„Raczej, czego ja tutaj nie robię!” – odpowiada ze śmiechem młoda dziewczyna na tak powszechne pytanie: „What do you do?”. Coraz więcej młodych Polaków decyduje się mieszkać i pracować w Wielkiej Brytanii ze względu na duże możliwości, lepsze zarobki i większe perspektywy na przyszłość. Praca – bardzo często na kilku etatach i w różnych branżach – pozwala realizować pasje. Przestaje być wyłącznie sposobem na przeżycie i staje się środkiem do spełniania marzeń.
Londyn, piątkowy wieczór w polskim jazzowym klubie. Na barowych stołkach, w katach na czerwonych kanapach, przy drewnianych czarnych stolach siedzą młodzi ludzie, popijając drinka. Do uszu dochodzą rozmowy, w języku angielskim, lecz od czasu do czasu, jednak dosyć rzadko, przebija się przez nie wyraźny środkowo-wschodnioeuropejski akcent. Wśród gości znajduje się wielu Polaków, lecz ni wyróżniają się niczym szczególnym spośród brytyjskich gości. Młoda Polonia przestaje być odmienną mniejszością, zamiast tego wtapia się tłum i zaczyna żyć według naturalnego rytmu miasta. Przestaje być emigracją „zarobkową”, zaczyna być nie tyle rezydentem, co prawowitym obywatelem.
Tym żyję naprawdę
Gati Gatuszewska, a właściwie Agata Górska, w Londynie mieszka od dwóch lat i każdy kolejny dzień nadal ją zaskakuje. „Słyszałam, że będzie tak jeszcze przez kolejne dziesięć lat, także nie mogę się doczekać i właściwie cieszy mnie to, że nigdy nie będę znała Londynu do końca” – mówi. Agata wcześniej ukończyła studia dziennikarskie w Polsce, Finlandii i Cardiff, w Walii. W Polsce pracowała w zawodzie, w olsztyńskim pół-komercyjnym, pół-uniwersyteckim radiu. Do Walii wyjechała ze względu na studia, jednak Cardiff okazało się zbyt małym miastem. W pewnym momencie uznała, że potrzebuje czegoś więcej.
„Jestem tak zwanym pokoleniem ‘slashy’ – syndrom generacji, która obecnie jest w Londynie, czyli: oryginalnie Agata Górska, prezenterka radiowa / Gati Gatuszewska artystka-fotografka / designerka naszyjników / działacz w organizacji non-for-profit Polish Artists in London (PAiL) / organizatorka imprez kulturalnych. Można tych uczestników jeszcze dodawać i dodawać” – wylicza ze śmiechem. Oprócz tego pracuje part-time, w sklepie odzieżowym, co pozwala jej opłacić rachunki i „przeżyć każdy następny dzień”.
„Bardzo fajna ekipa, bardzo fajny sklep, aczkolwiek pracuję, żeby wyżyć i opłacić resztę, a naprawdę żyję z wykonywania
rzeczy kulturalnych, bo to mi daje najwięcej energii – zapewnia Gati. – To mi daje niesamowitą okazję do poznania niesamowitych ludzi, którzy żyją tutaj, w tym samym miejscu. Inaczej moglibyśmy się nigdy nie spotkać. Są to, co prawda, czasami zwariowani artyści, ale to jest chyba najbardziej kręcące w tym wszystkim”.
Od zawsze siedziało mi to w głowie
Adrian Magrys w Anglii mieszka od dziewięciu lat i wcale nie planował tu zostawać na dłużej. „Trafiłem tu całkiem przypadkiem. Przyjechałem do kolegi na tydzień i już zostałem” – śmieje się.
„Muzyka zawsze była moim hobby, już w Polsce DJ-owałem, a wytwórnia płytowa zawsze była w mojej głowie, to było moje marzenie” – mówi. W Londynie poznał ludzi, z którymi udało mu się je zrealizować. Obecnie prowadzi swoją własną
wytwórnię muzyczną, która wydaje tylko płyty winylowe, krótkie limitowane edycje. Oprócz tego kolekcjonuje płyty winylowe i gra jako DJ. Organizuje też nieraz eventy kulturalne, ale ostatnio, jak twierdzi, skupia się raczej na muzyce. „Głównym wyznacznikiem jest dla mnie to, co mi się podoba. Chodzę na koncerty, dostaję nagrania i staram się wybierać to, co mnie najbardziej buja. Ideą wytwórni jest przedstawić polskim odbiorcom zagranicznego artystę i odwrotnie – angielskiemu odbiorcy polskiego artystę” – dodaje.
