Barbara Pawlicka, wprawdzie wygrała sprawę przeciw organizacji Defence Medical Welfare Service za niesłuszne zwolnienie jej z pracy, ale odszkodowanie, jakie otrzymała, bardziej zniechęci niż podbuduje w innych wolę demaskowania zła, o którym wiedzą.
Trybunał Pracy uznał, że chciała zmienić swoje otoczenie na lepsze, a jej pobudki były szczere i uczciwe, dlatego sprawę zakwalifikował do „Whistleblowingu” – aktu donosu w słusznej sprawie. Ubiegała się o 650 tysięcy funtów zadośćuczynienia, ale otrzymała zaledwie 6 tysięcy.
– Trybunał przyznał mi 6.000 funtów odszkodowania, bez opcji powrotu do pracy, ponieważ, jak argumentowano „oczywiście nie lubię swojego byłego pracodawcy”. Mogę poprosić o ponowne rozpatrzenie sprawy, albo wnosić o apelację – powiedziała Dziennikowi. – Mam dość – stwierdziła, zapytana o to, czy będzie sprawę kontynuować. – Ale skontaktowałam się z wieloma gazetami, z angielskimi dziennikarzami, z BBC, może coś ruszy. Myślę, że czas zabrać się za system prawny w Anglii – dodała.
Organizacja Defence Medical Welfare Service współpracuje z ministerstwem obrony i zajmuje się opieką nad brytyjskimi żołnierzami, skupiając swą uwagę głównie na tych, którzy reprezentują kraj w międzynarodowych misjach. Pawlicka ma kilka certyfikatów Brytyjskiego Stowarzyszenia Poradnictwa i Psychoterapii, pracę w DMWS rozpoczęła w czerwcu 2012 roku. Jej obowiązkiem było obserwowanie kondycji psychicznej podopiecznych ośrodka w niemieckim Sennelager, gdzie przebywali brytyjscy żołnierze po amputacjach, cierpiący na zespół stresu pourazowego oraz leczący się z uzależnień.
Pracowała dwa miesiące. Zaczęło się od tego, że poinformowała dyrektora placówki o tym, że jej bezpośrednia przełożona, operując nazwiskami, przedstawiała żołnierzy w wulgarny i cyniczny sposób. Pawlicka poruszała sprawę z kolegami, nadała jej wewnętrzny rozgłos i nie chciała tego wydarzenia wyciszyć. Twierdzi, że została zwolniona, gdyż podtrzymywała opinię, iż żołnierzom należy się opieka, będąca w zgodzie ze standardami British Association for Counselling and Psychotherapy, a organizacja tych standardów nie spełnia.
– Sprawy tego typu w Anglii, szczególnie na wysokich szczeblach związanych z armią czy bezpieczeństwem narodowym, bardzo rzadko oglądają światło dzienne. Wśród angielskich prawników odbywa się wiele dyskusji na temat whistleblowingu, ale rzadko przedostają się one do wiadomości publicznej – mówi Jurek Byczyński, który właśnie kończy studia na BPP Law School, a w maju zorganizował spotkanie założycielskie British Polish Law Association.
– W Ameryce, casus Snowdena rozbudził debatę na temat podsłuchiwania społeczeństwa i praw whistleblowerów. Krytyka skupiła się głównie na NSA [Agencja Bezpieczeństwa Narodowego – red.], a z medialnej batalii jej angielski odpowiednik GCHQ wyszedł w zasadzie bez szwanku. Została wywarta bardzo duża presja na dziennikarzy, która miała na celu pokazać whistleblowerom, że nie mogą się czuć bezkarni, narażając na niebezpieczeństwo poddanych Jej Królewskiej Mości, np. poprzez publiczne udostępnianie sekretów Wielkiej Brytanii – mówi Byczyński.
– W czerwcu ubiegłego roku zmodyfikowano tutejsze regulacje, obciążając whistleblowing licznymi wymogami dowiedzenia swoich intencji. Jeśli dana osoba nie udowodni, że działa w interesie publicznym, nie będzie chroniona przez Public Interest Disclosure Act 1998. Można by sądzić, iż whistleblowerzy mają w Anglii trudne życie. Jednak taki stan rzeczy może się niedługo zmienić, ze względu na liczne przypadki, w których whistleblowerzy zwyciężali. Niespełna miesiąc temu, Najwyższy Sąd w Wielkiej Brytanii rozszerzył prawo, chroniące whistleblowerów na partnerów firm prawniczych po głośnej i wygranej sprawie Kristy Bates van Winkelhof przeciwko znanej firmie prawniczej Clyde & Co. Sprawa ma wysokie znaczenie precedensowe, ponieważ z racji swojej wagi będzie mogła być również wykorzystywana jako przykład przez innych profesjonalistów z sektorów finansowych i biznesowych – tłumaczy. Prawniczka Kristy Bates van Winkelhof straciła swoją 200-tysięczną roczną pensję po tym, jak ujawniła, iż renomowana kancelaria Clyde & Co, dla której pracowała, wręczała łapówki, aby zdobyć klientów w Tanzanii. Ponadto twierdziła, że została zwolniona również z tego powodu, iż ośmieliła się zajść w ciążę.
– Pomimo presji, związanej z uciszaniem spraw whistleblowerów, wiele się może zmienić po przypadku Winkelhof. Po takich sprawach, sądy w Anglii boją się tzw. floodgate of litigation, czyli zapalenia zielonego światła dla innych, zgłaszających sprawy do sądów czy liczących na ich ochronę. Najbliższe lata albo i miesiące będą kluczowe dla sytuacji whistleblowerów na Wyspach – dodaje Byczyński.
Elżbieta Sobolewska