05 lutego 2021, 09:00
Depresja to ciemność. Na emigracji odnalazłam światło
Zanim postawiono właściwą diagnozę wielokrotnie słyszałam od ludzi: „weź się w garść”, „inni mają gorzej”. Takie „dobre rady” działają na osoby cierpiące na depresję, jak płachta na byka – mówi Ella Polkowska, bohaterka książki Joanny Przetakiewicz „Nie bałam się o tym rozmawiać”. W rozmowie z Magdaleną Grzymkowską opowiada o próbie samobójczej, o wychodzeniu z choroby i nowym życiu na emigracji 


Jak wyglądały Twoje początki z depresją?

– Na depresję leczyłam się 12 lat. Były w tym czasie lepsze i gorsze momenty. Byłam w procesie różnych terapii, brałam leki, spędziłam czas na oddziale zamkniętym. Ale zanim postawiono właściwą diagnozę wielokrotnie słyszałam od ludzi: „weź się w garść”, „inni mają gorzej”. Takie „dobre rady” działają na osoby cierpiące na depresję, jak płachta na byka. 

Kiedy się zorientowałaś, że możesz cierpieć na depresję?

– W momencie, gdy doszłam do ściany. Do wszechogarniającego przygnębienia, przytłaczjących myśli, że jestem nic nie warta, doszły stany lękowe, a nawet objawy somatyczne, jak bóle głowy, bóle pleców, kołatanie serca, omdlenia. Myślałam, że mam chore serce! Chodziłam od gabinetu do gabinetu, od kardiologa do neurologa. Gdy podczas któregoś z kolei wezwania przyjechało pogotowie, pewien młody lekarz, który mnie zbadał, zasugerował, że może powinnam iść do psychiatry. Podejrzewałam już wcześniej, że te moje objawy mogą mieć podłoże psychiczne, ale musiałam to usłyszeć od kogoś kompetentnego. Do lekarza psychiatry umówiłam się późnym wieczorem, aby nikt przypadkiem mnie nie zobaczył. Bo to przecież wstyd. W czasie wizyty rozpłakałam się: „Panie doktorze, czy ja jestem wariatką?” Bałam się, że odbiorą mi dziecko. Jednak lekarz powiedział, że to niemożliwe, że depresja, to zaburzenie, które można leczyć i że mi w tym pomoże. I od tej pory był dla mnie podporą.

Czym dla Ciebie jest depresja?

– Depresja to ciemność. Depresja to chłód. Depresja to wewnętrzny ból, tu, w środku, z którym nie potrafiłam sobie poradzić. Cierpiałam na ataki paniki, które przychodziły w najmniej spodziewanym momencie. Bałam się wyjść na ulicę, bałam się rozmawiać z ludźmi. Były momenty, że nie byłam wstanie podnieść się łóżka. Wykonanie prostych czynności jak wyjście do toalety czy umycie się było ogromnym wysiłkiem, który wiecznie odkładałam „na później”. W pewnym momencie stwierdziłam, że już nie chcę żyć. Samobójstwo wydało się jedynym i najlepszym wyjściem w mojej sytuacji. Żeby po prostu zniknąć i nie być dla nikogo ciężarem. Połknęłam wszystko, co było w apteczce.

Jak wyglądało Twoje leczenie?

– Najpierw zostałam ustabilizowana lekami, po 3 miesiącach podjęłam terapię poza miejscem zamieszkania. W ośrodku spędziłam 6 tygodni. Na początku nie rozumiałam, czym jest terapia. Gdy się mnie pytano, jak się czuję, to ja skupiałam się na objawach, bólu brzucha czy dusznościach. Nie potrafiłam zlokalizować przyczyn tych objawów, które siedziały głęboko we mnie. Nie umiałam także rozróżniać i nazywać emocji: smutku, gniewu, żalu, strachu. Jako dorosła osoba musiałam się nauczyć takich podstawowych rzeczy. Uczyłam się życia od nowa. Początki były bardzo trudne. Po każdej z tych pierwszych wizyt chciałam wyjść i już czuć się dobrze. Ale to nie dzieje się tak szybko. Nie ma drogi na skróty. Z czasem jednak dzięki terapii zaczęłam rozpoznawać przyczyny mojego samopoczucia, które tkwiły w moim dzieciństwie, ponieważ pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej. Jestem dorosłym dzieckiem alkoholika i teraz patrzę na swoje życie, to widzę błędne koło powielania schematów i toksycznych wzorców, jakie wyniosłam z domu. Ale ja jestem żywym dowodem na to, że można to błędne koło przerwać i odnaleźć światło. 

Co oprócz terapii może pomóc cierpiącym na depresję?

