03 grudnia 2013, 14:52 | Autor: Magda Lipiecka
Kuba – słodki owoc zakazany

Kuba przyciąga ciepłym turkusowym morzem i białym piaskiem drobnym jak mąka. Kuba kusi wspaniałą, kolonialną architekturą i niesamowitą naturą, buchającą bogactwem gatunków roślin, które na co dzień można oglądać w ogrodach botanicznych. Kuba wabi dźwiękami salsy, dymem z cygar i legendarnymi drinkami, które Hemingway zwykł popijać w ulubionym barze. Jednak Kuba jest jak jabłko z zakazanego drzewa – skosztujesz, a zaczniesz dostrzegać dobro i zło.

Kuba to nie tylko plażą i morze / fot. Magda Lipiecka
Kuba to nie tylko plażą i morze / fot. Magda Lipiecka
To definitywnie piękny kraj, budzący same przyjemne skojarzenia. Karaiby, plaża, morze, taniec, rum… Wyjeżdżający tam turyści spodziewają się raju na ziemi. Trudno się dziwić ich rozczarowaniu: czasy świetności większości hoteli minęły, jedzenie z puszki lub mrożonki jest kompletnie bez smaku, a zwiedzając miasta, najlepiej iść środkiem ulicy, bo na głowę może spaść kawałek zabytkowej kamienicy. Ja nie spodziewałam się raju, ale też nie chciałam przeleżeć dwóch tygodni na hotelowym leżaku. Liczyłam raczej na interesującą wyprawę i taką w rzeczy samej podróż na Kubę była.

 Bezpieczeństwo po karaibsku

– Na Kubie jest 12 milionów mieszkańców, z czego milion pracuje w policji – powiedzieli nam napotkani Kubańczycy. Trudno jednak powiedzieć, że liczba stróżów prawa przekłada się na poczucie bezpieczeństwa. Z pewnością Kuba najbardziej dba o swoje własne bezpieczeństwo. Jednego z dwunastoosobowej grupy Polaków zatrzymano na granicy do szczegółowej kontroli. Bo wiadomo, że polski turysta jest z gruntu podejrzany. Może on szmuglować mnóstwo nielegalnych rzeczy , np. wywrotowe gazety promujące konsumpcjonizm lub ręcznik plażowy z kapitalistycznym motywem. Niby taka kontrola mogła się zdarzyć na każdym lotnisku, ale na Kubie wzbudziła skrajne emocje. W drodze z lotniska taksówka przemierzała ciemne zaułki Hawany, w których nie chcielibyśmy się znaleźć po zmroku. Później przywykliśmy do takich widoków, ale pierwsze wrażenie zostaje na zawsze. Halid, właściciel domu, w którym wynajmowaliśmy pokoje, tzw. casa particular, uspokajał: „Nie macie się czego obawiać, to spokojna okolica, na pewno nikt tu wam nie przystawi broni do głowy…” Oto kubańska definicja bezpieczeństwa!

Kuba, którą znamy z pocztówek – palmy, kolorowe kamienice i zabytkowe samochody / fot. Magda Lipiecka
Kuba, którą znamy z pocztówek – palmy, kolorowe kamienice i zabytkowe samochody / fot. Magda Lipiecka
Kubański biznes

Chyba nawet goście na wakacjach all-inclusive zamknięci przez całe wakacje w 5-gwiazdkowych socrealistycznych hotelach nie mają złudzeń, że ten kraj to wyłącznie rum, cygara i salsa. To przede wszystkim straszna bieda wlewająca się przez każdą szczelinę w murze odgradzającym turystów od smutnej kubańskiej rzeczywistości.

Każdy radzi sobie, jak może. Ci, co mają samochód, zostają taksówkarzami. Jednak samochodów jest mało, głównie są to wielkie paliwożerne amerykańskie oldtimery, które często się psują, ale są też nie lada atrakcją turystyczną, zwłaszcza te zadbane auta. Na nowe lub używane samochody nowej generacji nie stać nawet zamożnych Kubańczyków. Ich wartość jest znacznie zawyżona nawet w stosunku do cen europejskich.

Inni kubańscy „prywaciarze”, którzy mają dom w przyzwoitym stanie, wynajmują pokoje. Ale i to ciężki kawałek chleba, bo prowadząc casa particular, muszą co miesiąc odprowadzać wysoki podatek – bez względu na to, czy mają gości, czy też nie. Za nielegalne nocowanie ludzi mogą dostać karę pieniężną, prowadzącą do bankructwa lub iść do więzienia, co paradoksalnie jest lepszym rozwiązaniem.

Kto handluje, ten żyje

Kubańczycy sprzedają wszystko: egzotyczne kwiaty, kokosy na drinki, czapki Che Guevary, przekąski na plaży czy pamiątki wykonane z puszek po piwie. Mniej legalnie: marihuanę, rum spod lady (chociaż pół litra rumu w sklepie kosztuje 1,6 CUC – w przeliczeniu mniej niż 1 funt)i oryginalne, wyniesione z fabryki cygara w atrakcyjnych cenach. Połasiwszy się na te ostatnie, musisz liczyć się z tym, że po wyjściu z „dziupli”, będzie czekała na ciebie policja, która zarekwiruje świeżo kupiony towar. Wówczas zostajesz z pustymi rękami i pytaniem bez odpowiedzi, czy skonfiskowane cygara faktycznie trafią z powrotem do fabryki, czy też zostaną sprzedane naiwnym turystom jeszcze kilkanaście razy.

