W Ognisku Polskim odbyło się kolejne z cyklu czytanie polskiej poezji. Tym razem bohaterką wieczoru była Julia Hartwig. Wiersze recytowali Janusz Guttner, Małgorzata Rusiecka oraz Aneta Piotrowska. O prywatnym życiu poetki opowiadała jej przyjaciółka, Elżbieta Zagórska.
Ściany saloniku na drugim piętrze Ogniska Polskiego już po raz dziewiąty zgromadziły gości na czytaniu wierszy cenionych pisarzy, poetów, artystów polskich. Na kameralnych spotkaniach autorskich twórcy literatury, przeważnie osobiście, czasem za pośrednictwem aktorów, prezentują swoje utwory i opowiadają, czym jest dla nich ich własna poezja. Bohaterką listopadowego spotkania była Julia Hartwig, wybitna polska poetka, eseistka, tłumaczka literatury pięknej, autorka książek i sztuk dla dzieci. Choć nie mogła przybyć na spotkanie osobiście, przemówiła do gości z ekranu na specjalnie przygotowanym przez Janusza Guttnera filmie, w którym opowiadała o znaczeniu swojej poezji i przeczytała kilka własnych wierszy. Towarzyszyli jej w tym zadaniu aktorzy – jeden z inicjatorów i organizatorów spotkania Janusz Guttner, Małgorzata Rusiecka oraz Aneta Piotrowska. O bardziej osobistym obliczu artystki, o jej pełnym dramatów i sukcesów życiu, opowiadała Elżbieta Zagórska, która będąc córką wieloletniej przyjaciółki Julii Hartwig już jako dziecko obserwowała rozwój, nie tylko artystyczny, poetki.Julia Hartwig, jak to określił ponoć sam Miłosz, to kobieta wykwintna. Po bliższym zaznajomieniu się z jej poezją i wysłuchaniu wielu ciekawych anegdot z jej życia – trudno się z tymi słowami nie zgodzić. Podczas II wojny światowej była łączniczką AK, uczestniczyła też w podziemnym życiu kulturalnym Warszawy. Napisała wiele tomików poezji, tłumaczyła na język polski zagraniczną literaturę. Była członkiem m.in. Związku Literatów Polskich, Polskiego PEN-Clubu, NSZZ „Solidarność” i Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Jej życie wypełniały kulturalne wydarzenia, studiowanie literatury polskiej i francuskiej, liczne podróże – do Francji czy Stanów Zjednoczonych Ameryki oraz… miłość. Lecz nie obeszło się tez bez dramatów i tragicznych wypadków, które pozostawiły po sobie ślad na artystycznej duszy poetki i przenikły do jej wierszy.
„Na wieczorze autorskim ktoś kiedyś powiedział, że moje wiersze są pełne rozpaczy. Zaprzeczyłam, być może z poczucia, że zaprzeczyć powinnam. Bo cóż jest warta sztuka oddychająca rozpaczą. Ale on zapewne odnalazł po prostu w tych wierszach to, czego szukał” powiedziała w zaprezentowanym filmie poetka. I faktycznie, po wysłuchaniu recytowanych utworów jeden z gości podzielił się refleksją, że jej wiersze wprawiają w smutny, melancholijny nastrój. Artystka próbowała się od tego rodzaju interpretacji odciąć, co jednak wydaje się być trudne, jeśli doświadczyło się w życiu tylu smutnych i tragicznych momentów. Elżbieta Zagórska wyznała, że Julia Hartwig, oprócz koszmaru wojny, doświadczyła bowiem osobistej tragedii – śmierci bliskiej osoby. I to nie raz, lecz dwa. Jako nastolatka straciła matkę, która odebrała sobie życie. Wiele lat później przedwcześnie odszedł Ksawery Pruszyński, z którym miała kilkuletni romans. Ona miała męża, on był żonaty, jednak gdy postanowili zakończyć te związki, Pruszyński – jadąc właśnie do Julii, wioząc w samochodzie suknię ślubną – zginął w wypadku samochodowym. Na pogrzebie poetka nie mogła otwarcie oddać się żalowi, rola głównych żałobników należała się jego żonie i synom. Wieczorem, zaniepokojona przyjaciółka, mama Elżbiety Zagórskiej, próbowała się z nią skontaktować, jednak nikt nie mógł jej odnaleźć. W końcu, w środku nocy, znalazła ją na cmentarzu, na grobie Ksawerego.Wojenne losy, rodzinne tragedie i nagle utracona miłość wpłynęły znacząco na jej twórczość, co zresztą wyraźnie widać. Być może jednak właśnie to sprawiło, że Julia Hartwig jest dziś tym, kim jest i pisze taką właśnie poezję. Według krytyków literatury, Hartwig jest jak wino – im więcej pisze, im jest starsza, tym wiersze są piękniejsze. A pisze coraz doskonalszą poezję. Jak artystka sama wyznała, nie pamięta w życiu ani jednego dnia bez poezji. Określana jest mianem „Czesław Miłosz w spódnicy”. Sam Miłosz powiedział o niej „poetka wykwintna”. Elżbieta Zagórska twierdzi z kolei, choć brzmi to trochę bezlitośnie, że jej zdaniem Julia tak naprawdę rozkwitła dopiero po śmierci swojego męża, Artura Międzyrzeckiego, który był człowiekiem niezwykle aktywnym. Julia towarzyszyła mu w wielu działaniach i chcąc tego czy nie, musiała uczestniczyć w jego życiu, trochę kosztem własnego. Z okazji 90 urodzin w jednym z wywiadów ponoć powiedziała: „Ja już niczego nie muszę”.
Na kolejnych spotkaniach czytania poezji przybliżona zostanie gościom m.in. poezja kresowa i wiersze Miłosza. Nowym wydarzeniem będzie również rozpoczęcie działalności salonu literackiego, zorganizowanego w Ognisku Polskim przez Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie. Jest to dobra okazja, aby posłuchać prawdziwej polskiej literatury oraz poznać prywatne oblicze jej autorów.
Magdalena Czubińska