– Jestem zdania, że nic nie jest w stanie zastąpić psychoterapii. Ale są metody, które mogą działać wspomagająco. Słyszałam, że dobrze działa medytacja, chociaż jej nigdy nie stosowałam. To, co na mnie dobrze działa, zwłaszcza w czasie ataku paniki, to relaksacyjne ćwiczenia oddechowe. Inną rzeczą, która mi pomagała w takich stanach lękowych, to telefon do zaufanej osoby, której mówiłam: „Nie pytaj, co się dzieje, po prostu mów do mnie. O byle czym, po prostu mów”. I głos tej osoby wyciągał mnie z otchłani strachu, kierował myśli na inne tory, uspokajał. Jednak to, co jest najważniejsze i od czego trzeba zacząć, to konsultacja z lekarzem. Nie bójmy się, nie wstydźmy się poprosić o pomoc! W Wielkiej Brytanii można się zgłosić bezpłatnie do lekarza rodzinnego lub pielęgniarki psychiatrycznej. Profesjonaliści najlepiej są w stanie ocenić nasz stan oraz zadecydować o dalszym leczeniu. Nie dajmy się zwieść takiemu myśleniu: „ja muszę tylko wyspać, odpocząć i wszystko wróci do normy”. Jeśli złe samopoczucie trwa tygodniami lub miesiącami, to nie miejmy złudzeń, że samo się wszystko ułoży. Zwłaszcza że to nigdy nie jest tak, że cały czas czujemy się źle. Są dni, że czujemy się lepiej, myślimy: „o, poprawia mi się”, a potem przychodzi kolejny kryzys i tak życie przecieka nam przez palce. Często ukrywamy sami przed sobą swoje złe samopoczucie, nie dajemy sobie prawa, żeby chorować, co w konsekwencji jeszcze bardziej podkopuje nasze poczucie własnej wartości i ogólny dobrostan. Ta choroba wielokrotnie pokazała również w moim przypadku, że może doprowadzić do tragedii. Nie wolno jej lekceważyć. Czasami to może bardzo długo trwać, żeby się postawić na nogi. Bo to wbrew pozorom ciężka i systematyczna praca nad sobą, walka z przyzwyczajeniami, zerwanie z destrukcyjnymi nawykami, czasem także wiąże się z zakończeniem pewnych znajomości i relacji. Ale warto zawalczyć o siebie!

A co jeśli ktoś bliski choruje na depresję? Czy z perspektywy osoby, która tego doświadczyła, mogłabyś podpowiedzieć, co można dla takiej osoby zrobić?

– Przede wszystkim być przy niej. Rozmawiać z nią bardzo spokojnie i delikatnie. Nie krytykować, nie oceniać. Stworzyć taką atmosferę bezpieczeństwa, dzięki której osoba chora będzie mogła się otworzyć i szczerze powiedzieć o tym, jak się czuje. Na pewno też nie lekceważyć stanu osoby chorej, nie doradzać, nie zmuszać do niczego.  To jest bardzo trudne zadanie i taka sytuacja wymaga od osoby wspierającej dużych pokładów empatii, ponieważ osoba zdrowa nie ma pojęcia, nie potrafi sobie nawet wyobrazić tego, co się dzieje w głowie osoby chorej na depresję. Dlatego też słuchanie jest takie ważne. Słuchajmy i ufajmy tej osobie. Jeśli ona mówi: „nie mam siły wstać z łóżka”, to nie zakładajmy, że ta osoba przesadza. Jeśli chce spać cały dzień, to niech śpi. Dajmy jej czas. Powiedzmy jej tylko, że jesteśmy obok, jeśli czegokolwiek będzie potrzebowała. Tylko w taki sposób uda nam się dotrzeć do tej osoby, budując obopólne zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Bądźmy wytrwali, nie zniechęcajmy się, nie przekreślajmy tej osoby zbyt szybko. A jeśli to wszystko nie pomaga, warto samemu iść do lekarza specjalisty, opisać mu sytuację i poprosić o profesjonalną pomoc.

Badania pokazują, że emigracja i wiążące się nią poczucie osamotnienia i braku bezpieczeństwa, może być jednym z czynników wywołującym depresję. Tymczasem dla Ciebie emigracja to był taki trochę plaster dla duszy.

– To, podobnie jak cała moja historia, jest dokładnie opisane w książce „Nie bałam się o tym rozmawiać”. Gdy zaczęłam wychodzić na prostą myślałam o tym, że muszę coś zrobić ze swoim życiem. Syn, który mieszkał już za granicą od kilku miesięcy, powiedział: „Mamo, zostaw tę Polskę”. W wieku 43 lat zdecydowałam się wyjechać. Zostawić za sobą wszystko co złe, zacząć od nowa. Na początku miałam przyjechać na próbę, zobaczyć, jak będzie. Jestem tu już sześć lat.  Odważyłam się i to była najlepsza decyzja w życiu. Żałuję, że nie podjęłam jej wcześniej! Obecnie pracuję na lotnisku London Stansted i jestem zadowolona z życia. Jestem już na tyle stabilna, że wiem, jak coś się złego się zbliża, wracam do terapeuty. To, że mam nad tym kontrolę, daje mi siłę. 

Mamy kolejny lockdown. Wraz z izolacją rośnie ryzyko depresji. Jak się teraz czujesz?

– Radzę sobie. Oczywiście pierwszy lockdown to była nowa sytuacja, której towarzyszył strach przed zakażeniem. Teraz mamy więcej informacji, więc jest lepiej pod tym względem. W czasie pierwszego lockdownu starałam się robić wszystko, na co miałam ochotę. Czytałam książki, oglądałam filmy, uczestniczyłam w wydarzeniach online. Wspominam ten czas jako bardzo rodzinny, bo mam to szczęście, że mieszkam z synem i synową. I tak optymistycznie staram się podchodzić do tego aktualnego lockdownu. Teraz jest to trochę trudniejsze, bo dzień jest krótszy, gorsza pogoda, więc i nastrój bywa obniżony. Osobiście najbardziej brakuje mi wyjścia na kawę z przyjaciółmi… Ale staram się w tym czasie skoncentrować na sobie, zadbać o siebie w tym czasie i nie narzekać. I to naprawdę działa! 

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_