Od godziny 23.00 31 grudnia 2020 roku swobodny przepływ ludzi przez brytyjsko-europejską granicę oficjalnie przeszedł do historii. Zastąpił go bardziej restrykcyjny punktowy system imigracyjny. Na jednym z polonijnych forów dyskusyjnych na Facebooku zadałam pytanie, czy gdyby system punktowy obowiązywał Polaków, w momencie gdy po raz pierwszy przyjechali do Wielkiej Brytanii, to czy udałoby im się uzyskać 70 punktów. Rozgorzała dyskusja. Nikt z wypowiadających się jednoznacznie nie potwierdził, że miałby szansę według nowego systemu.
– Nigdy bym się nie załapała, gdyby obowiązywał mnie system punktowy – napisała jedna z użytkowniczek. – Angielski na poziomie podstawowym, praca w Dominosie za najniższą stawkę. Pierwsze 5 lat spędziłam, pracując w restauracjach, na dwa etaty. Wieczorami studiowałam. Teraz po 17 latach od przyjazdu skończyłam trzy kierunki studiów. Pracuje w human resources. Jestem zadowolona z życia – podkreśla.
Od zera do managera
Martyna Sroka-Lalewicz przyjechała do Wielkiej Brytanii w 2007 zaraz po studiach w Polsce, gdzie skończyła stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Jagiellońskim.
– Zaczynałam jako au pair, ponieważ na studiach miałam niemiecki, a wcześniej rosyjski i niemiecki, zero angielskiego. Ta praca pozwoliła mi się w rok nauczyć języka – opowiada.
Z podszkolonym angielskim Martyna zahaczyła się w branży human resources, odbyła parę praktyk, również bezpłatnych, aż odkryła SEO (ang. search engine optimization, po polsku optymalizacja stron dla wyszukiwarek internetowych), branżę, w której pracuje do dziś.
– Zaczynałam od pozycji praktykanta, a obecnie od 7 lat jestem na szczeblu kierowniczym. Moje zarobki zwiększyły się pięciokrotnie. Czyli od au pair do managera, prawie jak od zera do milionera – śmieje się.
Martyna zawsze rozsądnie wydawała pieniądze, także nawet na słabej pensji udawało jej się coś odłożyć. Ale przy jej początkowych zarobkach na poziomie 13 tysięcy funtów i bez znajomości języka Martyna nie mogłaby zacząć swojej kariery w Wielkiej Brytanii. Gdyby system punktowy obowiązywałby 13 lat temu nie miałaby możliwości przyjechać do tego kraju i pracować. Dzięki wolnemu przepływowi ludzi w ramach Unii Europejskiej mogła tu zamieszkać, kupić mieszkanie, a ostatnio dom z mężem.
– Kocham Wielką Brytanię i cieszę się, że miałam szansę na osiągnięcie mojego sukcesu zagranicą.
Nowy system traktuje tak samo zarówno obywateli Unii Europejskiej, jak i osoby ze wszystkich innych krajów. Każdy, kto chce zacząć pracę w Wielkiej Brytanii będzie musiał wystąpić o wizę pracowniczą i spełnić szereg wymagań, za które są przyznawane punkty. W sumie trzeba zebrać ich 70. Ale nie każdy może zatrudnić cudzoziemca. Jeśli pracodawca chce zatrudnić osobę spoza Zjednoczonego Królestwa (z wyłączeniem obywateli Irlandii), musi posiadać tzw. licencję sponsora. Aby ją zdobyć musi nie tylko spełnić szereg wymagań, ale też zapłacić za certificate of sponsorship (pol. poświadczenie sponsorowania). W tym momencie jest ponad 32 tysiące takich przedsiębiorstw w całej Wielkiej Brytanii.
Ale wróćmy do przeciętnego Kowalskiego, który wymarzył przyjazd do Zjednoczonego Królestwa po brexicie.
Obowiązkowymi wymaganiami, które musi spełnić każdy przyjezdny są:
- Przedstawienie oferty pracy od sponsora zatwierdzonego przez Home Office (20 punktów)
- Praca wymaga odpowiedniego poziomu umiejętności – na poziomie przynajmniej wykształcenia średniego (20 punktów)
- Posługiwanie się angielskim przynajmniej na poziomie B1 (10 punktów)
W sumie: za spełnienie podstawowych warunków otrzymujemy 50 punktów z obowiązkowych 70.
Nawet pracując od początku w zawodzie, nie dostałabym 70 punktów
Powiedzmy, ze udało się nam spełnić trzy podstawowe kryteria i zebrać 50 punktów. Brakujące 20 punktów można uzupełnić dzięki tzw. „kwalifikacjom wymiennym”. Jedną z nich jest wynagrodzenie roczne na odpowiednim poziomie czyli:
- od £20.480 do £23.039 lub 80 proc. średniej stawki dla danego zawodu lub stanowiska (0 punktów)
- od £23.040 do £25.599 lub 90 proc. średniej stawki dla danego zawodu lub stanowiska (10 punktów)
- powyżej £25.600 lub średnia stawka dla danego zawodu lub stanowiska (20 punktów)
Kolejne punkty można otrzymać za:
- ofertę pracy w kluczowym zawodzie określonym przez Migration Advisory Committee (20 punktów)
- tytuł doktora w wykonywanym zawodzie (10 punktów)
- tytuł doktora w dziedzinie STEM, czyli nauk przyrodniczych, technologii, inżynierii i matematyki (20 punktów).
