– Dziewczyny, mamy siekierę?
– Siekierę? Myślicie, że będzie potrzebna?
– Jezioro zamarzło, patrzcie…
– Cienka warstwa lodu, damy radę…
– Cienka przy brzegu, dalej będzie grubo…
Krótka chwila zawahania.
– Dawajcie, wchodzimy. Krok po kroku, ostrożnie. Będziemy łamać lód stopami.
– Jak prawdziwe lodołamaczki!
Narodziny Meluzyn
Co łączy instruktorkę Muay Thai, mikrobiolożkę, masażystkę czy techniczkę dentystyczną? Zamiłowanie do lodowatych kąpieli w szkockiej zimowej naturze. Nazywają się Meluzyny, od imienia mitologicznej istoty żyjącej w świętych źródłach rzek i jezior oraz… kultowej piosenki Małgorzaty Ostrowskiej o tym samym tytule.
– Jesteśmy grupą przeróżnych kobiet z Edynburga i okolic, które połączyła wspólna pasja – zimne kąpiele. Dla każdej z nas jest to bardzo intensywne i indywidualne przeżycie za każdym razem, więc wspieramy się wzajemnie w tej podroży. Nie ma tu miejsca na ustalanie indywidualnych rekordów, rywalizację czy też przemądrzanie się – mówi Iza, lat 41. – Celem naszej grupy jest stworzenie bezpiecznej atmosfery, w której każda z nas może czuć się sobą bez obawy bycia ocenioną. Świętujmy wszystkie odcienie kobiecości z dala od stereotypów i oczekiwań. A im bardziej się różnimy, tym bardziej wszystkie do siebie pasujemy, tworząc bogatszą całość, przepełnioną niesamowitą energią – dodaje.
– Meluzyny życia się nie boją – śmieje się Ania, lat 42.
Niektóre próbowały morsowania wcześniej, dla innych to była zupełna nowość. Wiele z nich poznało się na warsztatach zorganizowanych przez „LogOut4Life – Wyloguj się do życia” na które zaproszony był Maciej Szyszka Dotyczyły one pracy z oddechem, a odbyły się na północy Szkocji, gdzie w programie było również zanurzenie w zimnej, górskiej wodzie.
– Pojechałam tam we łzach. Ktoś mnie wystawił. Ale zerwałam z modelem bycia wystawianą. Czułam, że pragnę iść swoją drogą, że mogę kreować własną rzeczywistość, że wyjdę ze strefy komfortu. Stąd ten samotny wyjazd – wspomina Ania.
Na tych warsztatach była także Dorota, lat 51.
– Muszę przyznać, że pierwszy raz zanurzając się w wodzie, która miała około 10 stopni, byłam przerażona. Ale złapałam bakcyla. Coś mnie ciągnęło, żeby spróbować ponownie – wspomina.
– Zaiskrzyło – potwierdza Ania.
Na warsztatach uczestnicy poznali metodę oddechową Wima Hofa, znanego z niespotykanej odporności na zimno. Znany na całym świecie Ice Man ma na swoim koncie kilka rekordów Guinessa, w tym w przebywaniu w kapsule całkowicie wypełnionej lodem (prawie dwie godziny) i najdłuższym odcinku przepłyniętym pod lodem (57 metrów). Przeszedł on półmaraton bosymi stopami po śniegu i lodzie. Swoje imponujące wyniki zawdzięcza, jak mówi specjalnej technice oddychania, medytacji i regularnej ekspozycji na zimno.
– Ja jestem zmarzluchem, więc to było takie wyzwanie dla samej siebie, przełamać tę barierę z zimnem. Przed warsztatami robiłam to już wcześniej, morsowałam w morzu, w ośnieżonych górach Cairngorms, brałam udział także w noworocznym zanurzeniu Loony Dook, kiedy Szkoci wskakują do wody w śmiesznych strojach – opowiada Roksana. Ma 24 lata i pochodzi z Wrocławia.
