Małgorzata Mroczkowska
W niedzielę 19 lutego w Ognisku Polskim w Londynie odbyło się uroczyste rozdanie Nagrody Literackiej Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie.
W tym roku doceniono twórczość Wioletty Grzegorzewskiej, poetki i pisarki od lat mieszkającej w Wielkiej Brytanii. Profesor Neal Pease zajmujący się historią najnowszą Polski (USA) został nagrodzony za rozpowszechnianie kultury polskiej na świecie.
Nagrody wręczyła laureatka nagrody ZPPnO, wykładowca UCL, dr Katarzyna Zechenter.
Zebrani mogli nie tylko spotkać się osobiście z autorką „Wilczej rzeki”, ale również mieli wyjątkową okazję wysłuchania fragmentów najnowszej książki Wioletty Grzegorzewskiej.
Laureatka Wioletta Grzegorzewska z egzemplarzem naszej gazety, w której zaledwie kilka tygodni temu drukowaliśmy fragment nagrodzonej powieści.
Kilka tygodni temu na łamach naszej gazety „Tydzień Polski” drukowaliśmy obszerny fragment nagrodzonej powieści.
Wioletta Grzegorzewska otrzymała nagrodę za najlepszą książkę roku 2021 dla pisarza polskiego mieszkającego i tworzącego poza krajem. Nagrodę Związku Pisarzy przyznano po raz pierwszy w 1957, otrzymał ją wtedy Czesław Miłosz. Wioletta Grzegorzewska od kilkunastu lat mieszka poza krajem, od 2006 w Wielkiej Brytanii. Zadebiutowała zbiorem wierszy „Wyobraźnia kontrolowana” wydanych w Częstochowie w 1997, po czym opublikowała kilka następnych tomów poezji. Ale szerszy rozgłos literacki przyniosła jej proza.
„Wilcza rzeka” jest współczesną biograficzną opowieścią wędrówki polskiej emigrantki Wioli, która dla poprawy warunków życia przemieszcza się z małej wyspy Wight na południe Anglii do Hastings. Podróż tę odbywa w historycznych czasach, bo w pierwszym dniu ogłoszonej w Wielkiej Brytanii pandemii. Samochodem i promem przemierza te odległości marcową nocą w towarzystwie byłego męża, alkoholika, który ją po raz kolejny wpędza w niewygody, chaos i biedę. Wiola podróżuje ze swoją córką Julią, kotką i psem. Po dotarciu do celu okazuje się, że los zgotował im więcej przykrych niespodzianek. Dla matki i córki rozpoczyna się tułaczka, po wynajętych kwaterach, stancjach, schroniskach, gdzie obie poznają margines społeczny, emigrantów pochodzących z różnych części świata, ludzi wyzyskiwanych i wyzyskujących, przegranych, poszkodowanych, naiwnych i poszukiwaczy łatwiejszego życia. Przez ten nieatrakcyjny dookolny świat starają się przejść w miarę bezpiecznie.
Wioletta Grzegorzewska odbiera dyplom z rąk Reginy Wasiak-Taylor, obok laureatka nagrody ZPPnO, wykładowca UCL, dr Katarzyna Zechenter. Na fotelu w głębi nagrodzony za promowanie kultury polskiej na świecie profesor Neal Pease
– „Wilcza rzeka” to piękny, poetycki, metaforyczny tytuł jaki mogła wymyśleć tylko wrażliwa poetka. – mówi Regina Wasiak-Taylor, prezes Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie – To również spolszczona nazwa rzeki „Woolf River”. Woolf River jest niedużym dopływem rzeki Missisipi, w którym utonął młody piosenkarz amerykański Jeff Buckley. Mówi o tym na kartach książki jej bohaterka i nuci piosenki Buckleya. Motyw rzeki pojawia się często w utworze. Rzeka jest też przenośnią wieczności i ciągłości, żywiołem dającym życie i życie zabierającym, jak w zacytowanym w powieści wierszu Zbigniewa Herberta „Do rzeki”. Tytuł książki daje wiele możliwości interpretacji. Jest wieloznaczny i zagadkowy.
W 2014 ukazała się książka Wioletty Grzegorzewskiej „Guguły”, będąca zbiorem opowiadań o dziewczynce Wioli urodzonej we wsi Hektary. W niedzielnej Gali wzięła udział także tłumaczka tej książki na język angielski, Eliza Marciniak, która przetłumaczyła powieść na tyle dobrze, że książka znalazła się wśród nominowanych tytułów do The Booker International Prize, jako „Swallowing Mercury”. W 2017 laureatka napisała dalszy ciąg losów tej samej bohaterki w powieści „Stancje”.
Warto też przyjrzeć się językowi, jakim w swoich książkach posługuje się nagrodzona pisarka. W debiutanckiej prozie „Guguły” niejednego czytelnika urzekł język narracji i dialogu.
– Pisarka stroni od anglicyzmów, wulgaryzmów i potocyzmów, co wcale nie znaczy, że nie ma tam dosadnego słownictwa. – podkreślała Regina Wasiak-Taylor – Na anglicyzmy-idiotyzmy jesteśmy w Związku Pisarzy szczególnie uczuleni. Kilkoro z nas prowadzi swego rodzaju krucjatę przeciw tej nowomowie Polaków, widząc jak współczesna polszczyzna zaśmiecana jest zbędnymi angielskimi wtrętami. Za brzydotę języka odpowiadają ludzie. Najbardziej winię barbarzyńców językowych pracujących w mediach i korzystających z mediów, są też wśród nich posłowie do parlamentu, różni eksperci wypowiadający się, czasem tak, że gorzej nie można… no i niektórzy pisarze. Wystarczy w EMPiKu sięgnąć po którąś z nowości, aby doznać wstrząsu.
Od lewej konsul do spraw polonijnych Anna Tarnowska-Waszak, Waleria Sawicka oraz prezes ZASP za Granicą Irena Delmar
Grzegorzewska w nagrodzonej powieści wspaniale sportretowała naszych rodaków, najczęściej humorystycznie jak popijają bimber lub palą marychę. Postacią najważniejszą obok Wioli jest dziecko. Trzynastoletnia Julka towarzyszy matce. Pojawia się w codziennych sytuacjach, bywa dowcipna jak słynny Tirliporek, a z czasem zaskakuje użyciem angielskiej ciętej riposty. Właściwie to ona ma decydujący wpływ na przebieg akcji.
Autorka pisze o emigracji i emigrantach. Opowiada o współczesnych Polakach szukających swojego miejsca, drugiej ojczyzny. Daje obraz ich zmagań, poszukiwań, upadków (bo zwycięstw jest tutaj niewiele) na drodze do osiągnięcia zadowolenia, szczęścia. Sensu życia poszukuje też Wiola – Odysejka, jak ją nazywa pisarka. Jest taki piękny fragment, kiedy bohaterka przywołuje z pamięci ulubionego pisarza Josepha Conrada i jego dzieło „Jądro ciemności”, mówiąc, że „każdy ma szansę dotrzeć do jakiegoś jądra ciemności i spotkać swojego Marlowa, który uświadomi mu, że sedno opowieści, przygody czy życia nie tkwi, jak pestka, w środku, ale oświetlone jest od zewnątrz drobnymi epizodami niczym poświatą księżyca”. Aby rozwiązać egzystencjalne zagadki, dojść do życiowych mądrości, Wiola przenosi się w okolicę, gdzie przed stu laty zamieszkał Conrad z żoną Jessie. Mieszka i spaceruje z psem – jak pisze Grzegorzewska – w delcie Tamizy, obok wioski Stanford-Le-Hope, siedziby autora „Jądra ciemności”. Zbliżyła się w tych swoich poszukiwaniach do celu życia, zbliżyła się też do swego ideału, czekała na spotkanie z kimś takim jak Charlie Marlow, aby powiedział, jak żyć.
– Cenię sobie fakt, że to właśnie Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie przyznał mi tę nagrodę. – powiedziała Wioletta Grzegorzewska odbierając dyplom – Na obczyźnie mieszkam już tak długo, że nawet nie zauważyłam, kiedy stała się ona moim domem. Powieść pisałam na walizkach. Książka opowiada podróży samotnej matki i jej córki, w czasie pandemii: o emigrantach, wyrzutkach, uchodźcach, ludziach, którzy nie ze swojej winy stracili dom. Ja także dwa lata temu stałam się bezdomna i byłam zmuszona zamieszkać w schronisku dla kobiet w hrabstwie East Sussex. W jakimś sensie stałam się uchodźczynią, bo tak się czułam przez cały rok – bez zdjęcia dokumentu Home Office i statusu osiedleńca nie otrzymałabym, dachu nad głową.
Wioletta Grzegorzewska zaznaczyła, że zależy jej, by opowieść uświadomiła wszystkim, że żyjemy w czasach kryzysu emigracyjnego. Prawie codziennie na świecie ludzie są zmuszeni do ucieczki. Jak napisał inny znany imigrant z Polski socjolog i filozof, Zygmunt Bauman w książce „Obcy u naszych drzwi”: „Uchodźcy uciekający przed bestialstwem wojny i despotyzmem lub barbarzyństwem, na jakie skazuje życie w głodzie i bez perspektyw, od zarania nowoczesności pukali do cudzych drzwi. Z punktu widzenia tych, którzy stoją po drugiej stronie drzwi, ci przybysze byli zawsze – tak jak i teraz – obcymi”.
– Moja powieść mówi właśnie o nich. – dodała pisarka – Musimy o takich ludziach myśleć, ale nie jako o obcych, bo obcy to my, to ludzie tacy sami, jak my, którzy marzą o godnym życiu w spokoju i zdrowiu.