24 maja 2021, 09:00
Rozbitkowie Brexitu
Giuseppe Pichierri, od piętnastu lat włoski konsultant NHS, stał ze swoją czteroletnią córeczką, trzymającą w ręku baloniki i kartkę powitalną, na londyńskim lotnisku Heathrow. Oczekiwali radosnego przyjazdu jego ulubionej, dwudziestoczteroletniej siostrzenicy Marty. Czekali już długo i córka zaczynała się niecierpliwić. Ale do wieczora Marta nie zjawiła się i nie przekazała żadnej wiadomości. Biuro Informacyjne nie potrafiło nic wyjaśnić. Z zapłakaną córeczką, już bez baloników, wrócił do domu. W połowie nocy zadzwonił telefon. Zawiadomiono go, że Marta została zatrzymana podczas kontroli paszportowej i przewieziona w kajdankach do obozu dla imigrantów w Colnbrook. Ma zostać wydalona z kraju. Następnego dnia udało mu się ją odwiedzić. Zapłakana siostrzenica była przerażona, bo myślała, że przebywa w więzieniu, co może nie było tak dalekie od prawdy.

Jeszcze tego samego dnia odesłano ją z powrotem do Włoch z informacją w paszporcie, że jest deportowana z kraju. Okazało się, że powodem jest list, w którym pan Pichierri zapraszając Martę napisał, że w czasie swojego pobytu w Londynie będzie mogła podszkolić swój angielski i pomóc jego żonie w opiece nad trójką ich małych dzieci. Brzmiało to jak oferta pracy au-pair. To wystarczyło, by Martę zatrzymano. Siostrzenica powiedziała, że postara się wrócić do Wielkiej Brytanii za parę tygodni, ale szanse na jej powrót do Londynu, z taką adnotacją w paszporcie, wydają się nikłe.

Pewna młoda Hiszpanka z Walencji została zatrzymana w zeszły czwartek, gdy przyjechała do Gatwick, aby rozejrzeć się na brytyjskim rynku pracy. Kiedy odmówiono jej wjazdu do Wielkiej Brytanii, zaoferowała, że wykupi natychmiastowy bilet powrotny, ale urzędnicy Border Force odrzucili wniosek i odesłali ją do obozu w Yarl’s Wood. Obecnie z powodu pandemii wszyscy internowani izolowani są tam w swoich celach. Hiszpanka przebywała w Yarl’s Wood trzy dni. Po interwencji prasy pozwolono jej odbywać kwarantannę u swojej siostry pod Londynem, ale paszport jej zatrzymano.

Inna Hiszpanka z Bilbao planowała znaleźć pracę w Wielkiej Brytanii, a następnie wrócić do Hiszpanii, by już tam, zgodnie z nowym prawem, złożyć aplikację o pracę w Anglii na wcześniej ustalonym stanowisku. Planowała ostatecznie wrócić ponownie po otrzymaniu stanowiska. Odmówiono jej jednak wjazdu do Anglii. Podobnie jak w poprzednim przypadku przewieziono ją w kajdankach do obozu dla imigrantów, a następnie deportowano do Hiszpanii, mimo że w Anglii posiadała stały adres pobytu u swojej krewnej. W tym samym dniu Czeszkę, która w drodze powrotnej z Meksyku do Pragi chciała na parę dni zatrzymać się w Londynie, by poszukać w nim przyszłej pracy, nie tylko nie wpuszczono do Anglii, ale nie pozwolono dalej jechać do Czech. Pracownicy służb imigracyjnych  umieścili ją w najbliższym samolocie do Meksyku, ciesząc się, że pod względem prawnym mają problem rozwiązany. 

We wszystkich tych przypadkach mamy do czynienia z młodymi Europejczykami, niezorientowanymi jeszcze w pełni, do jakiego stopnia Wielka Brytania zmieniła się od 1 stycznia 2021 roku. Obywatele Unii przyjeżdżający w poszukiwaniu pracy do Wielkiej Brytanii, trafiają do obozów odosobnienia dla imigrantów, nawet jeśli posiadają zaproszenie na spotkanie w konkretnej firmie brytyjskiej. Według nowych przepisów osoby, które chcą pracować w Zjednoczonym Królestwie, muszą złożyć podanie o wizę umożliwiającą wjazd do Wielkiej Brytanii, przebywając jeszcze na terenie swojego kraju. Przepisy wydane przez Home Office nie zezwalają na przyjazd do Anglii na rozmowę kwalifikacyjną. Obywatele Unii nie mogą też, jak dawniej, ubiegać się o bezpłatne staże w instytucjach brytyjskich.