Aneta Piotrowska mieszka w Anglii od 2004 roku. Jak wiele innych osób z młodej fali emigracyjnej, do Wielkiej Brytanii przyjechała „tylko na chwilę”. Po ukończeniu studiów w Polsce, przyjechała tu na wakacje i… została na lata. „Miało być na chwilę, ale tak się już dzieje” – wyznaje. Na początku miała mieszane uczucia. „Wydawało mi się, że nie mam właściwej osobowości, żeby pracować w zawodzie aktora w Polsce. Myślałam, że się żegnałam z marzeniami pracy w zawodzie wyjeżdżając z Polski” – wyznaje. Okazało się jednak, że tutaj się spełnia i już od 6 lat pracuje non stop, w zawodzie.Obecnie realizuje się w wielu pokrewnych projektach na raz. Na co dzień nagrywa voiceovery (głosowe nagrania) dla polskich programów. Jest też prezenterką programu dla dzieci, który nagrywany jest w Anglii, pokazywany zaś w Polsce. Oprócz tego robi kilka małych free-lancerskich zadań, szeroko powiązanych z zawodem aktora. Choć nie miała jeszcze przygody z „wielkim teatrem” angielskim, ostatnio brała udział w czytaniu sztuki z reżyserem irlandzkim, Adrianem Dunbarem, które być może zaowocuje współpracą na prawdziwej scenie. Jak zapewnia, do sukcesu potrzebna jej była wiara w siebie i ciężka praca. „Jestem jedną z niewielu Polek-aktorek, a przynajmniej jeszcze parę lat temu było ich niewiele. Lepiej być, jak to mówią Anglicy, dużą rybą w małym stawie niż na odwrót. Cieszę się, że znalazłam swoja niszę, że gram eastern europeans – nie bronię się przed tym. To jest moja siła i cieszę się, że mogę z tego korzystać” – mówi.
Utrzymać hobby
„Co ja tu robię? Bits and pieces, czyli wszystkiego po trochu” – mówi Wojtek Jodko, który w Wielkiej Brytanii mieszka od około sześciu lat. Najpierw miał tu jedynie przyjaciela, potem dziewczyna i nowi znajomi. Zdecydował się zostać. W Polsce studiował fotografię we Wrocławiu, od dawien dawna zajmuje się też ruchomym obrazem. Potem uczył się w Zielonej Górze i Rotterdamie, aż trafił do Wielkiej Brytanii.
„W Londynie robię wszystko, co pozwala mi zarabiać godziwie na robienie zdjęć i filmów, bez obowiązku deadline’ów i spinania się o przeżycie” – wyznaje. Ma kilka prac i własną firmę. Obecnie pracuje na wysokościach, na linach – „to mnie ekscytuje”. Jak twierdzi, praca ta ma swoje plusy i minusy, jak każda inna. Największym plusem są pieniądze i krótki czas pracy, co daje mu możliwość prowadzenia własnej działalności i zajmowaniem się hobby, „czyli wszystko na raz, żeby się nie nudzić, a jednocześnie stąpać w miarę po ziemi”.Największym plusem Wielkiej Brytanii, jak twierdzi, są wielkie możliwości, które ten kraj daje. Otwarcie firmy zajęło mu niecałe 15 minut i już mógł wystawiać faktury. „Nawet przy pracy na niepełny etat można sobie na wiele pozwolić – mówi Wojtek – a na pewno nie trzeba się przejmować niezapłaconymi rachunkami na czas – co pamiętam z Polski. Mam też wrażenie, że ludzie jakoś lżej żyją, chyba dobrobyt na to pozwala”.„Londyn to fajne miejsce. Jest miastem, w którym można się poczuć turystą na co dzień, gdyby tylko chcieć i znaleźć na to czas. Mam wrażenie, że polska emigracja, młode pokolenie, ma z tym problem – stara się ciężko pracować, i ja zresztą powielam ten schemat” – wyznaje Wojtek, który stara się intensywnie pracować w ciągu lata, jesieni i wiosny tylko po to, by zimą wyjechać i poświęcić te trzy miesiące na podróże, które tam bardzo kocha, oraz na zastanowienie się i zwolnienie nieco tempa.
Magdalena Czubińska