Dokładnie 1 maja Dziennik Polski (DP 01.05.2013 r. „Antologia na zakończenie roku szkolnego”) podjął się wdzięcznego tematu, dotyczącego publikacji zbioru poezji dziecięcej, wyrosłej w wyniku lekcji poezji w Szkolnym Punkcie Konsultacyjnym im. Lotników Polskich przy Ambasadzie RP w Londynie.
Warsztaty poetyckie z uczniami placówki prowadzili pomysłodawcy i poeci tworzący londyńską grupę artystyczną „PoEzja Londyn”, a wśród nich Adam Siemieńczyk – autor „’Pięknych Ludzi’ – poeci mojej emigracji”, a także poeci – Marta Brassart i Wojciech Jarosław Pawłowski. Podczas cyklicznych spotkań twórców z dziećmi, powstał cykl dziecięcych wierszy, pierwszych, spontanicznych, wyrosłych spod pióra dziś uczniów, a w przyszłości być może mistrzów słowa. Uwieńczeniem tych spotkań miała być książka – antologia, wydana na zakończenie roku szkolnego w czerwcu br. Rok szkolny minął, antologii nie ma, a tymczasem do redakcji Dziennika nadesłano list. Jego autor, A. J. Czarnecki (posługujący się pseudonimem dziennikarskim, do czego przyznaje się w korespondencji z poetami działającymi mi.in. wokół „PoEzji Londyn – przyp. red.), zapytuje o wydanie publikacji w sposób następujący:
„Czy wiadomo coś o antologii dziecięcej, którą obiecała Marta Brassart wydać na koniec czerwca? Czerwiec już minął, zaliczka na poczet antologii podobno została pobrana z kasy szkolnej, a książki nie widać. Rodzice tych dzieci są mocno poirytowani i między sobą mówią o oszustwie. Bardzo dziwna sprawa? Jaka jest prawda i czy w ogóle jest ? Interesuje mnie ten temat, ponieważ mam wiele różnych i ciekawych informacji o działalności państwa Siemieńczyków na terenie UK i chciałbym napisać o tym artykuł. Wiele osób posądza ich o to, że zostali oszukani na pieniądze, które dali na poczet wydania książki. Jedna z osób pokrzywdzonych, pani Bożena M. powiedziała mi, że poeci, którzy zostali opisani w książce ‚Piękni Ludzie’, wpłacili po 100 funtów na publikację, co razy 50 osób daje pokaźną sumę, a ambasada dała na ten cel pieniądze (…)”.
Adresat nie stroni od odpowiedzi
Podążając za tropem dziecięcej antologii, Dziennik Polski zapytał autora publikacji o losy książki, a także innych poetów o charakter współpracy z Adamem Siemieńczykiem, którzy wyrazili chęć zajęcia stanowiska w sprawie, która według autora listu A. J. Czarneckiego wywołała duże poruszenie w środowisku poetyckim zarówno w kraju i na Wyspach.
– Nie mam materiałów aby wydrukować zbiór wierszy, które zostały napisane. Wciąż czekam. Kontaktowałem się kilka razy z panią dyrektor szkoły (Katarzyną Łękarską – przyp. red.), niestety, nie ma jeszcze satysfakcjonującej odpowiedzi. Jestem umówiony z zawodową ilustratorką książek dla dzieci – Ewą Beniak, która zrobi ilustracje nieodpłatnie.
Czekamy na pełen materiał. Chodzi o to, aby nie pominąć żadnych osób. Nie ma mnie obecnie w UK i nie mam bezpośredniego kontaktu z dziećmi, więc muszę polegać na pani dyrektor Kasi Łękarskiej. Nie jest ustalona zasada finansowania. Wszystkie poprzednie działania były robione przeze mnie nieodpłatnie. Na sponsorowanie tej książki mnie obecnie nie stać. Byliśmy umówieni, że pieniądze zostaną zebrane od rodziców i że będzie to kwota około 350 funtów. Wydawcą książki ma być IBiS. Jest to wydawnictwo specjalizujące się w wydawaniu poezji. Aleksander Nawrocki wydawca uczestniczył w jednym spotkaniu z młodzieżą ze szkoły w Londynie. O żadnym więc oszustwie nie może więc być mowy, ponieważ nie otrzymałem żadnych pieniędzy od kogokolwiek – powiedział Adam Siemieńczyk, który odniósł się także do kwestii finansowania jego pierwszej antologii – dorosłych poetów emigracyjnych „Piękni Ludzie”.
