22 stycznia 2014, 11:00 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Orkiestra w londyńskiej skali

Na scenie Scali podczas finału Orkiestry - modelki w strojach polskiego projektanta i Miss Walii 2013 / fot. Magdalena Grzymkowska
Na scenie Scali podczas finału Orkiestry - modelki w strojach polskiego projektanta i Miss Walii 2013 / fot. Magdalena Grzymkowska
W ostatnią niedzielę, 12 stycznia w całej Polsce i w  kilku miejscach na świecie rozbrzmiała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Także i w Londynie, bo nie mogło jej zabraknąć przecież w kraju, w którym drugim językiem po urzędowym, jest język polski.

Niedzielny finał WOŚP miał miejsce w londyńskiej Scali na King’s Cross – zabytkowym, choć nadszarpniętym zębem czasu budynku dawnego kina, przekształconym na klub. Nad przebiegiem tego eventu czuwała organizacja Hurricane of Hearts, której Jerzy Owsiak powierzył organizację finału w Londynie.

Ta typowo polska impreza rozpoczęła się od wydarzeń zorganizowanych z myślą o najmłodszych. Gwoździem programu był występ królowej „wszystkich naszych dzieci” – Majki Jeżowskiej. Ta część programu została zorganizowana przy współpracy z organizacją Kidz.

Gdy dzieci opuściły salę, zaczęły napływać osoby dorosłe spragnione rozrywki, niekoniecznie wysokiej, ale wśród „swoich”, w przyjaznej, wesołej atmosferze święta, którego Anglicy nie zrozumieją. Od wejścia witały nas klubowe rytmy płynące z foyer, gdzie grała wyspa DJ-ów. Tutaj też znajdowały się liczne stoiska organizatora, sponsorów, a na ścianach można było zobaczyć Marcina Roszko i Barta Mazurczaka.

Występ zespołu Ja Mmm Chyba Ściebie / fot. Magdalena Grzymkowska
Występ zespołu Ja Mmm Chyba Ściebie / fot. Magdalena Grzymkowska
Impreza dla Polaków po angielsku

Zaskakujące było to, że na imprezie zorganizowanej przez i dla Polaków, językiem prowadzącym był… angielski. Z dwóch konferansjerów jeden nie potrafił powiedzieć słowa po polsku oprócz standardowego „sie ma”, jako hasła rozpoznawczego tego wydarzenia. Było to posunięcie o tyle nietrafione, że ponad 90% zgromadzonych na to byli Polacy.

Na początku imprezy to znaczy chwilę po godz. 17:00 sala świeciła pustkami, a garstka osób na sali szczękała zębami. Budynek nie był ogrzewany, być może dlatego, że po pięknym, słonecznym i ciepłym weekendzie przyszło ochłodzenie. Atmosferę próbował podgrzać zespół Hare Krishna, który supportował dwa rockowe zespoły Zepher i Neuronspoiler z Wielkiej Brytanii.

Sala powoli zaczęła się wypełniać ludźmi, nie zabrakło też takich, którzy odważyli się poskakać pod sceną. Wielkimi krokami zbliżał się wielki finał, podczas którego na scenie ponownie pojawili się konferansjerzy. Finał rozpoczął się od pokazu mody Erwina Michalca. Modelki w jego strojach pojawiły się nie tylko na scenie, ale też krążyły między gośćmi i w ten sposób reklamowały jego bardzo fantazyjne projekty. Wolontariusz zaś na twarzach mieli artystyczne makijaże zakrawające o body painting autorstwa Joli Zglobickiej.

Występ Angeli Molineux / fot. Magdalena Grzymkowska
Występ Angeli Molineux / fot. Magdalena Grzymkowska
Podczas finału miała miejsce licytacja, której dochód miał zasilić budżet WOŚP-u. Konferansjerzy, oczywiście w języku angielskim, prezentowali rozmaite produkty od kursu motocyklowego, po koszulki sławnych sportowców, książki z autografami, dizajnerską biżuterię, płyty CD i inne. Zgromadzeni na sali niechętnie licytowali i gdy już aukcja zmierzała w stronę klapy, na scenie pojawiła się Dagmara Chmielewska, charyzmatyczna prezes organizacji Hurricane of Hearts, która przejęła pałeczkę. Przede wszystkim zwróciła się do widowni po polsku i zagrzewała widzów do licytowania. Pełna energii i temperamentu od razu ożywiła senną atmosferę, która zapanowała na sali. Wyciągnęła nawet na scenę Rafała Bryndala, którego też sprzedała (a raczej taniec z nim).

Występy gwiazd

Zrobiło się wesoło, ale zbliżał się moment światełka do nieba, gdzie wszyscy wyciągnęli świecące przedmioty i wyciągnęli ręce do góry. Udało się także „połączyć” z Jurkiem Owsiakiem w Warszawie, jednak problemy techniczne pokazały, że nagranie było przygotowane dużo wcześniej. Na scenie pojawiła się śliczna Pola Pospieszalska i Marcin Mroziński, którzy od tego momentu prowadzili imprezę. Ten moment uświetnił także występ Ageli Molineux, kanadyjskiej sopranistki, która swoim anielskim głosem przeniosła publiczność w zupełnie inny wymiar.

Wisienką na torcie był występ dwóch niekonwencjonalnych zespołów kabaretowych znanych ze współpracy z Jurkiem Owsiakiem: „Ja mmm Chyba Ściebie” i „Poparzeni Kawa Trzy”. Pełen humoru, czasem abstrakcyjnego występ, poprawił znacznie wszystkim humory, a piosenka Poparzonych „Byłaś dla mnie wszystkim” była śpiewana przez cały tłum zgromadzony w Scali.

Wnętrza Scali wypełnili Polacy / fot. Magdalena Grzymkowska
Wnętrza Scali wypełnili Polacy / fot. Magdalena Grzymkowska
Podczas londyńskiego eventu udało się zebrać 26616,20 funtów, czyli ok. 130 tysięcy złotych. Czy to dużo czy mało? Dla porównania w Polsce wolontariusze w ramach jednego z warszawskich gimnazjów zebrali 30 tys. złotych.

Niedosyt

22. Finał jak na Londyn, jedno z największych skupisk Polonii na świecie, wypadł dość skromnie. Zapewne olbrzymim nakładem pracy organizatorów osiągnięto zakładany plan minimum, ale można było zorganizować to wydarzenie w większej skali. W końcu jesteśmy w Londynie – mieście, które daje tak wiele możliwości. Może to kwestia braku odpowiedniej ilości sponsorów (lub braku jednego dużego) i funduszy, może zbyt małej liczby wolontariuszy, bo z pewnością organizacja Hurricane of Hearts zrobiła wszystko co w jej mocy, aby ten event wypadł jak najlepiej.

Jednakowoż wieczór był udany. Mimo pewnych niedociągnięć ludzie dobrze się bawili, a przecież o to między innymi chodziło. Miejmy nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski i w przyszłym roku finał będzie zorganizowany na jeszcze wyższym, reprezentatywnym poziomie. Do zobaczenia za rok – sie ma!

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_