23 maja 2014, 12:23 | Autor: admin
Tym razem kilka słów o sprawach bliższych domu, o „Out of box”. O drugiej części konkursowej wystawy pokazywanej w galerii POSK z cyklu „Little Experiment”. Jak sugeruje sam tytuł, ideą konkursu było zachęcenie artystów do eksperymentowania, czegoś, czego w galerii POSK niewiele na ogół oglądamy. Organizatorzy wezwali twórców (bez ograniczeń wieku ani nacji) do porzucenia na moment technik i metod, do jakich się na co dzień w swej sztuce odwołują i spróbowania czegoś zupełnie dla siebie nowego.
Konkurs, zaproponowany w ramach działalności Stowarzyszenia Artystów Polskich w W. Brytanii (APA) z inicjatywy Wojciecha Sobczyńskiego, znalazł poparcie celebrującego w tym roku swoje 50-lecie POSK-u oraz Instytutu Kultury Polskiej, a finansowe wsparcie Fundacji Przyszłości (Murdzenski Fund) pozwoliło nagrodzić pięciu, najciekawszych zdaniem jury, artystów. Do udziału zachęcono nie tylko mieszkających w Londynie polskich twórców, ale i artystów innych narodowości, prosząc jednak by ich propozycje odwoływały się, w którymś ze swych aspektów do Polski, jej historii czy kultury. Ile osób ostatecznie zgłosiło swe prace do konkursu, nie wiem, ale z tej większej puli wybrano prace dwudziestu do pokazu i prace pierwszych dziesięciu oglądaliśmy w galerii w marcu tego roku. Pisałem już o tamtej wystawie, trochę wtedy narzekając na brak ogólniejszego wprowadzenia i wyjaśnień konkursowej idei, ale tym razem nie ma już z tym kłopotu. Wystawa, której kuratorem był Sobczyński, zgromadziła dzieła kolejnych dziesięciu artystów, tym razem tych zdaniem jury najlepszych, z piątką, która zdobyła nagrody. Zacznijmy więc od nich. Pierwszą, w wysokości 1500 funtów zdobyła Karolina Nieduża za video „Alienated”, w którym ideę kulturowej niepewności, samotności i niepokoju o tracenie własnych korzeni ilustruje zestawieniem postaci młodej dziewczyny z obrazem ściętego, wrośniętego w ziemię pnia olbrzymiego drzewa. Ruchy dziewczyny, jej usiłowanie wejścia w ciemną czeluść zdają się być zmitologizowanym wyrazem metaforycznej, a może i trochę dosłownie obrazowanej tęsknoty za tym, co utracone. Karolina wcześniej studiowała archeologię, ale przez ostatnie cztery lata szuka na obszarze performance art i ruchu. Nie wiem, czy prezentowane video jest dla niej rzeczywiście czymś nieznanym dotąd i nowym, „out of box”, jak chcieli organizatorzy, ale osądzać to i decydować z pewnością musiało być trudno. Laureatka drugiej nagrody (£500), lepiej mi znana malarka Ewa Gargulińska, zaprezentowała pełną melancholijnej zadumy fotograficzną kompozycję z grupą kobiet. Pracę opatrzyła tytułem, będącym boleśnie od tysiąclecia aktualnym lamentem z „Pieśni nad pieśniami” króla Salomona „I charge you, O daughters of Jerusalem, if ye find my beloved, that ye tell him that I am sick of love”. Techniką fotografii posłużył się też w swojej pracy, ciekawym tryptyku „Hiatus” Josef Konczak. To trzy zdjęcia (odwołujące się do Polski, Niemiec i Szkocji, które dziadek artysty w czasie wojny przemierzył, zanim w 1947r. osiadł w Anglii) – składające się razem na obraz górskiego pejzażu. Tryptyk zapewnił mu trzecią nagrodę (£500). Czwartą (£250) otrzymał członek APA, malarz zafascynowany sztuką ikon – Paweł Kordaczka, który w swym „Przedmiocie męskich pożądań” wyruszył na nowo w obszary surrealistycznej rzeźby o sile znaku-ikony. W pęknięciu głowicy drewnianego rzeźbiarskiego pobijaka ujrzał i wydobył obraz rozwarcia kobiecego sromu, bramę pomiędzy światami i obiekt pożądań. Piątą nagrodę (£250) zdobył Artur Gławocki (jeśli dobrze odczytuję jego osobisty podpis w księdze gości, bo na drukowanej liście i pod pracą widnieje jako Artur Gołacki). Sama praca jest rodzajem assamblażu – to leżąca na niskim kwadratowym podeście biało-czerwona flaga, przysypana po części białym pyłem (nie podejrzewam w nim cukru pudru, a raczej zmieloną białą kredę, choć pewien nie jestem, bo nie dotykałem ani palcem, ani językiem). Tytuł: „White and Red” uzupełnia autorski komentarz (wszystkie prace na wystawie takie mają). Ten tłumaczy, że to pierwsza instalacja (?) artysty, że porusza ważkie społeczne problemy i że w porównaniu ze