Na spotkanie z Kasią Maderą, prezenterką telewizyjną polskiego pochodzenia, laureatką Honorowej Nagrody Dziennika Polskiego, umówiłyśmy w siedzibie BBC, w jej „naturalnym środowisku”.
Nowoczesny budynek Broadcasting House przy Portland Place wzbudza podziw. O godzinie 22:00, w trakcie głównego wydania wiadomości BBC News at Ten, tuż przed naszym spotkaniem, rozbłyska sięgający niemal kilometra wzwyż słup światła, upamiętniający reporterów BBC, którzy zginęli w czasie pełnienia swych obowiązków. Prosty, symboliczny przekaz przypominający o misji, jaką niesie ze sobą zawód dziennikarza.
Kasia wspaniale prezentuje się w swoim służbowym stroju – klasycznej sukience i butach na wysokim obcasie. Atrakcyjna, elegancka, profesjonalna. Nic dziwnego, że przyciąga wzrok milionów widzów na całym świecie.
– Proszę mi wybaczyć, ale jestem trochę przeziębiona – mówi na wstępie. Jednak gdy parę godzin później pojawia się na ekranach telewizorów, w ogóle nie daje o tym po sobie poznać. Co zwykle robi w takich sytuacjach? Czy są jakieś dziennikarskie sposoby na przeziębienie lub chrypę?
– Ciepła woda z dużą ilością miodu – odpowiada. – Proste sposoby są najlepsze, a ja nie mogę sobie pozwolić na chorobę, ponieważ bardzo dużo pracuję.
– Nie przydałby się urlop?
– Urlop… – rozmarzyła się Kasia – Mam bardzo mało wolnego czasu i dwójkę dzieci – chłopcy mają 2 i 5 lat – więc jak mam wolny czas, to spędzam go z nimi – dodaje.
Kasia na wakacje wybiera kraje, gdzie jest ciepło, ponieważ, jak każdy, kto żyje w Wielkiej Brytanii, jest spragniona słońca.
– W tym roku może pojedziemy do Grecji. Czasem przyjeżdżamy też do Polski. W ostatnią Wielkanoc odwiedziliśmy tam moją ciocię – mówi.
Cały czas w pracy
Wycieczka po Broadcasting House zaczyna się od newsroomu, który stanowi ogromny ‘open space’ z mnóstwem komputerów i telewizorów. Redakcje BBC News, BBC World News, BBC Arabic, BBC Persian i BBC London działają w oparciu właśnie o ten jeden, centralny newsroom. To tutaj powstaje jeden z najbardziej wpływowych kanałów informacyjnych na świecie. Imponujące.
Następnie idziemy przez labirynt szklanych korytarzy do studia, w którym zwykle nagrywa program.
– Mój normalny dzień pracy? Ja ciągle jestem w pracy! Cały czas czytam i śledzę wydarzenia na świecie. Pracuję w światowych newsach i muszę być zawsze na bieżąco. Kiedy byłam prezenterką w krajowym kanale, było trochę łatwiej, ponieważ obszar mojego zainteresowania był zawężony do Wielkiej Brytanii. Teraz muszę się orientować we wszystkich sprawach na całym świecie – stwierdza Kasia.
Ostatnio jeden z prezenterów zachorował. O godzinie 15:00 zadzwonili do niej z BBC. Dwie godziny później przyjechała do pracy, po czterech – oglądaliśmy ją już w programie na żywo. To byłoby niemożliwe, gdyby nie to, że jest cały czas na bieżąco.
– I gdyby nie moja mama, która jest niesamowita i przyjechała zaopiekować się moimi dziećmi – dodaje.
Dlatego też Kasia dużo słucha radia, szczególnie BBC Radio 4, czyta mnóstwo gazet, informacji w internecie, książek poświęconych polityce.
– Już nie pamiętam, kiedy przeczytałam jakąś książkę dla siebie. Może jak jestem na wczasach, chociaż wtedy czytam raczej książki dla dzieci z moimi synami – śmieje się Kasia. A na już poważnie dodaje, że to czego jej brakuje, to jest właśnie czas dla siebie.
– Trzeba mieć oczy cały czas otwarte, a przez to życie prywatne przeplata się z zawodowym. Nawet jak rozmawiam z koleżankami, to czasem pojawia mi się w głowie myśl: „O, to jest całkiem ciekawy temat” i już zaczynam się zastanawiać, jak zrobić z tego reportaż. A wtedy koleżanki nie chcą już ze mną rozmawiać! – mówi ze śmiechem.