Dotychczas epidemia powodowała, że zmiany w przepisach o potrzebie wizy wjazdowej w celu podjęcia pracy były zakamuflowane. Z powodu restrykcji epidemicznych odbywało się mało lotów. Teraz, gdy sytuacja się uspokaja, nagle ukazuje się nowy, surowy krajobraz postbrexitowy. Problem leży nie tylko w surowości nowych przepisów, ale i w złośliwości z jaką brytyjskie służby graniczne wykonują zarządzenia rządowe. Ambasadorowie państw unijnych i europosłowie różnych narodowości składają skargi do Komisji Europejskiej lub bezpośrednio do przedstawicieli brytyjskich ministerstw, ale ich apele o humanitarne traktowanie nieświadomych „przestępców imigracyjnych” są daremne.

W zeszłym tygodniu komisarz unijny Maros Sefcovic, który (wraz z Michaelem Govem) jest współprzewodniczącym postbrexitowej brytyjsko-unijnej rady partnerskiej, oświadczył europarlamentarzystom, że zaskarży na drodze sądowej wszystkie sytuacje tego typu, dotyczące złego traktowania obywateli unijnych na granicy brytyjskiej. Brytyjczycy odpowiedzieli, że nowe przepisy są klarowne i łatwo dostępne w internecie, a nakładanie imigrantom kajdanek i internowanie ich w obozach uzasadniali obecnym brakiem lotów powrotnych i przepisami antycovidowymi.

Opisane osoby nie są jedynymi ofiarami nowych przepisów. Polskie organizacje zajmujące się opieką na polskimi obywatelami poza granicami kraju wskazują, że znaczna część Polaków wróciła w zeszłym roku do Polski podczas szczytu pandemii, licząc na to, że kryzys covidowy przeczekają w swoich rodzinach, w rodzinnych miejscowościach. Wielu z nich nie posiadało jeszcze uregulowanego statusu pobytu w Wielkiej Brytanii, ale liczyli na to, że uda im się powrócić do Anglii do 30 czerwca, tak aby zdążyć załatwić potrzebne dokumenty. Czeka ich duży zawód. Stosowne dokumenty trzeba było złożyć przed wyjazdem i teraz mogą nawet nie zostać wpuszczeni do Wielkiej Brytanii, aby złożyć podanie i utrzymać posiadane zatrudnienie.

Równie ciężka jest sytuacja tych wszystkich osób w Wielkiej Brytanii, które dopiero teraz chcą złożyć podanie o pobyt. Trzeba pamiętać, że wnioski można było składać już ponad dwa lata. Od 28 sierpnia 2018 roku do 31 grudnia 2020 roku zarejestrowało się 4,9 milionów obywateli z różnych krajów Unii, w tym 911 tysięcy obywateli polskich. Spośród składających wniosek 52% uzyskało status osoby osiedlonej, a 44% status tymczasowy. Pozostałe podania zostały odrzucone lub unieważnione. Jeszcze 320 tysięcy wniosków czeka na rozpatrzenie i istnieją poważne obawy, że Home Office po prostu nie zdąży załatwić ich na czas. Osoby, których to dotyczy, mogą znaleźć się po 30 czerwca bez prawa do pracy, bez prawa do posiadania konta bankowego, bez prawa do darmowego korzystania ze służby zdrowia, bez dostępu do pomocy społecznej oraz nauki na wyższych uczelniach, dopóki nie uzyskają potrzebnego im statusu pobytu. Mogą nawet stracić obecną pracę lub mieszkanie, bo nie będą mogli udowodnić, że mają prawo przebywać w Wielkiej Brytanii.

W jeszcze gorszej sytuacji mogą znaleźć się ci, którzy dopiero teraz składają podania. Powody opóźnień w składaniu wniosków są różne. Wielu spóźniło się ze złożeniem podania o status osiedlenia, bo nie mają odpowiedniej dokumentacji, nie mieszkają w Londynie, nie czytają gazet ani polskich, ani brytyjskich. Agencje takie jak East European Resource Centre podają, że „linia telefoniczna jest wiecznie gorąca” i że nie zmniejsza się ilość składających wnioski. „Tak będzie do końca czerwca” – zapowiadają. Wiele z tych spraw jest wyjątkowo trudnych, bo składający nie posiadają kompletu dokumentów ani pisemnego świadectwa swojego pobytu w Zjednoczonym Królestwie, choćby dlatego, że byli bezdomni i bezrobotni. Ich sprawy mogą wymagać porady prawników. Co więcej, jest to nie tylko wyścig z czasem, ale i kwestia poważnych problemów karnych. Liczba deportowanych Polaków stale rosła od 2001 roku, kiedy takich przypadków było 302, by w 2015 roku wynieść już 951, a w 2020 roku o 600 kolejnych więcej. Główne przewinienia to: przemoc domowa, rozboje po pijanemu, użycie noża, posiadanie i handel narkotykami, przestępstwa na tle seksualnym, ale też brak stałego miejsca zamieszkania. Aby uniknąć deportacyjnych łapanek Home Office Polacy starają się zalegalizować swój pobyt. Ale nawet, gdyby jakimś cudem uzyskali nowy status gwarantujący im prawo pobytu w Anglii, to wciąż będą narażeni na brak pisemnego świadectwa, które to potwierdzi, bo wielu z nich nie posiada telefonów komórkowych, a tylko za ich pomocą można status osiedlenia zarejestrować.

