Kto oglądał film „Noce i Dnie” w reżyserii Jerzego Antczaka zapewne zapamiętał wielokrotnie powtarzaną scenę, w której na biało ubrany hrabia Tobolski, stojąc po kolana w błotnistym stawie, wyrywa pęki nenufarów by wręczyć je przyszłej Barbarze Niechcic. Ten gest młodzieńca towarzyszył głównej bohaterce całe życie i niewątpliwie był to najbardziej romantyczny bukiet jaki kiedykolwiek otrzymała. Jednak nenufary szybko więdną w wazonach i zapewne byłoby je lepiej zostawić w stawie, gdzie odbite w wodzie, wyglądały znacznie piękniej.
Nenufary i złote piaski
Lilie wodne zachwycały od wieków poetów i malarzy. Impresjonista Claude Monet próbował uchwycić ich piękno na 250 obrazach i żaden z nich nie zadowolił artysty. Ich kwiaty, liście to piękno dryfujące, mieniące się w słonecznych blaskach wody lub jaśniejące jak małe latarnie w pochmurne dni. Kto kocha nenufary, ten wie, że tylko w naturze wyglądają najpiękniej. Taki zamysł przyświecał twórcom tego cudownego, liliowego raju 160 lat temu. Był to najważniejszy i centralny punkt ogrodów i krajobrazu jaki chcieli stworzyć właściciele wokół dworu Stackpole. Dwór już nie istnieje, ale stawy ciągnące się przez kilka kilometrów przyciągają w sezonie tysiące zachwyconych spacerowiczów. Od roku 1780 do 1860 rodzina Cawdor budowała miejsce gdzie nenufary będą miały jak najlepsze warunki do zawładnięcia wyobraźnią oglądających. Zablokowano trzy niewielkie dolinki pomiędzy piaskowymi klifami prowadzącymi do przepięknej plaży Barafundle. Wielokrotnie nominowano ją jako „najlepszą” w Wielkiej Brytanii ze względu na złote piaski i zaciszne, ukryte z dala od wszelkich dróg położenie. Stawy zachodnie są zasilane wodami ze źródeł podziemnych, w związku z czym poziom ich wód waha się w zależności od sezonu aż do dwóch metrów. Ich wody są przejrzyste i niezwykle błękitne. Początek tej kaskadowej budowli wyznacza Grassy Brigde czyli „trawiasty most”, który jest zaporą i fundamentem ciągu zbiorników. Obecnie Bosherston Lakes wyglądają na twór przyrody i są częścią Narodowego Naturalnego Rezerwatu oraz Przyrodniczej Strefy Specjalnej. Wśród lilii zadomowiły się łabędzie a także mnóstwo innych ptaków, nie tylko wodnych. W czasie spaceru możemy usłyszeć trele najmniejszego europejskiego ptaszka: mysikrólika. Możemy też zauważyć mnóstwo przemykających wśród gałązek strzyżyków a czasem nawet mignie nam skrzydlaty klejnocik: zimorodek. Wody zasiedliły ryby, co z kolei przyciągnęło wydry, czaple i rzadkie nurogęsi.