Justyna Suchomska pracuje w finansach. Ostatnio jako supervisor działu płatności dla najstarszego i największego domu aukcyjnego na świecie. – Jednak gdyby system punktowy mnie obowiązywał, to na pewno nie załapałabym się na 70 punktów – zaznacza.
Justyna stopniowo awansowała, zmieniała pracę, aż dostała tę wymarzoną. – Dlaczego wymarzoną? Bo jestem częścią zespołu, jednocześnie mam swoje „autorskie” projekty. Lubię rozwiązywać zagadki, czasem ta praca wymaga zabawy w detektywa, bo błędy zdarzają się wszędzie. Doglądam pracy całego zespołu, planuję pracę. Jestem odpowiedzialna za płatności całej firmy na wszystkich kontynentach, w USA i obszarze EMEA. Dbam również o ciągłe doskonalenie procesu, jak usprawnić płatności, jak wyeliminować błędy– tłumaczy.
W Wielkiej Brytanii wylądowała w 2016 roku. Od początku pracowała w zawodzie, ale zaczynała na najniższym stanowisku: jako asystentka księgowa w sklepie internetowym z tanią odzieżą. Gdyby system punktowy obowiązywał cztery lata temu, nie spełniłaby kryterium finansowego. – Moje zarobki tutaj były poniżej tych, za która się dostaje punkty. A nawet jeśli byłyby wyższe, nie przyjechałam do Wielkiej Brytanii na zaproszenie, co również jest wymagane – dodaje.
Miał być eurotrip, jest nowe życie
Wróćmy jednak na chwilę do zagadkowego kryterium, za które dostaje się 0 punktów. Jest to opcja wprowadzona przez rząd tuż przed końcem okresu przejściowego, 1 grudnia 2020 roku. Jeśli rocznie zarabiasz mniej niż £23.039 mamy dla Ciebie dobrą nowinę! Wciąż możesz przyjechać do pracy w Wielkiej Brytanii, ale… za spełnienie tego warunku nie dostaniesz za to żadnych punktów. Co to zmienia? Jeśli aktualnie w Wielkiej Brytanii brakuje spawaczy, polski spawacz, który otrzymał ofertę pracy, może przyjechać na Wyspy, nawet jeśli jego zarobki nie przekroczą 23 tysięcy funtów rocznie. Oczywiście jeśli jednocześnie spełnił podstawowe warunki opisane powyżej (język, wykształcenie).
Dla Sandry Matysiak wizyta w Wielkiej Brytanii to miała być przygoda życia. – Przyjechałam w 2006 roku z grupá kaskaderów czeskich, taki eurotrip – wspomina.
Spodobało jej się na Wyspach, postanowiła zostać. – Jako niespelna 18-latka nie miałam wykształcenia, ani perspektyw na dobrą pracę, na pewno nie na wymaganym poziomie zarobków – podkreśla.
Parała się róznymi zawodami. Pracowała w sprzedaży w sieci komórkowej, w mediach, w marketingu w dużej amerykańskiej sieci telewizyjnej, a także na menadżerskim stanowisku w jednej z największych światowych korporacji IT. W 2014 roku założyła swoją firmę: MSan Management Ltd. I – Zajmujemy się pomocą dla studentów w sprawach akademickich. oferujemy kursy Business Management, IT, Finance, Economic Studies, Research & Development – wymienia. – Jakby ktoś potrzebował pomocy w zrozumieniu kursu lub tworzeniu academic materials to zapraszam do nas – dodaje.
Sandra jest zadowolona z tego co do tej pory osiągnęła w Wielkiej Brytanii. – I jestem wdzięczna za każdy dzień – sumuje.
Albo praca po znajomości, albo emigracja
W pierwotnym założeniu nowego systemu imigracyjnego wymagana pensja wynosiła ponad 35 tys. funtów rocznie. Taki próg wynagrodzenia został wprowadzony w 2011 roku przez Theresę May, wówczas minister spraw wewnętrznych. Próg ustanowiony przez May był bardzo wysoki, ponieważ miał na celu osiągnąć obniżenie imigracji netto do nieosiągalnie niskiego poziomu (wciąż nieosiągniętego).
Co by to oznaczało dla Wielkiej Brytanii? Pielęgniarka świeżo po studiach w Wielkiej zarabia ok. 23 tysięcy funtów rocznie, a średnie wynagrodzenia w tym zawodzie to 33 tysiące. To oznacza, że przykładowa pielęgniarka z Polski, która mogłyby wesprzeć NHS, na wymagane 70 punktów by się nie załapała. Podobnie w przypadku wielu kluczowych dla sektora publicznego zawodów.
