Małgorzata Koszela-Żarska. Trenerka personalna, instruktorka fitness, nauczycielka w Polskiej Szkole Sobotniej w Chatham. Pochodzi z Braniewa, od 2007 roku mieszka w Anglii – najpierw w Londynie, a od ośmiu lat w Sittingbourne. Ukończyła pedagogikę resocjalizacyjną na Elbląskiej Uczelni Humanistyczno-Ekonomicznej, pedagogikę ogólną na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, wychowanie fizyczne na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, a także szereg kursów trenerskich i instruktorskich. Znak zodiaku – Baran.
Zaczęłam biegać w wieku 12 lat, specjalizując się w dystansach 800 i 1500 metrów. Wygrywałam w imprezach gminnych i wojewódzkich, a jako 18-latka pokonałam Maraton Warszawski. Mimo dużego kryzysu, kiedy marzyłam tylko o tym, żeby zejść z trasy, nie poddałam się, dobiegłam do mety, co okazało się dobrą szkołą życia na przyszłość. Sport nauczył mnie wytrwałości, systematyczności, pokonywania problemów. Bieganie ciągle mi towarzyszy (dwa lata temu zaliczyłam maraton w Brighton), ale pasjonuję się też fitnessem, prowadząc zajęcia grupowe oraz indywidualne.
Co mnie denerwuje…
Wiele rzeczy. Buty na środku przedpokoju, sterty prania w łazience, kurz na półkach, rozrzucone po mieszkaniu kartki. Ale chyba najbardziej ludzie, którzy wydają powierzchowne osądy, bezmyślnie powtarzając zasłyszane plotki i wyciągając wnioski na podstawie domysłów bądź strzępków informacji.
Muzyka…
Kiedy mam kiepski dzień włączam piosenkę „Dance Monkey” w wykonaniu Tones and I i wszystko wraca do normy. Wieczorami, jak chcę odpocząć, najlepiej sprawdza się „Sonata Księżycowa” Beethovena, a podczas prowadzenia treningów stawiam na muzykę energetyczną, dodającą wigoru do działania. Będąc w pierwszej ciąży, w 2002 roku, często słuchałam Mozarta oraz Natalii Kukulskiej i właśnie piosenki tej ostatniej działały na moją nowonarodzoną córeczkę jak balsam, kiedy nie mogłam jej uspokoić.
Hobby…
Sesje fotograficzne. Moja przygoda z modelingiem zaczęła się w 2019 roku, kiedy zdobyłam tytuł Miss Popularity w konkursie Miss Generation. Byłam wtedy bardzo nieśmiała, a udział w tej imprezie pozwolił mi się trochę otworzyć. Pozując do zdjęć odrywam się od codzienności, poznaję nowych ludzi i czuję się pięknie. Nie zapomnę, jak jadąc na sesję, gdzie miałam wystąpić w bieliźnie, omal nie uciekłam widząc, że ma mnie fotografować mężczyzna, a nie jak sądziłam kobieta. Jednak dzięki poczuciu humoru i profesjonalizmowi szybko rozładował tę niezręczną sytuację.
Chwila…
Ta sprzed dwóch lat, kiedy w szpitalu żegnałam się z tatą. Nie był już świadomy, oddychała za niego aparatura, nie wiem czy mnie słyszał, ale myślę, że tak. Kiedy dziękowałam mu za wszystko, za to jakim wspaniałym był ojcem, czego mnie nauczył, jakie wartości mi przekazał, on kiwnął głową. Wtedy obiecałam sobie, że będę cieszyć się każdą chwilą, doceniać wszystko co mam i nie będą to wartości materialne.
Potrawa…
Wiele moich najlepszych wspomnień łączy się ze smakami i zapachami z dzieciństwa. W wakacje chodziliśmy zbierać do lasu jagody, a kiedy wracaliśmy do domu mój tato – z zawodu murarz, a z pasji kucharz – zawsze robił z nimi pierogi. Potrafił wyczarować pyszne dania z niczego – gofry, ciasta drożdżowe, placki, pyzy… Teraz sama często do tych potraw wracam, chociaż ostatnio w mojej kuchni króluje zupa tajska, pikantna, o wyrazistym smaku, z dodatkiem kiełków bądź batatów.
Życiowe motto…
„Nigdy się nie poddawaj”. Wiem, że trudności, z jakimi zmagam się dzisiaj, dadzą mi siłę, której potrzebuję jutro. Dlatego, jeśli coś nie wychodzi, a bardzo się tego pragnie, trzeba szukać innej drogi. Kiedy na początku pandemii nie mogłam prowadzić treningów twarzą w twarz z klientami byłam załamana, ale już po tygodniu przerzuciłam się na zajęcia online, dzięki czemu przetrwałam ten trudny okres…
Piotr Gulbicki