Oszustwa są na porządku dziennym. Ceny są wielokrotnie zawyżane, dlatego wszędzie trzeba się targować. Nie tylko w taksówce czy na targu, ale też w sklepach, a nawet w restauracji, gdzie mamy przecież wydrukowane menu. Należy zwracać uwagę na wydawaną resztę. Na Kubie obowiązują dwie waluty: wymienialne CUC, którego kurs jest zbliżony do dolara amerykańskiego oraz CUP o wartości 26 razy mniejszej, dostępne wyłącznie dla obywateli kraju. O pomyłkę nietrudno, a Kubańczycy to wykorzystują. Cały czas trzeba uważać, żeby nie dać się oszukać. Nawet dystrybutory na stacjach benzynowych przekłamują. Dziwne, że tylko te z 95-oktanową benzyną, którą leje się do bardziej nowoczesnych samochodów z wypożyczalni dla turystów.

Usługi na sprzedaż

Jeżeli Kubańczyk nie ma aktualnie nic na sprzedaż, to wszystko jest w stanie załatwić. Pośrednictwo to też całkiem niezła fucha. Wystarczy się znaleźć we właściwym miejscu i w odpowiednim czasie.

– Szukacie taksówki? – zaczepił nas w deszczu jeden z nich. – Nie ma problemu! Ja mam bryczkę, ale znam kogoś, kto jeździ taksówką – zawołał. Nie minęły 2 minuty, jak siedzieliśmy w taksówce w drodze z Varadero do Hawany. Zapłaciliśmy za nią 45 CUC, 35 taksówkarzowi, 10 pośrednikowi.

Młode, zgrabne Kubanki również handlują i to towarem bardzo pożądanym przez zagranicznych turystów – swoim pięknym ciałem. W klubach aż roi się od prostytutek, które informują: 70 CUC za seks, 30 CUC za pokój, czyli w sumie ok. 60 funtów. Cena nie jest do negocjacji, to jest chyba jedyna rzecz, której nie da się stargować. Dziewczyny podają cennik bez skrępowania. Bo czym się tu krępować, wszyscy w końcu robią to samo. Zawód jak każdy inny, a klienteli nie brakuje.

Prawdziwa Kuba w bocznych uliczkach Hawany, czyli bieda i walące się dachy
Prawdziwa Kuba w bocznych uliczkach Hawany, czyli bieda i walące się dachy
W ciemnej uliczce

Ci, którzy nic nie sprzedają – żebrzą. Głównie dzieci albo kobiety z dziećmi. Jeżeli nie chcesz dać pieniędzy, sprytna Kubanka poprosi cię o mleko dla dziecka, oczywiście. Pójdziesz do sklepu, kupisz mleko, po czym ona je zwróci sprzedawcy i weźmie pieniądze. Aż się serce kraje na wyciągniętych w twoją stronę małych rączek. Spróbuj jednak wyciągnąć portfel, a żebracy z całej okolicy oblepią cię ze wszystkich stron i zamiast „uno peso” z portfela zniknie ci „veinte”. Albo cały portfel.

Kradzieże są powszechne. Wielokrotnie zwracano mi uwagę, abym mocno trzymała torebkę, a aparat nosiła przed sobą zawieszony na szyi. Zaskoczył mnie widok Kubańczyka z iPadem – w kraju, gdzie nie ma internetu, a iPhone 5 budzi ekscytację w całym miasteczku. Później przestało mnie już to dziwić. Tak jak sklepy z używanymi butami. Turyści to żyła złota, zwłaszcza nieuważni lub pijani. Łatwo takich wyprowadzić w ciemną uliczkę, okraść z pieniędzy i… butów. Dlaczego butów? Bo to towar reglamentowany, a więc luksusowy. A może chodzi o to, aby upokorzyć „gringo”, a następnie z pogardą odprowadzić wzrokiem tego znienawidzonego imperialistę wracającego do hotelu boso?

Stary reżim, nowy reżim

Kubańczycy niechętnie wypowiadają się na temat swojego ustroju . Standardowo odpowiadają „nie interesuję się polityką”. Można dywagować ile w tym prawdy, ile zastraszenia, a ile braku wiedzy na temat tego, co się dzieje w ich państwie. Ale gdy już któryś z nich odważy się wygłosić swoje poglądy polityczne, to o Fidelu Castro czy Erneście Guevarze mówi, jak o bohaterach narodowych. System komunistyczny czy gospodarka centralnie planowana nie jest dla Kubańczyków przyczyną złego stanu rzeczy w ich kraju. Naprawdę wierzą w to, że gdyby nie rewolucja żyłoby się im jeszcze gorzej.

Kuba bez wątpienia zmienia się. Zniesiono restrykcje dotyczące podróżowania Kubańczyków do stolicy. Medycyna stoi na bardzo wysokim poziomie, nawet jak na standardy światowe. Zezwolono na wolny handel samochodami i nieruchomościami. Wkrótce ma zostać zniesiony podział na peso wymienialne i niewymienialne. Już teraz widać coraz większą otwartość na stosunki dyplomatyczne z innymi państwami (poza USA, rzecz jasna), na formy przedsiębiorczości uprawiane przez drobnych biznesmenów, na przejawy kultury Zachodu. Z okien słychać światowe hity muzyki rozrywkowej, w Hawanie odbiera radio z Miami. Coraz więcej ludzi ma internet, podróżuje po świecie. Kapitalizm przedziera się pomału przez zasieki propagandy braci Castro. Prędzej czy później dopadnie Kubę. Ale czy podniesie poziom życia biednych, przeciętnych Kubańczyków, czy raczej spotęguje rozwarstwienie społeczne? Na odpowiedź musimy zaczekać jeszcze pewnie parę ładnych lat.

Tekst i fot. Magda Lipiecka

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_