Swoboda przepływu osób jest jednym z filarów Unii Europejskiej, a jednak tylko czekać najnowszej statystyki liczby Polaków, ubiegających się o brytyjskie obywatelstwo. Liczba ta systematycznie wzrasta. Jest to spowodowane niewątpliwie pęczniejącą antyunijną retoryką, która komentowana przez Polaków na Wyspach rodzi konkluzję o konieczności pozyskania potwierdzenia stałego zezwolenia na pobyt. Bo przecież ów wzrost zainteresowania brytyjskim dokumentem tożsamości nie oznacza wcale, iż petenci z nie zawsze adekwatną angielszczyzną poczuli zryw ku nowej ojczyźnie. Reprezentują raczej podejście czysto pragmatyczne. Nie można jednak zagwarantować, że ludzie ci nie przełamią w ten sposób pewnej nieprzekraczalnej, do tej pory, bariery. Że ów dowód nowej tożsamości nie stanie się czymś więcej, niż tylko formalnym i być może koniecznym gestem, zabezpieczenia tyłów.
Przy oknie paszportowym, w który zmienia się teatralna kasa POSK-u na dzień dyżuru urzędników konsularnych, siedzą mamy, ojcowie, rodzice. Są i tacy, którzy kręcą się, żeby się czegoś dowiedzieć, wypytać.
Ewelina ma 34 lata, urodziła syna miesiąc temu. Mieszka w Londynie od dziesięciu lat, pracuje wśród Brytyjczyków, na stanowisku menedżerskim, tuż przed odejściem na roczny urlop macierzyński wynegocjowała sobie lepszą pozycję w firmie. Większość jej kolegów z pracy to kadra angielska, absolwenci bardzo dobrych uczelni. Ewelina z Polski i Angela z Kolumbii stanowią wyjątki. W Londynie poznała swego przyszłego męża. Ślub w Polsce, narodziny syna, poza nią. Ale jednak nie są z mężem przekonani, co do zapuszczenia korzeni tutaj, cały czas skłonni są rozglądać się za szansą powrotu. Kiedy? W którymś momencie. Trudno o bardziej precyzyjną odpowiedź. Tymczasem Ewelina chciałaby wyjechać w lipcu na cały miesiąc do Bielska Białej, do rodziców, jednak nie ma raczej szans, żeby zdążyła do tego czasu wyrobić synowi polski dowód tożsamości. Na spotkanie w tej sprawie trzeba się z urzędnikiem umówić i można to zrobić wyłącznie przez Internet. Na początku maja nie było jednak wolnych terminów spotkania, aż do czerwca. I nawet jak się umówi jeszcze w czerwcu, i tak na paszport będzie czekać kilka tygodni, nie ma więc szans na lipiec.
– Zaczęłam dowiadywać się o możliwość uzyskania dla Antka paszportu brytyjskiego i wygląda na to, że może być szybciej – zauważyła Ewelina. Parsknął śmiechem, siedzący obok, mimowolny słuchacz tej rozmowy, wtrąciwszy się do niej z uwagą, iż „tak dbają o nie pozbywanie się obywateli”. On sam miał przygodę z paszportem, który zgubił gdzieś, kiedyś i nawet nie wie, jak to się stało, więc kiedy chciał go wyrobić, okazało się, że musi zapłacić około 280 funtów.
– To taniej mi było kupić bilet na samolot do Polski, jechać dom i rodziców odwiedzić, złożyć papiery na miejscu, a odebrać kiedy będę następnym razem – mówi Jurek. Zastanawia się, jak to powiedział „grubo”, nad rezydenturą, bo do tej pory ani mu to było w głowie. Chce wracać kiedyś do Polski. W którymś momencie. Tam ma kawałek ziemi, tylko na razie nie ma pieniędzy na stawianie domu i też nie widzi ku temu sensu, dopóki naprawdę nie rozkręci swojego interesu i nie stworzy sobie takiego źródła dochodu, który go od Polski w jakimś stopniu uniezależni. – Krótko mówiąc, chcę mieć stałe dochody w Wielkiej Brytanii i tutaj liczyć na zabezpieczenie. W którymś momencie chcę zamieszkać w Polsce, nie chcę tylko być od niej przesadnie finansowo zależny, a najlepiej w ogóle. Moje źródło dochodu jest polsko-brytyjskie, to znaczy towar z Polski, a nabywca z Anglii, w przyszłości Szkocji, Irlandii – chętnie dzielił się swoją historią, trzydziestoletni przedsiębiorca. Też z wieloletnim stażem w Londynie, z rozlicznym bagażem wykonywanych zawodów, od kilku lat, pozostający „na swoim”. Bez studiów, za to z pomysłem. Nie ma ochoty składać papierów o rezydenturę, jakoś mu się to wydaje zdradliwe, dziwne, bo nie stanie się przez to Brytyjczykiem. Nie stanie się, bo nie chce. – A niby po co? Ja tu tylko żyję i płacę podatki, bo łatwiej mi to życie tutaj organizować, ale nie obchodzi mnie ten kraj specjalnie, dumny jestem z polskiej historii, ona mnie interesuje, jest godna szacunku, a tutejsza? Ze dorobili się na innych i tak to trwa do dzisiaj? Jak tu już mieszkam te osiem, czy dziewięć lat, to i tak nabyłem praw obywatelskich, Unia to gwarantuje. Z zasiłku nie korzystam żadnego, długi mam przyzwoite, nie przesadzone, które spłacam – mówi Jurek.
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zgromadziło dane, których publikacja posłużyła do sformułowania wniosków o kolejnej fali migracyjnej z Polski. Tym razem głównym ośrodkiem nie jest już jednak Wielka Brytania. Przodują Niemcy i Holandia. O 20 procent, w porównaniu z rokiem 2011, wzrosła liczba Polaków, którzy potwierdzają w kraju swoje uprawnienia do świadczeń rodzinnych w państwach Unii Europejskiej. W 2012 roku zrobiło to ponad 58 tysięcy osób. To oznacza, że wyjeżdżają za granicę. 14 tysięcy młodych, produktywnych Polaków pobiera w Wielkiej Brytanii zasiłek dla bezrobotnych, ale jak ustalił londyński National Institute for Economic and Social Research, składki i podatki płacone przez unijnych imigrantów do brytyjskiego budżetu przekraczają o 37 procent zabezpieczenia socjalne, jakie otrzymują w zamian. Brytyjski paszport czy pewnie bardziej popularna rezydentura mogą przyspieszyć, bądź przypieczętować decyzję o pozostaniu poza Polską. Robione jakiś czas temu badania wskazały, że ponad 60 procent emigrantów ma zamiar pozostać w kraju osiedlenia. W Wielkiej Brytanii, Niemczech, Holandii, Norwegii. Zdrowi, płodni i zapracowani, kreatywni, zaradni i również cwaniacy. Mówi się o nich zbiorczo: straceni dla kraju.