wspaniały kraj, niezwykle gościnny i przyjazny turystom. Zawsze warto się przełamać.
Taka wyprawa to duże koszty?
– Niekoniecznie, pod warunkiem, że przygotujemy się na skromne warunki transportowo-noclegowe. Spanie w hostelach, schroniskach, przemieszczanie się pociągami, autobusami, na własnych nogach. Oczywiście, musiałam włożyć w podróż trochę oszczędności, a w końcowych miesiącach przed wyprawą zrezygnowałam nawet z telewizji, żeby zaoszczędzić dodatkowy grosz, ale jeśli stawiamy na harcerskie warunki, to witaj przygodo. Niestety, w tym roku przez sytuację z koronawirusem nie miałam możliwości wybrać się gdzieś dalej, ale co się odwlecze…
Fot. Matylda Gombrych
Wierek3
Bardzo ciekawy wywiad i przyjemna muzyka. Powodzenia!