Kasia zamyśliła się przez chwilę.
– Takie jest już życie dziennikarza. To jest zawód, któremu poświęcasz całe swoje życie. Dziennikarzem się nie bywa. Albo będziesz nim cały czas, albo nie będziesz nim w ogóle – sumuje.
Każdy dzień jest inny
– Dobrze, ale jak już przekraczasz próg budynku, to co się dzieje? Krok po kroku?
– Rozmawiam z redaktorem, dowiaduję się, co będzie w programie i czego oczekuje produkcja. Potem jest moja ulubiona część: makijaż i czesanie. Następnie przygotowuję się, jak mam gości, to szukam dodatkowych informacji na ich temat, a potem… wchodzę na antenę – wymienia Kasia.
– Tak naprawdę ciężko powiedzieć, ponieważ każdy dzień jest inny. Pamiętam jak umarł Nelson Mandela. Mieliśmy zaplanowany cały program, bo spodziewaliśmy się, że RPA ogłosi tę wiadomość w ciągu dnia, jednak stało się to wieczorem, podczas mojego dyżuru. To ja jako pierwsza przekazałam światu tę smutną nowinę. I cały plan uległ zmianie. Przerwaliśmy wszystkie programy, na wszystkich kanałach, pojawiłam się na wizji i powiedziałam, że prezydent Zuma ma coś ważnego do zakomunikowania. Następnie po jego przemówieniu, podsumowałam jego słowa i przeprowadziłam wywiad z naszym korespondentem. Niezapomniane przeżycie.
– To był dla ciebie męczący dzień?
– To był taki dzień, kiedy każdy dziennikarz chce być w pracy. Nawet ci, którzy wyszli już do domu, wrócili, aby być tutaj w tym historycznym momencie. Do późnych godzin nocnych było tu głośno i pełno ludzi, jakby była 9:00 rano w poniedziałek. Wszyscy bardzo się wspieraliśmy w tym momencie. To było niesamowite – wspomina Kasia.
Ciemna strona
Są jednak też trudne momenty. Wśród nich Kasia wskazuje między innymi katastrofę w Smoleńsku.
– To było coś niewyobrażalnego. Do tej pory nikt nie może zrozumieć, jak to mogło się wydarzyć – mówi z przejęciem. – Pracowałam wtedy w nocy. Po powrocie do domu, zanim położyłam się spać, zaczęli dzwonić współpracownicy i znajomi z informacją, co się stało. Wtedy od razu zaczęła szukać moich kontaktów do dziennikarzy w Polsce, a sama pojechałam do kościoła św. Andrzeja Boboli na Hammersmith, skąd prowadziłam relację na żywo. Tego dnia w ogóle nie położyłam się spać – dodaje.
Kasia jest pełna podziwu dla swoich kolegów, korespondentów wojennych, którzy muszą oglądać takie obrazy na własne oczy. Czasami ich relacje są emitowane z minutowym opóźnieniem, ponieważ są tak drastyczne i nigdy nie wiadomo, co się wydarzy.
– Na ekranie widzimy już drugi albo trzeci sort scen, które nadają się do pokazania. W rzeczywistości dziennikarze widzą dużo więcej – to jest bardzo przytłaczające, a nawet makabryczne. I ten czarny humor charakterystyczny dla reporterów trochę z tego wynika. To jest ciemna strona tego zawodu – wyznaje.
Musisz robić wszystko
Zaczynała jako rzecznik prasowy. Potem była producentem wieczornego programu muzycznego w azjatyckiej stacji radiowej. Następnie pracowała Wizji Sport i Sky Sport. Chwytała każdą okazję, która się nadarzała, mimo że nie wiedziała nic o brytyjskiej muzyce azjatyckiej ani nie była ekspertem w tematach sportowych.
– Ale się nauczyłam! Dano mi szansę, a ja ją wykorzystałam. Chcąc być dziennikarzem, nie możesz mówić „nie”, musisz robić – często za darmo – dosłownie wszystko: od parzenia kawy, po pisanie dokumentacji, aby w końcu kiedyś dojść do momentu, kiedy zaczniesz uprawiać prawdziwe dziennikarstwo – skwitowała Kasia.
