Marek ma 37 lat i pracuje na budowie. W Wielkiej Brytanii jest od 8 lat. Mieszka w Londynie z żoną Joanną i synkiem Krzysiem. Chce wrócić do Polski, ale już niekoniecznie do miejscowości, z której pochodzi. Dlaczego? Opowiedział Magdalenie Grzymkowskiej.
Dlaczego wyjechaliście? Mówię w liczbie mnogiej, bo wyjechałeś z dziewczyną, obecną żoną…
– Nie będę oryginalny, wyjechałem tak jak wszyscy, za lepszym życiem. Pracowałem kiedyś w Warszawie i bardzo mi się podobało. Ale całymi tygodniami nie widywałem się z Joasią, do której musiałem dojeżdżać. Męczyło nas takie życie wyłącznie weekendami i postanowiliśmy wyjechać, gdzieś, gdzie oboje będziemy mieli pracę. To była nasza wspólna decyzja.
Dobra decyzja?
– Uważam, ze tak. Podoba mi się to, że wszystko jest tu lepiej zorganizowane. Ale pewnie to jest związane z tym, że oni wcześniej zaczęli i ten kraj szybciej się rozwinął. Nie mówię, że Polska jest zła, wcale tak nie myślę. Tęsknię za ojczyzną. Zaszczepili to we mnie nauczyciele już w podstawówce, na lekcjach języka polskiego czy historii. Nie mogę powiedzieć na koniec dnia, że teraz wyjechałem do Anglii, więc Polska to jest wiocha. Bo nie jest. Jest naprawdę pięknym krajem! Po prostu nie mieliśmy tyle szczęścia w przeszłości, co inne kraje Europy Zachodniej.
Ale podoba ci się tutaj?
– Jest zupełnie inna mentalność ludzi… Tutaj nie ma czegoś takiego, że jak ktoś jest bogaty, to gardzi tym biedniejszym. Wręcz odwrotnie, potrafią się wyśmiewać z nowobogackich przyjeżdżających luksusowymi samochodami. Anglicy nie oceniają po pozorach, patrzą na to, jaki kto ma charakter i czy ktoś jest w miarę inteligentny. Dają ci szansę i to jest bardzo fajne.
Sugerujesz, że Anglicy są mniej powierzchowni?
– Dokładnie, nie są snobami i nie lubią snobizmu. Przynajmniej ci, z którymi ja się zadawałem, nie wiem, jacy są wszyscy Anglicy. Mam zamożnych kolegów, których stać na zakup sportowego auta, ale nie robią tego, bo to do nich nie pasuje. Wolą wydać te pieniądze na bardziej ekonomiczny lub rodzinny samochód. W Polsce to było tak, że trzeba było jak najszybciej kupić samochód i to najlepszy na jaki cię stać. A przecież wiadomo, że to nie da ci szczęścia. To jest tylko rzecz.
Inna cecha, która mi zaimponowała w Anglikach, to to, jak dbają o swoich pracowników. Jakiś czas temu pracowałem w angielskiej firmie budowlanej. Mój szef był bogatym człowiekiem, ale zupełnie tego nie pokazywał po sobie, siadał z nami w kafejce, razem jedliśmy lunch. Jak była recesja i ciężko było z pracą, nie było zleceń, to zaczął remontować swój własny prywatny dom, mimo że wcale to nie było niezbędne, i tam pracowaliśmy za normalną godzinową stawkę. Po prostu chciał nam dać pracę, wiedząc, że jesteśmy dobrymi robotnikami. Chciał nas utrzymać w firmie. W Polsce jak nie ma pracy, to przychodzi szef i mówi: „sorry, chłopaki, nie ma roboty, idźcie do domu”. Nie interesuje go, co ty będziesz robić, co będą jadły twoje dzieci. Każdy myśli o sobie. Tutaj jest inaczej.
Czyli praca, to jest wciąż coś, co przyciąga ludzi do Wielkiej Brytanii…
– Oczywiście, że tak! Robi się tu całkiem ciasno od Polaków. Jak przyjechaliśmy, to nie było tak dużo Polaków. Teraz Anglicy sobie żartują z nas mówiąc: „wy Polaczki zobaczycie, jak przyjadą Rumuni i Bułgarzy, jak oni zaczną teraz wam zabierać pracę.” Ja to rozumiem, bo faktycznie tak było, że moi angielscy znajomi nie mieli pracy, a ja pracowałem. A oni przecież tak samo mieli kredyt hipoteczny, dzieci… To było bardzo niezręczne.
Chyba też zarabialiście inaczej niż Anglicy?
– Teraz to wszystko się wyrównało, ale zdarzało się tak, że przychodzili do pracy Anglicy i na początek dostawali więcej niż ja. Fakt, że niektórzy mieli po prostu lepsze kwalifikacje, doświadczenie lub po prostu zaplecze w postaci własnych narzędzi, wobec czego to nie było nic dziwnego, że zarabiali więcej.
Ale jednak chcesz wrócić do Polski?
– I to jest pytanie za milion dolarów, a może raczej funtów! Cieszę się z tego, że mam możliwość powrotu do Polski. Gdyby ktoś mi powiedział, że nie mam już wstępu do kraju, to chyba bym popadł w depresję… Jeżeli coś mi tu się zawali, zawsze mogę wrócić i będę „u siebie”. Trochę źle zadecydowałem, że postanowiłem wybudować dom w swojej małej, rodzinnej miejscowości, w Rozogach, w województwie warmińsko-mazurskim. Teraz jak chciałbym wrócić to do miasta, bo spodobało mi się mieszkanie w Londynie, w tej ogromnej metropolii. Poza tym w mieście łatwiej z pracą. W moim regionie jest największe bezrobocie. Jest ciężko, bo trudno sobie coś zaoszczędzić, już nie mówiąc o tym, żeby gdzieś wyjechać, wyjść do knajpy, do kina. Tutaj na to wszystko mnie stać. Ale wydaje mi się, że teraz się poprawia w Polsce. Dostaliśmy zastrzyk pieniędzy z Unii i wszyscy jakoś sobie radzą. A jak sobie nie radzą, to wyjeżdżają do Londynu (śmiech). Może kiedyś jak nas tak dalej będzie dużo wyjeżdżało, to w końcu i w Polsce będzie potrzeba więcej rąk do pracy. I w końcu zaczną doceniać pracownika.