Rząd dwukrotnie obniżał ten próg. Najpierw do 25 tysięcy funtów rocznie, a następnie do 23 tysięcy z dodatkową furtką dla tych zarabiających ledwo powyżej 20 tysięcy, ale pracujących w zawodach kluczowych. To znaczy, że minimalne wynagrodzenie obniżono o prawie 30 proc.
Maciej Kurek z Polski wyjechał w 2002 roku, 2 tygodnie po odebraniu dyplomu. – Moje początki w Wielkiej Brytanii to darmowa praktyka i dorabianie w cateringu, próba zdobycia wartościowego doświadczenia i plan powrotu do Polski, w której wtedy szalało bezrobocie – 20%, a w przypadku ludzi młodych nawet 50% – opowiada. Przed przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej pobyt załatwił sobie w ramach wizy studenckiej, jak mówi, „na lewą szkołę”. Wiele osób korzystało z tej szarej strefy.
Obserwując, co się dzieje w kraju, zdecydował zostać i trochę odłożyć. – Pracowałem w kantynie banku inwestycyjnego oraz w pubie loży masońskiej. Niska płaca, słabe warunki mieszkaniowe, ale zwiedziłem Walię i Szkocję – wspomina. Jako młody człowiek niewiele potrzebował do szczęścia, ale czekał z wytęsknieniem na wejście Polski do Unii.
– Pamiętam jak zmieniło się traktowanie na granicach przed i po wejściem do UE. Po 2004 roku chciałem sprawdzić, jakie mam szanse. Z zaklętego kręgu cateringu wydostałem się na stanowisko w obsłudze klienta. Rok później pracowałem już w marketingu internetowym. I tak przez kilka lat piąłem się po szczeblach korporacji, aż do stanowiska Country Manager w firmie telekomunikacyjnej. Mieszkałem kilka miesięcy na Karaibach, zwiedziłem kawał świata – wymienia.
W końcu postanowił się przebranżowić i zrobił kurs programistyczny, obecnie pracuje jako programista front end. – Od lat systematycznie zwiększam zarobki, kupiłem mieszkanie. Mogę żyć na pewnym luzie i czasem pomóc mamie w Polsce. Ukończyłem Akademię Ekonomiczną we Wrocławiu, ale doświadczenia mojego pokolenia wyżu demograficznego to albo praca po znajomości, albo… emigracja – podkreśla.
Od barmanki do start-up’u
Katarzyna Szade do Wielkiej Brytanii przyjechała jeszcze przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. – W lipcu 2000 roku przyjechałam do Londynu na 10 dni. To znaczy tak powiedziałam rodzicom – uśmiecha się. Miała wizę studencką w szkole językowej. W Polsce maturę ustną z angielskiego zdała na szóstkę, ale po przyjeździe okazało się, że jej umiejętności językowe pozostawiają sporo do życzenia. – Język angielski z perspektywy czasu raczej byłby bez punktów… – zakłada Katarzyna.
Punktów prawdopodobnie nie dostałaby też za zarobki. – Wtedy to 3,70 funtów na godzinę. Nawet przy 50-60 godzinach tygodniowo nie wyrobiłabym wymaganego aktualnie poziomu. Ale oczywiście to były inne czasy. Ciężko porównywać – mówi.
Podróżowanie pomiędzy Wielką Brytanią także nie było tak łatwe jak teraz. – Siedemnaście razy jechałam autokarem w tę i we w tę, gdyż studiowałam w Gdańsku (miałam indywidualny tok studiów) i na loty LOT-em nie mogłam sobie pozwolić. „Tanie” loty weszły dopiero po 2004 roku – podkreśla.
Na wizie studenckiej mogła pracować tylko niewielkim wymiarze godzin. W rzeczywistości pracowała 50-60 godzin tygodniowo, ale w branży gastronomicznej przymykano na to oko. Tysiące Polaków i innych narodowości pracowało wówczas „na czarno”. – Na szczęście na granicy nigdy mnie nie zatrzymali. Choć kumpela siedziała raz szesnaście godzin. Po czym ją wypuścili – wspomina.
Katarzyna zaczynała od bycia barmanką, a teraz wdraża systemy HR i analityczne w branży IT. Ostatnio założyła własną firmę. KATAMI Consultancy oferuje profesjonalne rozwiązania biznesowe dla start-up’ów oraz małych i średnich przedsiębiorstw.
Przed brexitem obowiązywał bardzo restrykcyjny system imigracji dla osób spoza Unii i bardzo liberalny dla Europejczyków (wolny przepływ). Po brexicie będzie obowiązywał umiarkowanie restrykcyjny system, taki sam dla wszystkich. W jaki sposób to wpłynie na imigrację do Wielkiej Brytanii? Czy uda się spełnić obietnicę Borisa Johnsona i znacząco obniżyć poziom imigracji? Czy czeka nas powrót do sytuacji sprzed 2004 roku, kiedy Polacy i tak przyjeżdżali, tylko pracowali „na czarno”?
Czas pokaże. W międzyczasie proponuję Czytelnikom zabawić się i sprawdzić, czy dostaliby 70 punktów w nowym punktowym systemie imigracyjnym. Autorka tego tekstu już wie, że jakby nie liczyła, 70 punktów by nie dostała.
Magdalena Grzymkowska