Jednak w jej przypadku polskie korzenie znacznie skróciły tę drogę. Gdy Wizja Sport rozpoczynała właśnie nadawanie programu z Maidstone do Polski, było zapotrzebowanie na polskojęzycznych dziennikarzy z biegłym angielskim do tłumaczenia. Jak sama powiedziała „miała szczęście”, ale też ciężko pracowała.
– To, że jestem Polką z pochodzenia, wyróżnia mnie i pomaga, dlatego zawsze staram się podkreślać swoje korzenie – kwituje.
Również w życiu prywatnym nie ucieka od swojej polskości. Jej dzieci chodzą do polskiej szkoły, rozmawia z nimi po polsku, w domu obchodzona jest Wigilia, zakupy robi się w polskich sklepach, bo cała rodzina uwielbia polskie jedzenie. Tym bardziej ostatnio otrzymana Honorową Nagroda Dziennika Polskiego wiele dla niej znaczy.
– To jest dla mnie niezwykły zaszczyt. Cieszę się, że mimo tego, że pracuję w brytyjskim medium, Polacy na emigracji cały czas śledzą moje poczynania, interesują się i w ogóle wiedzą, kim jestem. I że są dumni ze mnie. Ponadto jest mi szalenie miło, że wyróżniła mnie taka instytucja, jak Dziennik Polski – pismo, które pamiętam z dzieciństwa, które czytała moja mama, które potem czytałam ja, w którym pracują ludzie, dzięki którym Dziennik jest wydawany od tylu lat – mówi z entuzjazmem.
Jestem dumna
Bycie Polką dla Kasi nie zawsze jest łatwe. Czasami spotyka Polaków, którzy niedawno przyjechali, dla których nie jest autentyczna, ponieważ ma angielski akcent i pracuje w brytyjskiej telewizji.
– Czasem mi robi się przykro, bo ja tutaj się urodziłam i pielęgnuję polskie korzenie, język i kulturę w swojej rodzinie, tylko dzięki temu, że tego chcę. Większość moich znajomych, z którymi chodziłam do polskiej szkoły, już praktycznie nie mówi w tym języku. Dopiero jak to wytłumaczę, to Polacy patrzą na mnie z uznaniem. A potem patrzą na swoje dzieci, które też już się urodziły w Wielkiej Brytanii i dzięki mnie widzą, że to jest możliwe, aby utrzymać polską tożsamość narodową. Wystarczy o to zadbać – tłumaczy.
Mimo to Kasia czuje dumę z faktu, że jest Polką, zwłaszcza w takich poruszających chwilach, jak na przykład czuwanie, które zostało zorganizowane na Trafalgar Square po katastrofie smoleńskiej, w którym wzięły udział tysiące Polaków.
– Wspaniałe jest to, jak Polacy w trudnych dla nich momentach potrafią się zjednoczyć. Ci, co przyjechali po wojnie, to pierwszą rzeczą, którą zaczęli robić na emigracji, było zbieranie pieniędzy na budowanie polskich kościołów – mówi.
Zapytana o to, czy chciałaby być wzorem dla przyjeżdżających w ostatnim czasie Polaków, kategorycznie zaprzecza. Jej zdaniem jest mnóstwo innych niezwykle wartościowych osób wśród brytyjskiej Polonii, których wymienia, jako wzory do naśladowania: felietonista Dziennika, Wiktor Moszczyński, czy śp. Włodek Lesiecki, dyrektor polskiej YMCA oraz Zespołu Pieśni i Tańca „Mazury”.
– Takie osoby podtrzymują polskiego ducha wśród Polonii i powinny być inspiracją dla tych, które przyjeżdżają teraz. Chciałabym też zachęcić polską społeczność, aby trzymała się razem i aktywnie działała w różnych obszarach życia społeczno-kulturalnego. Żeby mimo różnych niesnasków utrzymywać te enklawy polskości, takie jak POSK czy Ognisko, aby Polacy mogli się spotykać i jednoczyć. I żeby każdy Polak czuł się tam mile widziany się – podkreśla.
Kasia ukradkiem zerka na zegarek – zostało 18 minut do wejścia na wizję. Moja wizyta w Broadcasting House właśnie dobiega końca. Kasia biegnie do studia, a ja wracam do domu. Włączam BBC i… jestem dumna.
Tekst i fot. Magdalena Grzymkowska
janek
Witam, jeśli masz firmę w UK lub zamierzasz ją otworzyć to polecam DARMOWY kurs: http://www.kurspromocji.co.uk/