– Nie przypominam sobie abym uzależniał udział kogokolwiek w książce „Piękni Ludzie” od wpłaty pieniędzy. Proszę mi podać jakikolwiek dowód na fakt pokrzywdzenia kogokolwiek. Chętnie zweryfikuję te informacje. Rozumiem, że budzi zazdrość fakt, że książka okazała się wartościową pozycją. Co do finansów, pieniądze zostały przelane na konto wydawnictwa jako wydatek celowy i nie miałem do nich dostępu. Osobiście wpłaciłem 1400 złotych, aby mieć własne egzemplarze. Realia są takie, że aby działać w przestrzeni kultury trzeba wykładać swoje pieniądze. Zdaję sobie sprawę z tego, że ludziom się wydaje, że zarabiam na tym pieniądze. Z tego co widzę, to w głowach mnożą się całkiem pokaźne kwoty. Tak nie jest. A jeśli już będą odbywały się rozmowy w ambasadzie, czy też konsulacie, należy poruszyć temat sfinansowania tłumaczenia książki na język angielski. Mam już część książki przetłumaczoną na język rosyjski oraz fragmenty w przekładzie na j. białoruski. Rozpoczynam współpracę z uniwersytetem w Kijowie w celu tłumaczenia książki na j. ukraiński. Pana Czarneckiego proszę o kontakt, chętnie zamienię kilka słów. Sądzę, że posługuje się plotką. Panią Bożenę M. mniemam Bożenę Mazur-Nowak również proszę o kontakt. Nie widzę powodu, aby tolerować rozsiewanie kłamstw pod moim adresem. Chętnie odpowiem na pytania – wyjaśniał autor „Pięknych Ludzi”.
Marta Brassart, siostar Adama Siemieńczyka odpowiadając na pytania pana Czarneckiego, powiedziała że „W wyniku prowadzenia zajęć z ramienia ‚PoEzji Londyn’ z dziećmi ze szkoły polskiej, zostało napisanych kilkadziesiąt wierszy. Naturalną konsekwencją i podsumowaniem inwencji i pracy dzieci jest wydanie tomiku. Nie udało się nam uzyskać od pań polonistek wszystkich wierszy. Zatem aby żadnego dziecka nie pominąć, wolimy poczekać na całość materiału.
Książka ma wartościować, wyróżniać, tak by się nie stało, gdyby choć jeden wiersz nie został zamieszczony drukiem. Teraz są wakacje, do tematu wrócimy wraz z rozpoczęciem roku szkolnego. Nie udało się również pozyskać funduszy z ramienia Komitetu Rodzicielskiego na wydanie antologii. Sprawa jest ważna i zwrócimy się do placówek dyplomatycznych z prośbą o wsparcie w zakresie publikacji. Ambasada polska wsparła wydanie ‚Pięknych ludzi’, przelewając część kosztów druku na konto wydawnictwa”. Poetka, w rozmowie z Dziennikiem, wyraziła również nadzieję, na kolejne spotkania z dziećmi ze szkół polskich, które miały by mieć miejsce w listopadzie, podczas obchodów Festiwalu Poezji Słowiańskiej, a także dołączyła kopię listu od Ewa Zelenay, wchodzącej w skład jury pierwszej edycji konkursu „Moje Polskie słowo”, w którym wzięli udział uczniowie SPK im. Lotników Polskich. List zawiera podziękowania dla Adama Siemieńczyka za działania na rzecz rozwoju kultury polskiej na obczyźnie, a także słowa uznania dla Małgorzaty Kralli, nauczycielki SPK przy ambasadzie w Londynie, która zdaniem Ewa Zelenay „zachęcała i aktywnie pomagała dzieciom mierzyć się z trudami składni i ortografii”. „Wysiłek jaki Państwo wkładacie w ten trudny proces jest nie do przecenienia” – napisała Ewa Zelenay. W konkursie wyróżniono: Roksanę Sobolak, Wiktorię Niemiec, Dominikę Rzoncę, Dominika Darkowskiego oraz Kamila Kurdziela.
Intryga uderza w całe środowisko
A jednak nie tylko ktoś, ale środowisko ludzi pióra zostało ich zdaniem urażone. I to nie tylko chęcią dochodzenia prawdy przez dociekliwego autora listu do redakcji Dziennika, ale taktyką, jaką sobie wybrał ów autor w dochodzeniu prawdy. Poeci nazwali ją krótko i dosadnie, po prostu donosem, intrygą i zakłamaniem, za którym kryje się fałsz, zazdrość i wyjałowienie z tego, co powinno stanowić sedno bycia i tworzenia: wartości zgodne z normą społeczną.
– Muszę przyznać, że poczułam się urażona. Nie życzę sobie, aby wiadomości z pomówieniami były rozsyłane za moimi plecami. Nie znam A. J. Czarneckiego i jeżeli kiedykolwiek rozmawiałam z kimś na temat Adama Siemieńczyka, to robiłam to tylko w samych superlatywach. Nie zajmuje się plotkami – zaznaczyła Bożena Helena Mazur-Nowak, informując o całej sytuacji również innego poetę, Fredericka Rossakovsky-Lloyd’a.