– Na pierwsze lodowe kąpiele namówiła mnie moja partnerka. Niezbyt to do mnie przemawiało. Gdy odkryłyśmy metodę Wima Hoffa, wszystko się zmieniło. Po pierwszej „oddechówce” ogarnął mnie spokój i wyciszenie. Tak zaczęła się ta „zajawka”, zgłębianie tematu przez praktykę i czytanie literatury na ten temat – podkreśla Zosia 32-latka z Podhala.
– Po warsztatach powstała inicjatywa zawiązania grupy, abyśmy mogły się ze sobą kontaktować i umawiać na wspólne zanurzenia – tłumaczy Ania.
I tak to się zaczęło. Spirala wspólnych spotkań w naturze zaczęła się nakręcać, do grupy zaczęły dołączać inne osoby.
– Zaczęłyśmy spotykać się na nasz rytuał o wschodzie słońca. Razem odkrywałyśmy różne cudowne miejsca wokół Edynburga. Spotkania w pięknych miejscach z pięknymi ludźmi z piękną energią – wymienia Roksana.
– Mój pierwszy raz był drastyczny. Udało mi się wytrzymać w wodzie może minutę, bo zrobiłam to zupełnie bez przygotowania. Dopiero jak poznałam Meluzynki, to nabrało zupełnie innego wymiaru – zaznacza Kasia 37-latka z Gdyni.
W wodzie wszystkie jesteśmy równe
Lodowata woda to nie jest to naturalne środowisko dla człowieka. Początkowa reakcja to szok. Przeszywające zimno. Serce przyspiesza, wali jak młotem. Skupienie na oddechu w wodzie pozwala ustabilizować tętno, uspokoić szalejący organizm.
Później pojawiają się mrówki. Chodzą po całym ciele i kłują skórę tysiącami małych żądełek. Potem nagle, zupełnie niespodziewanie zaczyna się robić ciepło i przyjemnie. To adrenalina. – Trzeba właśnie uważać, aby nie dać się oszukać zmysłom i nie zostać w wodzie za długo, aby nie doszło do hipotermii – ostrzega Kasia.
– Morsowanie wzmacnia twój organizm odporność, daje dużo endorfin, wzmacnia koncentrację. Po takim zanurzeniu porannym jesteś w euforii – dodaje Roksana.
Z czasem jednak to może stać się uzależniające. – Kiedy nie mogę jechać na zanurzenie w naturze, robię sobie lodowate kąpiele w domu. W beczce, w ogrodzie, z kostkami lodu. To jest to świetna alternatywa – zauważa Kasia.
Meluzyny zachęcają do spróbowania morsowania na własnej skórze, jednak nie należy tego robić bez uprzedniego przygotowania. Zalecają zapoznanie się z metodą Wima Hofa. Najlepiej jest zacząć jesienią, aby przygotować organizm do niskich temperatur. Dobrym sposobem na początek jest też regularna adaptacja dłoni i stóp w misce z wodą i lodem minimum przez minimum 2 minuty. Przez ten czas ręce będą boleć, ponieważ zwężają się naczynia krwionośne, później ten ból ustępuje. Przygotowanie obejmuje też spakowanie odpowiedniego stroju, ręcznika, rzeczy na przebranie. Jedna z Meluzyn, Roksana prowadzi bloga ARoxanne.com.pl na którym w kilku wpisach opisuje zasady przygotowań do zimnych kąpieli.
– Najważniejsze to zadać sobie pytanie: dlaczego właściwie chcesz morsować? Po co ci to jest? Czy zależy ci tylko na zdjęciach, którymi się możesz pochwalić znajomym czy to jest bardziej głębszy proces. Dla nas, Meluzyn, każde zanurzenie to rytuał. Ważne jest dla nas zjednoczenie w ramach grupy, ale też jedność ze wszechświatem i z otaczającą nas naturą – tłumaczy Roksana.
