Neonaziści. Faszyści. Nacjonaliści. Prawicowcy – w ten sposób brytyjskie media i lewicowe środowiska Londynu nazwały dwudziestoosobową grupę młodych, częściowo nastoletnich Polaków, którzy wdali się w bójkę z organizatorami i uczestnikami Music Day Festival w północnym Londynie. Z opisu zajść, według polskiej londyńskiej Antify – Dywizjonu 161 – wynika, że antyfaszysta został ugodzony nożem i wylądował w szpitalu. Nieformalna grupa kibolska Zjednoczeni Emigranci informuje z kolei o koledze, który ugodzony nożem przez antyfaszystę, był hospitalizowany. Kiboli gonili punkowcy, punkowców poszarpali kibole. Ale skąd wzięli się faszyści?
Zapewne z obecności antyfaszystów, bo w przeciwnym razie to zwykli bandyci, lumpenproletariacki margines polskiej emigracji, stałby się bohaterem relacji dziennikarskich. Polacy zostali zidentyfikowani jako grupa, znana pod nazwą Zjednoczeni Emigranci. Ich wybryki ubrano w kontekst wszystkich obecnie istniejących, kłamliwych stereotypów, którymi dorabia się gębę prawicy. Odpowiadając wet za wet, lewicę należy więc nazwać hołdującą pedofilii, bowiem lobbuje za poszanowaniem praw homoseksualistów. Odpowiedź okiem za oko, napiętnuje główną metodę lewicy, czyli relatywizm moralny i postać Michela Foucault. Uważał, że ludzkie dzieje to walka o władzę, a gdy tylko prześladowany staje się siłą dominującą, natychmiast staje się prześladującym, z czego wyprowadził wniosek, że żadna idea nie jest lepsza od innej, a dobro i zło nie istnieją. Był homoseksualistą o skłonnościach sadomasochistycznych i nawet kiedy zachorował na AIDS, dalej pozostał aktywny seksualnie, licznie zarażając, również swoich studentów. Umarł, w 1984 r.
Budowa opinii
Skłamał dziennikarz hedonistycznej, międzynarodowej platformy medialnej Vice, tytułując swoją relację: „Polish Fascists Attacked a North London Music Festival”. Faszyzm jest ideologią lewicową, zaś nazywanie, m.in. polskich kiboli – faszystami i neonazistami – świadczy o konieczności powrotu dziennikarzy do szkół i poznania znaczenia pojęć, którymi opisują rzeczywistość. W dodatku fotografie wlepek kibolskich chuliganów, widniejące ponoć na każdym rogu dzielnicy Haringey, redakcja Vice.com opatrzyła podpisem: „Polskie prawicowe wlepki w Markfield Park”. Albo prawica, albo faszyzm.
Kłamstwo brytyjskiego dziennikarza zmutował tłumacz, Paweł Mączewski, z polskiej edycji magazynu Vice, gdzie przetłumaczona relacja znalazła się bardzo szybko, z tą różnicą, że Mączewski „faszystów” przerobił na „nacjonalistów”. W brytyjskich mediach królowali z kolei „neonaziści”, w przypadku gazety Evening Standard, na szelki wypadek ubrani jednak w cudzysłów: „Polish neo-Nazis”.
21 czerwca w Markfield Park odbyła się impreza, którą organizatorzy nazwali rodzinną. Mniejsza o to, czy tak przedstawiali ją, zachęcając ludzi do przyjścia, czy taki epitet pojawił się dopiero w opisach awantury dla potrzeb mediów. Rzucano butelkami po piwie i racami, były osoby poranione i dwójka zatrzymanych przez policję Polaków. Pod medialnymi doniesieniami nie pojawiły się jednak komentarze oburzonych uczestników „rodzinnego” pikniku, w rytm granego na żywo mixu dźwięków z dziedziny punk-techno-reggae i bluesa. Uczestnicy milczą, choć ich dzieciom groziło skrajne niebezpieczeństwo, jak wynika z relacji dziennikarza Vice.com. Nie milczy za to, zaangażowana w propagowanie lewicowych antywartości, bojówka Dywizjon 161. „Antifa znaczy atak”, „narodowcu szmalcowniku twoje miejsce na śmietniku” – brzmią hasła, wymalowane na emblematach tejże grupy, polskiego marginesu z Londynu. Hasła Antify mają odpierać hasła kiboli: „Londyn jest nasz”, „Polska kibolska Hooligans. Adrenalina daje pewność”. W istocie i jedni, i drudzy buchają nienawiścią i niewyżytym testosteronem, który powinien znaleźć swoje ujście na poligonie.
Relacje z pijackich popisów lumpenproletariatu doskonale wpisują się w politykę uprawianą przez lewackie środowiska Europy, co rzeczywiście świadczy o internacjonalistycznym charakterze czerwonej międzynarodówki. Jest to polityka manipulacji pojęć, która służy kojarzeniu prawicowego światopoglądu z „neonazizmem”, „faszyzmem”, a w najlepszym razie „nacjonalizmem”.
