16 czerwca 2014, 15:12 | Autor: admin
25 lat wolności systemu Polonia

Który to już raz dr Marek Laskiewicz startował w wyborach na przewodniczącego POSK-u? Trzeci, czwarty, w każdym razie kolejny. Chyba nie spodziewał się wygranej, bo głosowanie przegrał, z liczbą 40 głosów przeciw 112, oddanym na dotychczasową przewodniczącą, Joannę Młudzińską. Nie przegrał kolejnych wyborów dlatego, że zaproponowany przez niego program był gorszy od programu konkurentki, bowiem w żywotnej kwestii zainteresowania POSK-iem rzesz tzw. nowej Polonii oboje nie mają nic do powiedzenia. Nie przegrał z powodu apelu o lustrację tej organizacji, bowiem nikt w środowisku polskiego Londynu takim procesem nie czuje się zagrożony. Nie przegrał również z powodu kwestii nacisku na kontrolę, zawartych w ostatnich latach kontraktów, związanych z administrowaniem i rewitalizacją ośrodka, bowiem nie ma w orbicie tej organizacji nikogo, kto chciałby się tej kontroli podjąć. Nie stać na to ani Laskiewicza, ani tych nielicznych osób, które jedynie manifestują swój niepokój, dysponując strzępami informacji.

Gorący orędownik lustracji POSK-u przegrywa w tej konkurencji systematycznie, bowiem polski Londyn przyjął postawę, iż agentury w jego szeregach nie było. Nie wie, nie słyszał i tego się trzyma, a postawy tej nie zachwiała żadna z afer, ani dotycząca obecnej szefowej Polskiego Związku Pisarzy na Obczyźnie, ani dopiero niedawno minionego prezesa Ogniska Polskiego. Dlatego tylko dwa postulaty swego adwersarza, Młudzińska przyjęła z pełną akceptacją. Aprobata dla pozyskiwania młodych i czujności gospodarczej była oczywiście gestem trywialnym, gdyż nie podlegającym przecież żadnej weryfikacji. W odróżnieniu od tej skwapliwości bez pokrycia, stanowczość przewodniczącej w kwestii lustracji poskowej rodziny świadczy zarówno o „szczerości intencji”, jak i niezbitej pewności, że tego akurat zdecydowanie jej czynić nie wolno. Próby rewizji uczciwości członków, największej w Wielkiej Brytanii polonijnej organizacji, jak zadeklarowała Joanna Młudzińska – nie będzie.

Don Kichot

Ojciec walczył w szeregach Polskich Sił Zbrojnych, matka w Armii Krajowej, zaś syn nazywa siebie „Ostatnim w Emigracji Niepodległościowej”. Laskiewicz jest założycielem kilku organizacji, które budzą zainteresowanie niewielkiej grupy osób, chociaż dzieje się tak być może tylko dlatego, iż nie są to działania szerzej promowane. Po katastrofie w Smoleńsku założył organizację Wolni Polacy w Wielkiej Brytanii, która „stanowczo nie popiera ani faszyzmu, ani komunizmu, ani kolaboracji”. WPWB została powołana w celu przeprowadzania akcji politycznych i w istocie kilka już zorganizowała, nagłaśniając kwestię niewyjaśnionej katastrofy smoleńskiej. W 2013 r. powołał Związek Kombatantów i Rodzin, który przedstawia jako kontynuację SPK WB.

Don Kichot najbardziej jest jednak znany ze swojej buntowniczej postawy. 7 czerwca kolejny raz wyraził ją podczas walnego zebrania członków Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego, apelując o lustrację establishmentu polonijnego. W wykonaniu Laskiewicza są to jednak tylko słowa rzucane na wiatr, a nie realne i rzeczowe zaangażowanie. Całkowita niezgoda tego środowiska na samooczyszczenie powoduje, że ostatnie walne zebranie POSKlubu prowadził nie kto inny, jak Andrzej Morawicz, z którego teczki już dawno wypłynął wypis, potwierdzający współpracę z esbecją. Apelujący o lustrację traktowani są tutaj ze wzgardą i postrzegani jako niespełna rozumu, co jest tylko dowodem tego, że byłoby kogo lustrować.

