Lidia, ma 25 lat. W Wielkiej Brytanii jest już 6. rok. Skończyła tu studia na The University of Glasgow, teraz jest w trakcie kolejnych na Univesity College of London. Jako studentka, żeby się utrzymać pracuje za barem, ale jest także na stażu w organizacji rządowej English Heritage. Nie zna prawdziwego życia w Polsce, ale cały czas nazywa ją swoim domem. Z Lidią rozmawiała Magdalena Grzymkowska.
Dlaczego wyjechałaś?
– Trudno powiedzieć, że to była świadoma decyzja, ponieważ podjęłam ją, mając lat 18, wtedy raczej niewiele wie się o życiu. Wyjechałam na studia, bo w klasie maturalnej padła taka propozycja i postanowiłam spróbować, zwłaszcza że nie do końca wiedziałam, co chcę ze sobą dalej zrobić. Trochę na przekór wszystkim tym, którzy przez całą moją edukację szkolną mówili mi „mądra ale leniwa”, postanowiłam wyjechać, żeby pokazać im, że nie mieli racji.
Jakie były twoje pierwsze wrażenia po przyjeździe?
– To, co pamiętam, co jako pierwsze przychodzi mi na myśl, to raczej sam moment opuszczenia domu rodzinnego, niż zderzenie z obcym krajem. Pierwsze takie zderzenie nastąpiło dopiero, gdy przeniosłam się do Londynu. Na studiach mieszkałam w akademiku, gdzie bardzo dużo załatwiała uczelnia. Można powiedzieć, że to oni bardziej zabiegali o mnie, niż ja o nich (śmiech). A poza tym obracałam się w grupie Polaków i studentów z wymiany. To była trochę inna bajka. Dopiero jak się wyprowadziłam, to ta dorosła rzeczywistość boleśnie uderzyła mnie w twarz. I to, że faktycznie jestem sama i że jestem daleko, i że trochę za młoda jestem na to wszystko. Natomiast nie powiem, że to były złe wrażenia, po prostu ja jestem w tej głupiej sytuacji, że ja nigdy nie byłam osobą dorosłą w Polsce, więc nie mam porównania. Życie w Wielkiej Brytanii jest jedynym, jakie znam.
A chciałabyś wrócić?
– Tak… chyba (śmiech). Jak wyjechałam byłam jeszcze dzieciakiem. Jestem z przeciętnej rodziny, pochodzę z Gdyni, ze sporego miasta, w którym się dobrze żyje. Wyjeżdżając, miałam ledwo co skończone 19 lat, więc całe moje życie to było tylko chodzenie do szkoły, ewentualnie jakieś zajęcia dodatkowe, mama wycierająca nos i przez ostatnie powiedzmy 2 lata przed wyjazdem imprezy ze znajomymi. To nie jest prawdziwe życie. Teraz zawsze jak wracam, to znowu moi rodzice o mnie dbają, jakbym miała znowu 17-18 lat. Spotykam się też ze znajomymi, którym życie zmieniło się diametralnie, podobnie jak moje, ale ze względu na to, że nie wiedzieliśmy się tak dawno, to jak się spotykamy to jest tak, jakbyśmy byli ponownie w liceum. Więc trochę zakłamany jest ten mój obraz domu – bo wciąż nazywam Polskę domem… Chociaż na Londyn obecnie też mówię dom… Moja wiedza na temat Polski i jej postrzeganie jest trochę oderwane od rzeczywistości, obawiam się. Natomiast nie mówię, że nie, bo też dzięki temu nie mam w drugą stronę wypaczonej wizji, to znaczy nie jestem w żaden sposób rozczarowana. Natomiast jeżeli coś by mi się tutaj nie udało, a ja miałabym pomysł na to, co zrobić ze sobą w Polsce, to czemu nie?
Co by się musiało stać, żebyś tak na poważnie rozważyła powrót do kraju?
