W Galerii POSK-u w Londynie na wystawie, której motywem będzie kobiecość, wystawiają się młodzi polscy artyści. Magdalena Grzymkowska rozmawia z jednym z nich – Sylwestrem Stabryłą.
Pana obrazy są bardzo ascetyczne a jednocześnie osobiste. Przedstawia pan ludzi w codziennych, symbolicznych, a zarazem intymnych sytuacjach… Skąd pan czerpie inspirację?
Moje obrazy to w zasadzie malarstwo przedstawiające, więc staram się ograniczyć środki wyrazu na konkretnej postaci, skoncentrować uwagę na osobowości i wyjątkowości modela (modeli) bez zbyt wielkiej opisowości, narracji, opowiadania zbędnych historii, zakładając jakiś jeden istotny, główny punkt. Inspiracja bierze się z obserwacji otoczenia, często bliskich lub dalszych znajomych, ich zachowania, przybieranej pozy, pewnych specyficznych układów ciał. Postacie na obrazach w znaczącej większości to konkretne, istniejące, namacalne osoby z ich charakterystycznymi cechami.
Co chciałby pan przekazać odbiorcom swojej sztuki?
Nie zakładam ograniczeń w odbiorze i jednego klucza do odczytania przedstawień. Uważam, ze czy to w sztuce, czy muzyce każdy powinien kierować się intuicją i poszukiwać własnej odpowiedzi, być może odnajdzie sam siebie lub znane doskonale odczucia. Może zgodnie z regułą iż podglądamy i sami jesteśmy podglądani, warto przyjrzeć się tym, którzy wokół nas i podpatrzeć własną osobę , jak w zwierciadle. W rezultacie jesteśmy podobni.
Skąd wynika fascynacja ciałem kobiety, wyraźnie widoczna w pana pracach?
Ciało kobiece jest łatwiej ulepić w każdej formie i materii, lecz dotyczy to głównie nagości, aktu. Jeżeli chodzi o samo przedstawienie postaci, to nie ma to większego znaczenia. Raczej fascynacja człowiekiem i jego specyficzne cechy indywidualne mieszczą się w centrum moich zainteresowań. Poza tym pracuje na zasadzie tworzenia pewnych cykli, serii obrazów podejmujących ten sam temat i akurat zestaw „Kobiety” tego dotyczył, ale nie jest jedynym i głównym . Była seria „Duzi Chłopcy” – kilkanaście portretów mężczyzn z atrybutami przypisanymi im z racji pełnionych funkcji, zawodów, pasji, roli w społeczeństwie, „Historie Kuchenne” gdzie przedstawione sytuacje osób będących w bliskich relacjach, przy stole, zostają nierzadko pokazane na zasadzie zamiany ról bądź wprowadzenia nuty ironii.Jakimi twórcami malarstwa, ale nie tylko, inspiruje się pan w swoich pracach, w życiu?
Głównie nowymi tendencjami w malarstwie figuratywnym w Europie, artystami takimi jak : Justin Mortimer, Tim Eitel, Alexander Tinei, mocną grupą malarzy rumuńskich : Adrian Ghenie, Dan Voinea, Zsold Bodoni. Będąc ostatnio w Wenecji na Biennale, w międzyczasie żeby odetchnąć od natłoku pawilonów i prac tam reprezentowanych, udałem się do Gallerie dell’Accademia gdzie na nowo odkryłem Starych Mistrzów. Tintoretto mnie powalił na kolana. Wielkie płótna, malowane lekko, śmiałym gestem, świeże -jak gdyby jeszcze wczoraj ktoś pozostawił na nich urwane pociągnięcie pędzla.
Co pan uważa za dotychczasowo największe osiągnięcie w swojej karierze?
Sprowadzę to do bardziej osobistego, a mianowicie osiągnięcia pewnej sprawności, lekkości co do rozwiązań czysto formalnych i to, że uświadomiłem sobie iż można zajmować się sztuką na poważnie i tak też traktować swoje malarstwo .
Jakie ma pan plany na przyszłość?
Ożenić się i postarać o potomstwo (śmiech). Zdać egzamin na dowód ( Prawo) upoważniający do jazdy samochodem. Co do konkretnych w niedalekiej przyszłości , to kilka wystaw zbiorowych poza granicami – Szwajcaria, Belgia, indywidualnych w Polsce, może jakieś małe wydawnictwo w formie katalogowej. Ogólnie realizacja pomysłów na kolejne cykle obrazów. Przede wszystkim dużo pracy.