Ciekawostkę stanowi fakt, iż w maju 2006 roku, Europejska Unia Wspólnot Polonijnych, której liderką była wówczas i jest nadal Helena Miziniak, wystosowała oświadczenie „w sprawie lustracji środowisk polonijnych”. Było to nieprzypadkowe wystąpienie, bowiem w październiku została uchwalona nowa, przełomowa ustawa, która obowiązuje do dzisiaj. Wprowadziła „powszechne prawo ubiegania się o wydanie urzędowego potwierdzenia w przedmiocie istnienia w archiwach IPN dokumentów organów bezpieczeństwa państwa dotyczących własnej osoby oraz obowiązek przedłożenia takiego potwierdzenia przy ubieganiu się o pełnienie funkcji publicznych”. Oczywiście w przypadku instytucji polonijnych, których polskie prawo nie obowiązuje, lustracja może być wyłącznie wynikiem dobrej woli danej osoby, która zechciałaby się ujawnić.

„Zwracamy się do polskich parlamentarzystów, aby podczas nowelizacji ustawy lustracyjnej uwzględnili wnioski środowisk polonijnych i stworzyli warunki ku temu, aby prawda została wreszcie ujawniona” – stwierdziła unia wspólnot polonijnych, dodając że lustracja przydałaby się „przywódcom polonijnym – wszystkim, którzy pełnią funkcję wymagającą zaufania publicznego”, gdyż „należy sprawiedliwie osądzić tych, którzy zasługują na karę za to, że działali przeciwko naszej wspólnej ojczyźnie!” Oświadczenie z siebie wydano i nic ponadto, bo skoro coś zaledwie „by się przydało”, a nie jest „wymagane”, to nikogo do niczego nie zobowiązuje.

Również w 2006 roku, na prośbę Kongresu Polonii Amerykańskiej w New Jersey, został zrealizowany niespełna półgodzinny dokument, w którym wystąpił m.in. prezes IPN, śp. Janusz Kurtyka, który zginął w Smoleńsku. Film ten był deklaracją chęci samooczyszczenia swoich szeregów, do której nota bene i tak jednak nie doszło. Był jednak gestem, ze strony naczelnej instytucji tamtej diaspory, którego tutejsza, nigdy nawet z siebie nie wydała.

Jak powiedział Kurtyka: Polonia amerykańska, obok polskiego uchodźstwa w Wielkiej Brytanii, była uznawana przez komunistów, i rzeczywiście tak było, za jedną z dwóch najważniejszych skupisk na świecie, które były opiekunami idei polskiej niepodległości. Jest oczywiste, że instytucje Polonii znajdowały się na celowniku służb specjalnych, polskich i sowieckich, a ich celem było rozbijanie organizacji polonijnych, ich infiltrowanie, bądź też promowanie karier osób, które te służby chciały wspierać. W filmie wypowiedział się także prof. Janusz Cisek, w latach 1992 – 2000 dyrektor nowojorskiego Instytutu Józefa Piłsudskiego, który przebywał w USA od roku 1986 do 2000. – „Muszę powiedzieć, że w wielu sytuacjach, które nastąpiły po 1989 roku, dawało się zauważyć istotną potrzebę wykonania lustracji, jeśli chodzi o środowiska polonijne, gdyż w wielu momentach, ich działalność skierowana była przeciwko interesom zarówno Polonii, jak i państwa polskiego” – mówił prof. Cisek.

Dr Marek Laskiewicz, niestety wbrew logice, chciałby wydusić dobrowolność, na którą w dziejach lustracji polskiej stać było zaledwie garstkę osób. Gdyby jednak skupił się na solidnej akcji informacyjnej, to być może udałoby mu się wzbudzić społeczny ferment i obudzić pasję w jakimś młodym, ambitnym historyku, który oddając kilka lat życia żmudnemu zadaniu tropienia akt brytyjskiej Polonii, zostałby kolejnym Cenckiewiczem. Niestety, zasoby archiwalne IPN-u, do których zgodnie z ustawą mogą sięgać badacze oraz dziennikarze, tworzą również takie dokumenty, do których nawet oni dostępu nie mają. To tzw. zbiór zastrzeżony, nazywany „zetką”. Znajdują się w nim teczki agentów lub oficerów peerelowskich służb, które zostały przewerbowane do pracy dla III RP. Na tym odcinku, potrzeba ujawnienia będzie musiała pozostać niezaspokojoną, bo nie można zakładać, że i takich ludzi, wśród brytyjskiej Polonii – nie ma.