Do tego dochodzi los dzieci w sierocińcach oraz znajdujących się pod opieką władz lokalnych. Na łamach Tygodnia Polskiego pisała już o tym wcześniej Julita Kin. Ponad 3690 dzieci, których rodzicami są obywatele Unii Europejskiej i które objęto opieką społeczną, może wyrosnąć na pozbawionych dokumentów dorosłych, bez prawa do pobytu i pracy w Wielkiej Brytanii. Według Children’s Society tylko 39% spośród nich posiada dokumenty potwierdzające prawo pobytu przyznane przez lokalne samorządy, a status pozostałych 61% jest niejasny. Mogą być one deportowane po 30 czerwca. Organizacja domaga się, aby Home Office pozytywnie rozpatrzyło ich podania, a rady miejskie przyspieszyły ich składanie. Wiele z tych dzieci przeżyło silny stres w momencie odbierania ich rodzicom, a bez odpowiedniej dokumentacji, ich los może okazać się jeszcze cięższy. Wszystkie te problemy można zrozumieć, ale okazuje się, że wiele dzieci z tradycyjnych rodzin, w tym również polskich, nie posiada paszportów ani polskich, ani brytyjskich, mimo że najczęściej mają prawo do obydwu. Ich los po 30 czerwca jest niepewny, zwłaszcza jeśli osiągną już pełnoletność. 

Wszystkie te osoby są niezamierzonymi ofiarami zamętu wywołanego przez Brexit. Dotyka je chaos społeczny, który obecnie ogarnia społeczności unijne, w tym szczególnie polską, zamieszkałe w Wielkiej Brytanii. Chaos ten częściowo wywoływany jest przez niewyjaśnione jeszcze przepisy, częściowo przez agresywne nastawienie urzędników Home Office podczas wykonywania powierzonych im czynności, częściowo przez karygodne zaniedbywanie swoich własnych spraw przez wielu Polaków.

Atmosfera zagrożenia powoduje, że jedna dziesiąta obywateli unijnych chce wyjechać po 30 czerwca z Wielkiej Brytanii. Według Migration Observatory at the University of Oxford ponad milion imigrantów opuściło Zjednoczone Królestwo już w pierwszych dziewięciu miesiącach 2020 roku, w tym niemal 500 tysięcy obywateli państw Unii. Powodów jest wiele, ale główną przyczyną jest brak zaufania do rządu brytyjskiego, mniej przyjazny stosunek wobec napływowej ludności po Brexicie i obawa, że urzędy państwowe nie będą szanować praw imigrantów. 10% osób, które wyjechały z Wielkiej Brytanii, obawiało się wrogiej atmosfery ze strony Home Office, 7% utraty swoich praw, podobnie jak dotknęło to Jamajczyków, którzy w poszukiwaniu pracy przybyli do Wielkiej Brytanii w latach 50. W obecnym chaosie nawet Polacy oraz obywatele innych państw Unii, którzy posiadają obywatelstwo brytyjskie od ponad 20 lat, otrzymują listy rządowe, grożące im konsekwencjami z powodu nieposiadania statusu osoby osiedlonej. Hasło wyborcze brzmiało „Get Brexit Done” („Załatwić Brexit”). Jednak źle się stało, że mimo przyrzeczeń ministra a potem premiera, Johnsona, że sytuacja obywateli państw unijnych nie zmieni się w wyniku trzęsienia ziemi, jakim było zerwanie z Europą, rząd nie przejmuje się ich losem oraz losem ich rodzin, w czasie gdy fala narodowych emocji zburzyła ich zrównoważony, ustalony tryb życia i wyrzuciła na skalisty brzeg nowych barier, nowych przepisów i nowych upokorzeń. Obowiązek ich obrony spada na nasze polskie organizacje. 

Wiktor Moszczyński 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_