– Chodzi o to, żeby to nie było właśnie takie zanurzanie tylko fizyczne, ale żeby miało to też siłę duchową i wartość energetyczną. To wtedy też nabiera wewnętrznej mocy. Dziękujemy za to, że jesteśmy, że mamy siebie, że mamy zdrowie, że mamy rodziny, za dużo innych rzeczy. Czasami mamy intencję grupową. Staramy się, żeby to miało jakiś cel i znaczenie. Dla mnie magiczny moment – podkreśla Kasia.
– To wspólna pasja i cudowne połączenie z kobietami dla wspólnego dobra. Jesteśmy sobie bliskie. Daję kawałek siebie a otrzymuję milion razy więcej. Ta energia się mnoży i nas wypełnia. W mrożącej krew w żyłach wodzie wszystkie jesteśmy równe. To bardzo intymne doświadczenie – dodaje Ania.
– Nie mogłabym przestać tego robić. Jak potrzebuję tlenu do oddychania, pożywienia do działania, snu do odpoczynku, tak samo potrzebuję zanurzeń do bycia szczęśliwą. Każde zanurzenie do walka z własnymi słabościami i niesamowita satysfakcja, gdy wychodzimy z niej zwycięsko – mówi Dorota.
– Dla mnie oprócz poczucia szczęścia ważny jest też spokój, który utrzymuje się długo po zanurzeniu. O wiele łatwiej zmierzyć mi się z rzeczywistością. Mój próg stresu znacznie się podniósł. Teraz śmieję się z rzeczy, które kiedyś spędzały mi sen z powiek – uśmiecha się Zosia.
Jeszcze nigdy nie dostałam tak wiele
W związku z tym, że większość Meluzyn mieszka w Edynburgu, korzystają z terenów wokół miasta. Najczęściej można je spotkać w Pentlandach, Bonaly Reservoir, Gladhouse Reservoir, koło wodospadu w Flotterstone, na plaży w Queensferry, w Cramond lub w bardziej odległym Dunbar lub North Berwick.
– Obecnie nasza grupa liczy około 50 osób, aczkolwiek jest wiele dziewczyn, które obserwują nas, może jeszcze nie są gotowe morsować, ale wierzę i trzymam kciuki za wszystkie, że przyjdzie dla nich odpowiedni moment – mówi Roksana.
– Stałych bywalczyń jest jedenaście. Są to dziewczyny w różnym wieku, z różnych grup społecznych, o różnych historiach, które się wspierają również poza zanurzeniami. Jesteśmy naprawdę blisko. To jest niesamowita grupa, w której każdy może poczuć się wyjątkowo, być sobą i czuć, że wnosi coś ważnego do tej grupy. Można nawet poczuć się częścią pewnej rodziny. I to jest niesamowite – podkreśla Kasia.
– Znalazłam tu pełna akceptację, wsparcie i przyjaźń. Wszystkie pomagamy sobie na co dzień, jesteśmy, gdy tylko któraś nas potrzebuje. Ja również dużo się uczę, również niemyślenia stereotypami i innego podejścia do różnych tematów. Polecamy sobie nawzajem książki i filmy. Dzięki grupie odnajduję w sobie duchowość i wrażliwość. Myślę, że dzięki niej jestem lepszą osobą – kwituje Dorota.
– Dziewczyny zmieniły moje życie na lepsze, cały czas je ubogacają. Uczę się od nich i poznaję siebie samą lepiej każdego dnia. Czuję więź ponad podziałami i różnicami. Czuję się akceptowana. Nie lubię zimna i nigdy nie pomyślałabym, że będę siedzieć 10 minut w wodzie o temperaturze bliskiej zeru stopni, a jednak to robię. Dzięki bezpiecznej przestrzeni, jaką tworzą Meluzyny jestem bardziej otwarta na wyzwania. Ta grupa pozwoliła mi odkryć swój głos i pokazała, że jest ważny – dodaje Zosia.
– Jeszcze nigdy nie dostałam tak wiele, dając tak niewiele. Czuję wdzięczność, że mogę być częścią tej przygody – podsumowuje Ania.
Magdalena Grzymkowska