A co ponadto?

Walne zgromadzenie członków POSK-u skupiło się wyłącznie na analizie pretensji i odpieraniu zarzutów, dotyczących niemal każdej sfery życia tej organizacji. Na uwagę zasługują jednak dwa, zgłoszone oddolnie, postulaty.

Pierwszy dotyczy nowego statutu. Zanim zostanie przez członków przyjęty, ma być każdemu udostępniony do wglądu, po czym na specjalnie zwołanym zebraniu zostaną omówione uwagi, zgłoszone do projektu. Została wyraźnie zaakcentowana wola członków, którzy chcą mieć możliwość dostarczenia Zarządowi swoich uwag, zanim statut zostanie przegłosowany, co jednak oznacza, że najpierw muszą ten dokument przeczytać. A co za tym idzie, powinniśmy mieć go do wglądu dwukrotnie, przed uwagami i wraz z uwagami. To zaś oznacza, poniesienie przez POSK, dwukrotnych kosztów przesyłki. Odbyła się krótka dyskusja nad tą kwestią, która pozostała jednak otwartą, bowiem nie zapadły żadne decyzje. Nie wiemy więc, czy i w jakiej formie statut otrzymamy. Nie wiemy, ile będziemy mieli czasu na dostarczenie Zarządowi uwag. Nie wiemy w końcu, czy statut z dołączonymi uwagami zostanie udostępniony przed zebraniem, czy nie. Wiemy za to, że uwag nie możemy formułować w formie sugestii czy luźnych propozycji, lecz muszą zostać przedstawione w formie konkretnych zapisów, które mogłyby zastąpić istniejące w projekcie. Wyzwanie dla członków nie lada, bowiem każdej uwadze będzie można zarzucić niedostateczną precyzję, uwagę tę dyskwalifikującą.

Drugi interesujący postulat dotyczył powrotu do POSK-u impresariatu Ewy Becli. Na sali znalazło się kilku wielbicieli działalności kulturalnej, reprezentowanej przez firmę „Eva Becla Presents”. Wystąpili z gorącym apelem do Zarządu, o normalizację stosunków między stronami, która miałaby przejawić się w ponownym otwarciu poskowej Sali Teatralnej dla produkcji sprowadzanych przez ten impresariat z Polski. Tutaj należą się brawa dla Joanny Młudzińskiej, która stanowczo podkreśliła, że podwoje teatru są dla każdego otwarte, ale każda działalność komercyjna, musi liczyć się z rynkową stawką za wynajem. I koniec. POSK na szczęście nie zabił w sobie zupełnie skłonności do filantropii, jest to zaleta wprawdzie reglamentowana, ale jak podkreślała Młudzińska, można i warto negocjować, gdyż projekty niezarobkowe mogą liczyć na przychylność. Ewa Becla kandydowała do Rady ośrodka, w skład której weszła, więc podania o ulgową stawkę, na biurku przewodniczącej mogą jednak lądować ponownie, tak jak lądowały na biurku jej poprzedników.

Tegoroczne, walne zebranie POSK-u stanowiło jakby dalszy ciąg ubiegłorocznego. Czy Danusia Reutt nie zgłaszała już kiedyś nominacji Włodka Mier-Jędrzejowicza na przewodniczącego, a on jej nie odmawiał? Znowu kwestionowano przebudowę, która pełną parą idzie do przodu, więc po cóż gardłować. Znowu powróciła rewitalizacja poskowej piwnicy. Pytano, dlaczego firma, której powierzono kontrakt na realizację projektu „Jazz Cafe”, istniała zaledwie przez rok. Jakie były więc kryteria doboru, na podstawie których zarobił ten właśnie przedsiębiorca, o wdzięcznej nazwie, żeby tylko nie pomylić: Antek the Builders? Rzeczywiście, ciekawe jaka była w tym przypadku rekomendacja. I czyja.

Elżbieta Sobolewska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_