– Jestem głęboko zniesmaczony zaistniałą sytuacją. Za każdym razem, kiedy czytam donosy osób ukrywających się za pseudonimami, czuję obrzydzenie. Myślę wtedy, jak mały musi być człowiek, który nie ma cywilnej odwagi powiedzieć wprost, co mu leży na sercu. Zamiast współpracy, w naszym polonijnym, artystycznym świecie, mamy do czynienia z ciągłymi konfliktami, pomówieniami i oszczerstwami. To bardzo smutne. Adam Siemieńczyk poświęcił lata na zebranie materiałów do książki. Niektórzy wsparli go dobrowolnymi datkami, inni z różnych względów tego nie zrobili. Nie ma w tym nic złego. Sam redaguję antologię poetów polonijnych i warunkiem uczestnictwa jest wpłata stu funtów. Takie mamy czasy, że często sami musimy dokładać. Osoby które kręciły nosem odrzuciłem. Nie mam tyle cierpliwości, co Adam.
Siemieńczyk i jego siostra Marta Brassart działają w świecie kultury od lat. Przejdą do historii, czy się to komuś podoba, czy nie. Tchórzliwi donosiciele mogą od dzisiaj spać niespokojnie. Nie uda im się zburzyć tego, co zostało zbudowane. Nikt nie ma też obowiązku wydawania książek, zwłaszcza antologii (do której materiały zbiera się znacznie dłużej) w terminie dyktowanym przez jakiegoś sfrustrowanego wichrzyciela. Niech więc pan Czarnecki, kimkolwiek jest zrozumie, że sztuka nie jest pracą akordową. Proponuję zbadać IP z jakiego zostały wysłane donosy i dołożenie wszelkich starań mających na celu złapanie gnidy. Wszawicę powinno się wytruwać (leczyć). Dzisiaj ugryzła Siemieńczyka, jutro może przepełznąć na kogoś z nas – tak spostrzegł sytuację Frederick Rossakovsky-Lloyd, poeta, recenzent malarz.
Mimo prób kontaktu A. J. Czarnecki nie zajął dalszego stanowiska w sprawie, nie przedstawił dowodów i nie wyraził chęci rozmowy z „Dziennikiem” na wywołany przez siebie temat.
Tekst i fot.: Małgorzata Bugaj-Martynowska
Jacek Wąsowicz
http://www.dziennikpolski.co.uk/artykuly/2013/07/29/antologia–po–terminie/
Nigdy wcześniej nie miałem potrzeby (czytaj: motywacji), by wkraczać na – nomen omen – nie swoje poletko literackie. Nigdy wszak za poetę się nie uważałem i nie uważam – co najwyżej za dziennikarza, felietonistę, satyryka, co z kolei nie mieści się w formule literatury pięknej.
Jednak lepiej późno niż wcale. Bo odezwać się muszę.
Spójrzmy prawdzie w oczy: Adam to człowiek chory. Chory nie od dziś. Pamiętam jak raz pojawił się u mnie grubo po godz. 19. Zaoferowałem mu zupę fasolową. „Chętnie” – odparł – „bo jestem tylko o jajku ze śniadania”. Odkąd znam Adama, zawsze żył nie żywnością, a poezją. Szczerze wyznam, iż dziwię się, że jeszcze trzyma się kupy.
Co zaś do sławetnej Antologii…
Ja również miałem zaproponowane zaistnienie w tym wydawnictwie, lecz absolutnie nie byłem „kuszony” wpłatą zaliczki; być może dlatego, iż – nie czując się poetą – udziału w tamtym projekcie odmówiłem. Tak zwyczajnie. Tę wersję wydarzeń potwierdził zresztą sam Adam w grudniu 2012 w Birmingham podczas poimprezowego wieczorku w piwnicy Domu Polskiego. Są na to świadkowie.
Wszystko to każe mi myśleć o Adamie jako o sobie szczerej. Szczerej nawet do bólu, gdyż – jak sam jawnie mi się przyznał – „zajmując się «takimi sprawami» (promowaniem poezji, kultury polskiej) można wypracować sobie dobrą pozycję (posadę? – przyp. JW) w sektorze publicznym, a tam są spore pieniądze”.
Koniec cytatu (z pamięci).
Nie sądzę, bym był wyjątkowym znajomym Adama; w czasie aktywności PoEzji na Wyspach było wiele innych jednostek będących (z różnych względów) bliżej jego osoby, śmiem zatem podejrzewać, iż z podobnym stwierdzeniem Adam nie krył się również wobec tych osób.
Dlatego jaki Adam był (jest?) taki jest, lecz mierzi mnie postawa niektórych znanych mi osób, w tym figurujących w „Antologii”. Rozmawiając ze znajomymi ze światka pisarskiego o Adamie oraz o powyższym artykule odnosiłem wrażenie, że powyższy artykuł narobił sporo smrodu. Hola – a może smród już był, tylko dopiero teraz się ulotnił…?
W tym kontekście, parafrazując Joannę Chmielewską, wszyscy jesteśmy Siemieńczykami i wszyscy również jesteśmy Czarneckimi.