Od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej Polacy mają swobodny dostęp do rynków pracy w państwach unijnych. Ten przywilej zaowocował masowymi wręcz wyjazdami nie tylko mężczyzn w poszukiwaniu zatrudnienia, ale całych polskich rodzin, które zaufały, że w nowym kraju osiedlenia czeka je lepszy byt i opieka socjalna.
U wielu osób ten trudny proces adaptacji zakończył się jeśli nie dużym sukcesem, to przynajmniej powodzeniem. Odnalazły one swoje miejsce na obcej ziemi, znalazły zatrudnienie, a ich dzieci rozpoczęły edukację w szkołach brytyjskich. Wśród nich są też niestety tacy Polacy, którzy zderzyli się z porażką, dla jeszcze innych decyzja o wyjeździe została okupiona dramatem rodzinnym.
Ta sytuacja wynika z faktu, że często Polacy decydujący się na wyjazd do UK lekceważą tak istotne do niego przygotowanie, opierające się na rzetelnej i sprawdzonej informacji, wiedzy, doświadczeniu i przede wszystkim znajomości języka angielskiego.
W Londynie od kilku lat Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii wydaje bezpłatną broszurę „Jak żyć i pracować w wielkiej Brytanii? Warto sięgnąć chociaż po nią lub przed wyjazdem na Wyspy poszukać treści pisma w intrenecie, zanim podejmie się decyzję, której skutki mogą okazać się opłakane nie tylko dla nas samych, ale przede wszystkim dla naszych bliskich, pozostających w kraju z nadzieją, że właśnie na Wyspach wiedzie nam się dobrze i spełniają się nasze marzenia.
Niech historia Bernarda i Katarzyny będzie przestrogą dla tych, którzy decyzję o wyjeździe na Wyspy podejmują zbyt pochopnie.
Proszę o pomoc, zaginął mój narzeczony
Taka prośba została wysłana na adres email Dziennika Polskiego. Jej autorką jest Katarzyna Kabać, mieszkanka województwa podlaskiego, która od kilku tygodni usiłuje skontaktować się ze swoim narzeczonym, przebywającym od 28 maja br. na terenie Wysp Brytyjskich. Temat zaginięcia Bernarda Młynarczyka podjęła także Itaka – Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych, która wpisała sprawę zaginięcia Bernarda Młynarczyka do akt, nadając jej numer ewidencyjny13-0868 i opatrując datą oraz miejscem zaginięcia Bernarda, który zaginął w Londynie, dnia 10 czerwca 2013 roku. Wszystkie osoby posiadające jakiekolwiek informacje na temat zaginięcia Bernarda Młynarczyka proszone są o kontakt z redakcją gazety, na adres email: redakcja@dziennikpolski.co.uk. lub z Fundacją Itaka.
– Z Bernardem poznaliśmy się 4 lata temu w szpitalu. Chorowałam i potrzebowałam opieki hospitalizacyjnej, a on przyszedł odwiedzić swoją koleżankę i tak się rozpoczęła się nasza znajomość. Kiedy opuściłam szpital spotykaliśmy się codziennie i niedługo później zamieszkaliśmy razem. Wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Bernard przez jakiś czas pracował jako kierowca Mieliśmy plany. Najpierw ślub później dzieci, rodzina – mówiła Katarzyna Kabać. Sielanka jednak nie trwała długo, ponieważ Bernard stracił pracę. Otrzymał wymówienie na skutek przedłużającej się choroby. Zdaniem jego narzeczonej, ponad rok starał się znaleźć nowe zatrudnienie w Polsce. Wszystko na nic, wszędzie odprawiano go z przysłowiowym kwitkiem i wtedy wspólnie podjęli decyzję, że Bernard na jakiś czas wyjedzie do Londynu, tam w myśl obiegowych opinii miało się o wiele łatwiej żyć, i perspektywa zarobienia na wymarzone wakacje nie była już taka odległa. Kasia miała wkrótce dojechać do niego.
– Od początku nie podobało mi się, że Bernard pojechał w „ciemno”, czyli nie miał pracy ani mieszkania. Był co prawda już kiedyś w Londynie i dlatego i tym razem był przekonany, że znajdzie pracę w ciągu kilku dni. Znał dobrze angielski, więc i ja podzielałam jego zdanie. Poza tym wierzyłam w jego powodzenie, bo jak Bernard czegoś chce, to dąży do celu – opowiadała Katarzyna.
Liczył na znajomość z dzieciństwa
Do Londynu Bernard Młynarczyk wyjechał 28 maja. Dwa dni później zdaniem jego narzeczonej był już na miejscu. Wtedy mieli jeszcze z sobą kontakt telefoniczny, stąd Katarzyna wiedziała, że zaraz po przyjeździe jej narzeczony szukał pokoju do wynajęcia.
– Mieliśmy bardzo dobry kontakt, dzwoniliśmy do siebie. Stąd wiem, że w dniu, w którym przyjechał nie znalazł pokoju, więc nocował w motelu, ale niestety, nie znam jego nazwy. Następnego dnia zadzwonił i powiedział, że poznał Polaków i u nich się zatrzyma się na jakiś czas. Miał także plany, że razem z nowo poznanymi rodakami rozpocznie pracę. Wtedy pomyślałam, że to bardzo dobry pomysł, bo przecież nie będzie sam. Jednak kilka dni później Bernard przez telefon powiedział, że został oszukany, że nie ma pieniędzy i że nie ma gdzie spać – mówiła Katarzyna, która dodała, że jej narzeczony miał także plan awaryjny. Tym planem miał być kolega, który od jakiegoś czasu mieszkał w Londynie, a razem z Bernardem znali się z Polski. Mieszkali w Białymstoku i w dzieciństwie byli bliskimi kolegami. Bernard łudził się, że ta znajomość mogłaby zbliżyć ich ponownie, po latach, szczególnie w sytuacji, kiedy obydwoje znaleźli się na obczyźnie.
– Zadzwonił więc tego do kolegi – relacjonowała Katarzyna – z nadzieją, że uzyska wsparcie i pomoc, bo przecież znalazł się w wyjątkowej sytuacji. Zamiast pomocy zyskał jedynie rozczarowane, bo zdaniem narzeczonej Bernarda, kolega z dzieciństwa użyczył mu trzykrotnego noclegu, a następnie obdarowując go śpiworem odmówił jakiegokolwiek wsparcia.
– Przeżyłam koszmar, bardzo się martwiłam i prosiłam, aby Bernard w takiej sytuacji zdecydował się na powrót do Polski, ale on nie chciał mnie słuchać i przekonywał, że z pewnością wkrótce znajdzie pracę a potem mieszkanie, i że wszystko się ułoży, bo przecież początki zawsze bywają trudne – opowiadała Katarzyna. Już wtedy przeczucia Katarzyny Kabać okazały się trafne, a jej zmartwienie uzasadnione, ponieważ wyczuwała w głosie Bernarda załamanie, które nazwała atakiem depresji. Podczas kontaktów telefonicznych Bernard był jej zdaniem nieobecny, zamyślony i przygnębiony, jednak dzwonił regularnie do narzeczonej i na bieżąco relacjonował o swoim położeniu. Wreszcie stało się coś, co Katarzyna określa najgorszym dniem w swoim życiu – ostatnia rozmowa z Bernardem, a potem telefon zamilkł i nadal milczy, chociaż Katarzyna wielokrotnie wybierała dobrze znany jej numer i na próżno liczyła na to, że w słuchawce usłyszy dobrze znany, bliski jej głos.
– Tego dnia, 08.czerwca 2013 roku nie zapomnę nigdy. Wtedy rozmawialiśmy po raz ostatni. Słyszałam w jego głosie, że ma problemy, że cierpli, że jest zdruzgotany. W końcu przyznał się, że mieszka po prostu – na ulicy. Nie miał mieszkania, spał w parku, brakowało mu jedzenia, nie miał też pracy. Mówił, że wsparcia udzielił mu ksiądz, to do niego chodził po kawałek chleba. W końcu przyznał się, że został spisany przez policję. Byłam załamana, miałam wrażenie, że na takie wieści boli mnie serce i zdobyłam się na podjęcie decyzji za niego. Powiedziałam mu, że musi koniecznie wracać, że kupię mu bilet powrotny w Białymstoku, a on ma tylko wsiąść do autobusu i wrócić do domu. Miałam jednak wrażenie, że mnie nie słucha. Ten smutek i przygnębienie zdradzał, że wokół niego z pewnością działo się coś złego, o czym z jakiś powodów nie mógł mówić. Umówiliśmy się, że zadzwonię i powiem mu, kiedy ma autobus do domu. W odpowiedzi usłyszałam, że nie ma ładowarki do telefonu, że rozładowuje mu się bateria, ale w pobliżu znalazł sklep, którego obsługa zezwala na skorzystanie z ich sprzętu do reaktywowania telefonu. Rozłączyliśmy się… – powiedziała Katarzyna.
Od ostatniej rozmowy Bernarda z Katarzyną mija miesiąc. Nigdy później nie udało jej się skontaktować z narzeczonym, nigdy później także i on już do niej nie zadzwonił. Pozostała burza myśli i pytań bez odpowiedzi, lęk i obawa o to, co mogło się stać, gdzieś tam po drodze. Katarzyna każdego dnia czeka na jakąkolwiek informację ze strony swojego narzeczonego lub od ludzi, którzy spotkali go na swojej londyńskiej drodze. Jest przekonana, że Bernard gdyby mógł, skontaktowałby się z nią. Jest zrozpaczona, szuka pomocy za pomocą ludzi dobrej woli, nagłaśnia sprawę zaginięcia narzeczonego w polonijnej prasie. Jednak na chwilę obecną pozostaje jej cierpliwość i czekanie, a także rozwiązanie niełatwej zagadki, gdzie przebywa i dlaczego milczy jej narzeczony?
16 czerwca br. razem ze swoim tatą powiadomiła Itakę, zaginiecie Bernarda zgłosiła także na policji. Uczyniła wszystko, co było jej w mocy, aby pomóc Bernardowi i sobie. Ale wieści nadal brak…
Tekst: Małgorzata Bugaj-Martynowska
Fot.: Archiwum Katarzyna Kabać
Grzegorz
Po 2004 roku do Angli wyjechało z Polski największe skupisko szumowiny społecznej kture w Polsce figurowało na bębnie Policyjnym jako notowani i mieli wyroki w zawieszeniu za kradzierze lub pobicia po za tym Polacy obecnie zabierajom Anglikom pracę a sami Anglicy muszom brać Benefity bo nie mogom znaleśc pracy przez tom Polskom szumowinę czas najwyrzszy żeby Polacy wracali z Angli do Polski po za tym najgorsza Polska szumowina mieszka na przedmieściach dużych Angielskich miast