Przynajmniej w niektórych polskich szkołach, ale w tych pozostałych do wakacji pozostał już jedynie mały, tygodniowy skok. Mniej optymistycznie wygląda sytuacja w brytyjskich placówkach, gdzie co prawda pozostało jeszcze około trzech tygodni nauki, a raczej uczęszczania na zajęcia, jak mówiły dzieci, będące jednocześnie uczniami polskiej szkoły sobotniej, które w szkole im. Marii Konopnickiej na Willesden Green, w sobotę 29 czerwca, wakacje przywitały gromkim okrzykiem hura!
A potem niektóre z nich ze łzami wzruszenia żegnały się ze swoimi wychowawcami, bo w kolejnej klasie będą miały nowego nauczyciela i już w dniu zakończenia roku pojawiały się zapytania i obawa, jak będzie nowa pani i czy będzie zadawała dużo na zadanie domowe, czy będzie lubiła żartować i czy sprawi, że lekcje nie będą nudne, bo dzieci – wiadomo – wolałyby w sobotę nie przychodzić do szkoły? – pytali uczniowie. Dla nich to był długi i pracowity rok, nauczycielom z kolei ponad 30 sobót spędzanych z polskim dziećmi upłynęło szybko, chociaż i oni przyznawali, że są spragnieni wakacyjnego odpoczynku, bo praca z dziećmi daje duże poczucie satysfakcji, ale wymaga proporcjonalnego zaangażowania i solidnego przegotowania na każdą lekcję.
W tym roku apel z okazji zakończenia roku szkolnego w szkole na Willesden Green odbył się inaczej niż zwykle, ale równie uroczyście, chociaż bez tradycyjnej mszy świętej odprawianej przez księży Leszka Gołębiowskiego i Tomasza Rakowskiego, uczącego religii w klasach starszych w szkole. Zdaniem rodziców pomysł i decyzja proboszcza parafii Leszka Gołębiowskiego przy polskiej parafii Matki Bożej Miłosierdzia na Willesden Green, przeniesienia mszy świętej ze szkoły do kościoła, spotkała się z dużą aprobatą, bo ich zdaniem tylko w świątyni można zbudować atmosferę skupienia potrzebnego modlitwie podczas eucharystii. W związku ze zmianami msze z okazji rozpoczęcia i zakończenia kolejnych lat szkolnych w placówce im. Marii Konopnickiej będą miały miejsce w polskim kościele przy Walm Lane.
Zgodnie z tradycją przemawiała dyrektor placówki – Grażyna Ross, odnosząc się do minionych szkolnych miesięcy i podkreślając wartość, jaką bez wątpienia jest polska szkoła sobotnia. Następnie pożegnano maturzystów, było ich niewielu na tle ponad 500-setnej populacji uczniowskiej, bo przecież sztukąi nietuzinkowym poświeceniem jest dotrwać do celu, uwieńczonego świadectwem maturalnym. Ich wychowawczyni Magdalena Cybulska – Cieślak nazwała swoich uczniów diamentami, drogocennymi kamieniami, od których sama wiele się nauczyła i za co dziękowała swoim wychowankom.
Na forum szkoły rozdano nagrody tym uczniom, którzy uzyskali celujące i bardzo dobre wyniki w nauce z przedmiotów: geografia i historia oraz za 100 procentową frekwencję. W tej kategorii zaledwie garstka dzieci otrzymała nagrody, bo jak się okazuje wcale nie jest to takie łatwe, aby w każdą sobotę w czasie trwania roku szkolnego uczestniczyć w zajęciach szkolnych, przezwyciężając inne przyjemności, czasem drobne przeziębienia, czy po prostu bywa i tak, że i lenistwo.
Ten bocian to maja mama…,
a moja też występuje w teatrzyku, ale nie mogę jej poznać… – słychać było głosy dzieci, dobiegające z widowni i trzeba przyznać, że charakteryzacja mam i ich starannie dobrane kostiumy w amatorskim przecież teatrze rodziców w szkole na Willesden Green, powodowały, że trudno było w postaciach „Rzepki” Juliana Tuwima rozpoznać dobrze znane mamy – nauczycielki i działaczki Komitetu Rodzicielskiego w szkole. Do tego muzyka, charakterystycznie dobrana dla każdej postaci spowodowała, że widownia śmiała się do rozpuku i nie tylko dzieci, ale również i dorośli byli zachwyceni, że tym razem nie dzieci – rodzicom lecz rodzice – dzieciom zafundowały przedstawienie. Zachwyceni byli też nauczyciele i dyrektor placówki, Grażyna Ross, która docenia fakt, jak wiele w szkole ma miejsce imprez dla dzieci.
To także przejaw mocnej integracji i wzajemnego przenikania relacji, a także dowód silnie zacieśnionych więzi miedzy dziećmi, a polską szkołą na Willesden Green, a także ich rodzicami, a niekiedy i całymi rodzinami, bo przecież dorośli napisali scenariusz, opracowali kostiumy, przygotowali dekorację i przede wszystkim poświęcili szkolnej sprawie swój wolny czas – za darmo – a raczej za bezcen, bo w rezultacie za radość i szczęście swojego dziecka.
Gratulujemy i życzymy więcej pomysłów oraz sił na ich realizację. Nic dziwnego, że to tak liczna i popularna szkoła, w której o miejsce dla dziecka zabiegają rodzice.
Tekst i fot.: Małgorzata Bugaj-Martynowska