Grzybienie na uspokojenie
Nazwa gatunkowa lilii wodnych to Nymphaea. Pochodzi ona z greckiego mitu o wodnej nimfie, która zmarła z miłości i zadrości o półboga Heraklesa. Jej ciało zamieniło się w ów piękny wodny kwiat. Podobno szczyty kolumn pierwszej Świątyni Jerozolimskiej miały kształt nenufaru. W starożytnym Egipcie był to kwiat kultu, żywa metafora boskiej rzeki Nilu. Błękitnawe kwiaty otwierały się wraz ze wschodzącym słońcem, zamykały o zachodzie. Białe lilie zaś rozpościerały płatki w nocy by zamknąć je o świcie. Egipcjanie uznali to za fundamentalny podział wśród boskiego systemu: życia i życia po śmierci. Kolorem żałoby był biały jak lilie wodne kwitnące w nocy. W Polsce i innych krajach słowiańskich lilie czyli grzybienie ceniono ze względu na ich właściwości… barwnicze. W ich kłączach bowiem znajdują się garbniki. Jest to związane z obecnością soli żelaza, które barwią tkaniny na intensywnie zielony kolor gdy kłącza są młode, a na czarny gdy już obumierają. Być może stąd kolorem żałoby była czerń. Grzybienie stosowano też w zielarstwie. Wyciąg ze świeżych kwiatów działa bowiem uspokajająco na serce i nasennie. Ma też hamować pobudzenie seksualne. Świeże liście przykładano do wszelkiego rodzaju wykwitów na skórze: wrzodów, pryszczy i chorób bakteryjnych. Trzeba jednak bardzo uważać bo w tej roślinie znajdują się substancje trujące, które mogą nawet spowodować zatrucie nerek i w rezultacie śmierć. Mogą one również powodować otępienie i halucynacje. Do lilii wodnych zalicza się także kwiat lotosu. W języku angielskim znane jest określenie „lotus eater”, czyli osoba jedząca te rośliny. Oznacza ona człowieka obojętnego, otępiałego i nie zainteresowanego rzeczywistością.
Podwodne owoce
Prócz pięknych kwiatów grzybienie mają też niezwykłe liście unoszące się z gracją na powierzchni wody. W ich blaszkach znajdują się komory powietrzne, które można z łatwością zauważyć gdy je odwrócimy. Prócz tego pokryte są włoskami wydzielającymi śluz. Chroni je on nie tylko przed zatonięciem, ale też i wysychaniem. Lilie wodne kwitną od czerwca do października. Ich kwiat otwiera się na trzy do czterech dni. Po tym wydaje się, że znikają. I to prawda, bo po przekwitnięciu szypułka skręca się jak spirala i…wciąga więdnący, zapylony kwiat pod wodę, gdzie zaczyna kształtować się rzadko widywany owoc, wyglądający nieco jak zielona makówka. Dojrzewa ona pod wodą wykształcając nasiona. Następnie odpada od szypułki i płynie w świat. Po jakimś czasie pęka uwalniając liczne nasiona, które również unoszą się na wodzie dzięki wytwarzanemu przez nie śluzowi. Kłącza są jedyną częścią grzybieni, które potrafią przetrwać zimę. Reszta obumiera. W opowieściach o tej niezwykłej roślinie przewija się wiele nazw: lilia wodna, grzybień, nenufar…Ta ostatnia pochodzi z języka arabskiego. W języku polskim rodzima nazwa jest dość osobliwa, bowiem można ją stosować jedynie w liczbie mnogiej czyli możemy powiedzieć „grzybienie”, ale już nie „grzybień”. W Stackpole liliowe stawy to nie wszystko. Gdy National Trust przejął te tereny, wyburzono już wprawdzie dwór, ze względu na niebotyczne podatki, ale ocalono wiele tras spacerowych na obszarze ponad trzynastu kilometrów kwadratowych. Są tam cudowne lasy, pola a przede wszystkim plaże, klify, tereny nadmorskie. Możemy tam wędrować godzinami, dlatego warto zabrać ze sobą plecaki z prowiantem i plażowe koce. Z parkingu nieopodal kościoła w Bosherton, Pembrokeshire, możemy dojść do kilku plaż, które zapierają dech: jak Barafundle (105 minut), Stackpole Quay (100 min) czy też pobliskiej Broadhaven South (40 minut). Każda z tych wycieczek poprowadzi nas wzdłuż przepięknych kobierców lilii wodnych ułożonych na wodnych błękitach. Z każdym krokiem będziemy myśleć, że piękniej już być nie może… ale wędrujmy dalej. Gdy dotrzemy do miejsc, gdzie pojawią się łabędzie z pewnością poczujemy, że tak cudownie może być tylko w liliowym raju. I nawet najbardziej odporni na uroki natury będą musieli przyznać, że czasami warto być poetą lub malarzem…
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders