Katarzyna Bzowska
Marzec jest miesiącem „dni”. W Polsce zaczyna się od Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, a kończy …Międzynarodowym Dniem Budyniu. Niektóre „dni” w Polsce obchodzone są wbrew międzynarodowym zwyczajom. Na przykład, polscy mężczyźni mają swój dzień, 10 marca jako wspomnienie liturgiczne czterdziestu męczenników, podczas gdy w 80 krajach Międzynarodowy Dzień świętowany jest 3 listopada. Najpopularniejsze marcowe święto to Dzień Kobiet. Kiedyś obchodzone z tradycyjnym przywiędłym goździkiem wręczanym kobietom w miejscach pracy, wyjątkowo hucznie świętowany w Związku Sowieckim i współczesnej Rosji.
W tym roku Władimir Putin dziękował Rosjankom „bezinteresowanie wspierającym żołnierzy ciepłym słowem i dobrymi uczynkami” i dodawał: „Piszecie listy i wysyłajcie paczki, szyjecie siatki maskujące i pełnijcie wolontariat w szpitalach, by opiekować się każdym żołnierzem jak własnym synem”. Nie wspomniał o wojnie, ani o rozpaczy matek, których synowie giną na froncie.
W najbliższą niedzielę, 19 marca, w Wielkiej Brytanii obchodzony będzie Dzień Matki. Polskie mamy mieszkające w tym kraju mają szczęście: są czczone dwukrotnie, bo także zgodnie z polską tradycją 26 maja.
O tym, co poza tym można świętować każdego marcowego dnia z pewnością większości Czytelników „Tygodnia” nigdy nie słyszało. Wymienię tylko kilka przykładów: 1 marca to Dzień Przytulania Bibliotekarza, 2 marca – Starości, 5 marca – Dzień Teściowej, 6 marca – Międzynarodowy Dzień Sprawiedliwych, 14 marca – Liczby Pi, 15 marca – Międzynarodowy Dzień Przeciwko Brutalności Policji, 16 marca – Dzień Pandy i Św. Patryka, 20 marca – Dzień Bez Mięsa, 21 marca – Wagarowicza, a także Międzynarodowy Dzień Poezji, 25 marca – Czytania Tolkiena, 27 marca – Dzień Teatru, a także Międzynarodowy Dzień Bez Kłamstwa.
Wśród tych różnych „dni” obchodzonych mniej lub bardziej uroczyście są jeszcze dwa w pewnym sensie sobie przeciwstawne, a obydwa przeznaczone dla osób „pozanormatywnych” jeśli chodzi o rozmiary ciała. 1 marca mamy Dzień Puszystych, który ma uświadomić, że duże może być piękne. To także dzień sprzeciwu wobec dyskryminacji osób otyłych. Najpierw napisałam zamiast „osób”, „kobiet”, bo tęgie kobiety są znacznie częściej niż otyli mężczyźni wyśmiewane, uważane za głupsze od swoich chudych koleżanek, a w najlepszym razie lekceważone. Zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn o obszernych kształtach ludzie sukcesu. Wystarczy wspomnieć Magdę Gessler, Annę Dymną, Ryszarda Kalisza i Borisa Johnsona.
Samoakceptacja i manifestowane dobre samopoczucie to bez wątpienia pożądane atuty, ale zachwalanie krągłych kształtów – zwłaszcza tych bardzo pokaźnych – kłóci się z ostrzeżeniami lekarzy, straszącymi skutkami otyłości. Grubasów przybywa. W odpowiedzi na to niepokojące zjawisko w 2014 r. ustanowiono Światowy Dzień Otyłości, którego celem jest „zwrócenie uwagi na problem nadwagi i otyłości oraz zwiększenie świadomości społecznej w kwestii prawidłowego odżywiania i jego wpływu na zdrowie”.
Jakież to nudne – pomyślałam. Wszyscy wiedzą, że nadliczbowe kilogramy dobrze jest zrzucić. I co z tego? Tylko niektórzy decydują się na dietetyczny reżim. Większość grubych i otyłych marzy o tym, by schudnąć bezproblemowo. Silna wola najczęściej jest za słaba, a pokusy są wszędzie. Ostatnio pojawił się nowy lek do tej pory przepisywany cukrzykom: wystarczy raz w miesiącu zrobić zastrzyk i już. Chudnie się niezbyt szybko, tak 6-10 kg przez pół roku. Dobre i to, ale zrzucone kilogramy mogą wrócić, gdy po osiągnięciu wymarzonej wagi i zaprzestaniu stosowania leku zaczniemy jeść jak wcześniej. Ciekawa jestem jak szybko dochodzi się do poprzedniej „normy”. Jeśli proces jest wolniejszy niż chudnięcie, to gra warta zachodu.
Telewizja nadaje szereg programów o tym jak skutecznie schudnąć z zestawem mało smacznych potraw i wyczerpujących ćwiczeń. Po takiej dawce nieprzyjemnych przeżyć wirtualnych chętnie, zwłaszcza ci, którzy schudnąć powinni, mogą znaleźć coś smacznego, także wirtualnie. Szczególnie popularne są programy prowadzone przez apetyczną Nigellę Lowson, a także telewizyjne konkursy na mistrza pieczenia ciast. Znacznie łatwiej jest pójść do kuchni i upiec szarlotkę ku zadowoleniu rodziny niż przebiec 10 kilometrów.
A może by tak ustanowić Dzień Tłustego Kota? Wpadłam na ten pomysł, gdy okazało się, że Dzień Kota, obchodzony 17 lutego, przypadał w tym roku w dzień po Tłustym Czwartku. I mój pomysł nie jest pozbawiony sensu, bo ponoć po pandemii przybyło grubych kotów. Ich właściciele nie są straszeni, że narażają swoich podopiecznych na choroby serca, nowotwory, demencję itp. Mogą raczej usłyszeć: „O, jakiego masz dużego kota. Cóż za wspinały okaz!”.
Taki Dzień Tłustego Kota byłby cenny ze względu na podwójne znaczenie tego terminu. Tłuste koty biznesu i polityki miałyby okazję, by domagać się dobrego traktowania przynajmniej w tym jednym dniu. Choć przez ten jeden dzień panowałby zakaz pisania źle o tłustych kotach zasiadających w radach nadzorczych, bankach, spółkach skarbu państwa, politykach zarabiających miliony (funtów lub złotówek) dzięki zdolności przemawiania na różne tematy, choć nie zawsze sensownie. Zabronione byłoby też pisanie o tych, którzy tuczą koty ze swojego najbliższego otoczenia, dając im intratne posady lub prawo zasiadania w gremiach przeznaczonych dla najlepszych.
Politycy tworzący systemy polityczne, w których rozpowszechnia się choroba tłustych kotów, co kiedyś nazywano nepotyzmem, muszą się liczyć z tym, że wyborcy odbiorą im kiedyś władzę. Jeśli nie uda się to kartką wrzuconą do urny, zmieść ich może tzw. kryterium uliczne. Dzień Tłustego Kota uświadamiałby im, że raz zdobytą władzę mogą stracić.