– Musiałoby się albo kompletnie rozsypać moje życie osobiste, które się już ułożyło tutaj, albo musiałabym być w bardzo złej sytuacji, jeżeli chodzi o pracę, co w sumie praktycznie nie jest możliwe bo praca, jakakolwiek, taka, żeby utrzymać się na powierzchni, zawsze tu jest. Natomiast jeżeli dopadłaby mnie bardzo mocno ambicja i nie mogłabym znaleźć pracy, która by mnie satysfakcjonowała, to nie wykluczam rozejrzenia się za innym miastem lub nawet innym krajem, a jeżeli to miałby być inny kraj, to najprościej by mi było po prostu wrócić do domu.
Zdarzały Ci się takie chwile zwątpienia, że wszystkiego miałaś dosyć i miałaś ochotę wrócić?
– Wydaje mi się, że miałam, ale moja mama jako mama jedynaczki zawsze mi powtarzała, że zawsze mogę wrócić, wykorzystując moje momenty zawahania… Od samego początku także i teraz jeszcze nadal trzyma mnie tutaj nauka. Zostało mi jeszcze ponad pół roku do oddania mojej drugiej pracy magisterskiej i teoretycznie dwa tygodnie później mogłabym wyjechać. Ale i przy kończeniu pierwszej magisterki była taka opcja, rozważałam studia w Polsce. Moi rodzice tak samo widzieliby mnie powracającą, zwłaszcza że plan był taki, że wyjeżdżam na 3 lata i wracam, ale jednak zdecydowałam się zostać. Nie dlatego, że jestem obrażona na Polskę, nie dlatego, że jestem przesadnie zakochana w Wielkiej Brytanii, ale widocznie wtedy czułam, że to jeszcze nie czas.
A teraz jest ten czas?
–Raczej jeszcze nie. Chciałabym popracować chociaż trochę dla English Heritage. W związku z tym, że moje zajęcia na uczelni skończą się za 2 tygodnie, szukam też stałej, płatnej pracy w zawodzie (historyk/menadżer dziedzictwa kulturowego). Swego czasu rozważałam wyjazd do pracy do Niemiec na rok czy dwa lata… Myślę, ze nie ma jeszcze we mnie zbyt silnej potrzeby stabilizacji, nie chce podejmować wiążących decyzji.
Za czym najbardziej tęsknisz jeżeli chodzi o Polskę, a co Cię najbardziej irytuje w Wielkiej Brytanii?
– Tęsknie za bliskością morza i plaży. Generalnie czuje silniejsza więź z rodzinnym miastem niż z krajem jako takim, wiec pierwszy skojarzenia zawsze będą kręcić się wokół Gdyni i Trójmiasta. Bo w sumie gdybym się uparła to mogłabym sobie „zrobić” prawie Polskę tutaj. Wszędzie Polacy, polska telewizja, polskie ośrodki kulturalne, polskie jedzenie w każdym TESCO… Zresztą kiedy mam wolny dzień, to czasem gotuje szybko ogórkową, na która zawsze nalega mój domowy Anglik. Co mnie irytuje w UK czy Anglikach? Kiedyś nie rozumiałam, dlaczego wszyscy ciągle pytają „how are you?” chociaż w ogóle ich to nie obchodzi. Nie rozumiałam notorycznego „sorry” bez powodu. Teraz wkurza mnie jego brak, kiedy jestem w Polsce! Na co dzień denerwuje mnie, że przystanki autobusowe są tak blisko siebie, raz w roku irytuje mnie wszechobecna panika w związku z pojawieniem się śniegu i brak transportu publicznego w Święta. Ot, tym podobne drobiazgi.
Za czym wiesz, ze tęskniłabyś najbardziej, gdybyś zdecydowała się na powrót?
– Chociaż będąc tutaj najbardziej tęsknię za Gdynia, to będąc tam zawsze tęsknię za Londynem; po prostu za miastem i wszystkim tym, co oferuje. Oczywiście również za ludźmi, którzy stali mi się tutaj bliscy. Ciężko mi się na ten temat wypowiadać, bo jest dla mnie mocno nierealny. To chyba kolejny dowód, że jeszcze nie czas wracać…