zwykłą praktyką artysty, posługuje się prostszymi niż zwykle metodami i nowymi dla niego materiałami. Interesująco brzmi uwaga, że inspiracją dla pana Artura były sypane piaskiem na ziemi rytualne tybetańskie mandale i polski ludowy zwyczaj dekorowania podłogi sypanymi z piasku kołami i kwadratami. Myślę, że chodzi tu raczej o dekoracyjne wzory sypane piaskiem na ziemi przed kujawską chatą (a nie na jej podłogę), bardziej niepokoją mnie górnolotne autorskie uwagi, że opisane dzieło „focuses on the topical issue of identity in light of global transmigration, assimilation versus tradition”. Moja ograniczona wyobraźnia nie była w stanie połączyć polskiej flagi w białym pudrze z kluczowym, jak pisze artysta, problemem tożsamości w świetle globalnej transmigracji i konfliktu pomiędzy procesami asymilacji, a odziedziczoną tradycją. Snułem więc własne wolne skojarzenia. Rozważałem przez moment możliwość podążenia koleinami tradycyjnej polskiej martyrologii i dostrzegłem w dziele możliwość aluzji do śniegów Syberii, zasypujących ślady naszych zesłańców, domyślając się, że artysta jest zapewne kimś młodym, dopuściłem i inne skojarzenia – obraz naszej flagi ujrzałem w białym pudrze kokainy (bądź co bądź dzieło, jak zapewnia artysta „challenge directly social issues”, a narkotyki z pewnością są takim) – w końcu jednak zrezygnowałem, zazdroszcząc jury większej, jak widzę, przenikliwości niż moja. Poza nagrodzonymi, prace pokazało jeszcze pięciu innych artystów. Zainteresowana miastem i sztuką ulicy Gosia Łapsa-Malawska, która eksploruje te obszary przede wszystkim w języku grafiki, po raz pierwszy dla siebie spróbowała trzeciego wymiaru, tworząc tryptyk „Samotność”. To trzy czarne kostki – jakby makiety trzech „pomników” samotności w metropolii, z pojedynczymi figurynkami ludzkich postaci, przygniatanych ogromem abstrakcyjne sugerowanych niemych ścian i murów. Do rzeźbiarskich też, ale odwołujących mniej do idei, a bardziej do zmysłowych wrażeń i doświadczeń kontrastujących materiałów i faktur, należy na wystawie abstrakcyjna praca Lily Hawkes. Przywodzi na myśl domenę nowych materiałów i śmieci nowoczesnej cywilizacji, obszar intrygująco cielesny, znany nam z prac znakomitych, w mej opinii, współczesnych brytyjskich rzeźbiarek, takich jak: Philida Barlow czy Karla Black. Trudniej byłoby mi odpowiedzieć na pytanie, jak praca ta realizuje wymagane regulaminem konkursu odwołania do Polski, polskiej historii i kultury. Zaplecza osobistych związków artystów z Polską i ich genealogii na ogół przecież nie znamy. Ciekawą pracę, odwołującą się do nawarstwień wiedzy i własnej pamięci, skojarzeń miejsc historii i prywatnych wspomnień, jest obiekt będący fotografią dawnego, zaginionego już spontanicznego rysunku, zrobionego na plaży w Omaha, przedstawiła Lorraine Fossi, której matka jest Polką. Fotografię prezentowała Magdalena Bożek. Wizerunek z nałożonych na siebie dwóch zdjęć (osób i płomieni zniczy) oraz stojących pod obrazem rzeczywistych świec, które odwiedzający wystawę mogą zapalać w bezpretensjonalny sposób, zachęca do refleksji nad ideą wewnętrznego światła, którego każdy chyba potrzebuje i na swój sposób szuka. Z tą aranżacją kontrastowało (a przecież było bliskie głodem wyższych niż czysta konsumpcja ideałów) video Alice May-Williams – z gniewnym szarpanym stukotem wierszowanego rapu – kolażowy dokument życia w mieście poetki-artystki, londyńskiej sprzedawczyni kanapek z rowerowej rykszy. Nie zazdroszczę jury, bo oceniać, wybierać i nagradzać cudze prace jest bardzo trudno. Każda prawie czymś uwagę przyciąga, ale każda też może budzić niepewność i pytania, skoro nie tylko samą pracę oceniamy, ale jej nowatorskość w kontekście dotychczasowego indywidualnego dorobku artysty. Często chyba po prostu go nie znamy. Tak czy owak, zrobiono początek, a ten zawsze trudny. Nagrody zmobilizują następnych. Może w następnym roku powinniśmy się starać, żeby więcej artystów zachęcić do udziału w konkursie, żeby w większej liczbie prac można było wybierać? Nagrodzonym i organizatorom gratuluję i zabieram się do twórczej pracy. Może i ja z czymś nowym wystartuję…?Andrzej Maria Borkowski
Fot. Franco Chen