Rodzinna lektura w parku
Marek Jan Chodakiewicz, historyk z Ameryki, kierownik Katedry Studiów Polskich im. Tadeusza Kościuszki na uczelni Institute of World Politics w Waszyngtonie, opublikował w latach 90. publicystyczną książkę pt. „O prawicy i lewicy”. Jest to kompendium, które należałoby rozdać członkom Zjednoczonych Emigrantów i Dywizjonu 161. Wyobraźmy sobie taki oto happening: podczas kolejnej londyńskiej demonstracji przeciw „faszystom”, polscy „faszyści” i polscy „antyfaszyści” porzucają broń i transparenty, i zaczynają czytać. Dowiadują się, że mają ze sobą wiele wspólnego, głównie nieświadomość, niewiedzę i niechęć do zachowania niezależnego, osobistego myślenia. Dowiadują się, co to byli naziści. Że byli to członkowie lewicowej Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników. Dowiadują się, że kształtująca opinię publiczną sfera nauki i propagandy albo przemilczała, albo wypaczyła niemiecki narodowy socjalizm do tego stopnia, iż środowisko naukowe utożsamiło go z prawicą. Z fałszu wyłamała się, jako pierwsza, Hannah Arendt, określając III Rzeszę i ZSRS mianem systemów totalitarnych, w których stary podział na lewicę i prawicę jest niedostateczny. Dowiadują się, że prawica niestety sięgnęła po lewicową metodę osiągania celów i uznała, że aby móc skutecznie z lewicą rywalizować, musi wykorzystywać solidarność narodową, czyli nacjonalizm. Polityczny sukces, po wynalezieniu przez lewicę demokracji, jako sposobu zarządzania masami, można osiągnąć tylko poprzez zagospodarowanie mas, którym prawica wszczepiła przywiązanie do tradycji, dumę narodową i poczucie odpowiedzialności za kraj. Chodakiewicz wiele zjawisk pięknie w tej pracy puentuje. Między innymi fakt, którego doświadczamy tu i teraz: im mniejszy udział religii i tradycji w życiu narodu, tym skrajniejszy nacjonalizm. Im większe przekonanie o zagrożeniu dla interesu narodowego, tym bardziej ekstremalny staje się nacjonalizm. Z lektury w Markfield Park, bojówkarze prawicy dowiedzą się to, o czym akurat członkowie Dywizjonu 161 zapewne wiedzą, że szczytem ich samookreślenia jest spełnianie swoich niczym nieograniczonych pożądań, wedle maksymy: if it feels good, do it!
A wszystko zaczęło się we Francji. Rewolucja 1789 roku stworzyła podział na lewicę i prawicę, czyli na tych, którzy chcieli zniszczyć stary porządek, i tych, którzy chcieli go bronić. Stroną atakującą była lewica, więc to ona narzuciła nowy styl walki. Aby przeżyć, prawica musiała przystosować się i przejąć lewicowe zwyczaje gry politycznej. Dlatego też można twierdzić – twierdzi Chodakiewicz – „że nadużycia popełniane przez prawicę, uprawiającą politykę w nowym stylu, są niczym innym, jak naśladowaniem lewicy, która zapoczątkowała ten styl walki i używała go, aby zniszczyć wartości bronione przez prawicę”. 1789 rok to również narodziny polityki masowej, realizowanej przez mobilizację społeczeństwa. Po raz pierwszy w politykę wciągnięto masy i to zmieniło świat. Stosunkowo bezkrwawe przewroty pałacowe – odnotowuje historyk – ustąpiły miejsca wielkim rewolucyjnym rzeziom, w których wygrywał ten, kto wedle lewicowej formuły zmobilizował większe rzesze popleczników. Jednym słowem – lewica wprowadziła do gry politycznej demokrację. Wprowadzając demokrację, ograniczyła walkę polityczną do gry na najniższych instynktach mas. Najbardziej skomplikowanym zjawiskiem lewicy jest socjalizm narodowy. Faszystowscy socjaliści narodowi z belgijskiego ugrupowania „Rex”, w 1936 roku postulowali: „Precz z nieludzkim super-kapitalizmem!” Czy nie jest ten apel stale obecny w pohukiwaniach dzisiejszych ruchów i organizacji lewicowych „oburzonych”?
We fragmencie „Prawica w praktyce” czytamy: „Przez ostatnie 250 lat prawica generalnie ustępuje przed ofensywą lewicy. Czasami udaje się opóźnić ‚postęp postępu’, ale częściej rozmach rewolucyjny jest nie do zatrzymania. Kłopot w tym, że od 1789 roku prawica musi dostosowywać się do reguł gry lewicy. Oznacza to tym samym konieczność przejęcia metod , co z kolei grozi nasiąknięciem duchem lewicy. Jednakże bez przyswojenia sobie reguł gry prawica nie zaistnieje na arenie politycznej – tak twierdzi prawica radykalna, wiedzą to również konserwatyści. Historia najnowsza to niekończący się kompromis, na który musiała zgodzić się prawica. Kompromis ten był i jest wymuszony realiami doby polityki masowej. Ma wymiar zarówno moralny, jak i polityczny, oscylując między ewolucją, a kontrrewolucją. W ewolucji leży groźba kapitulanctwa wobec lewicy. W kontrrewolucji zaś kryje się niebezpieczeństwo powielenia okropności lewicy”.
„Nie wszyscy Polacy”
Dywizjon 161 jest członkiem organizacji Unite Against Fascism. Po zajściach w parku Markfield, przed Tottenham Town Hall odbyła się demonstracja środowisk lewicowych, które zapowiedziały, że wyrzucą neonazistów z Haringey. Jak cytuje Tottenham & Wood Green Journal cytuje wypowiedź „Grega”z Dywizjonu 161, który przekonuje: „Nie wszyscy Polacy są faszystami”. Dziękujemy „Greg”, że tak nas, swoich rodaków, bronisz. Że dajesz nam prawo do niebycia faszystami. Kolejna, zapewne nieudolna próba przekonania Brytyjczyków, że „nie wszyscy Polacy są faszystami”, miała odbyć się 28 czerwca, w Markfield Park.
Dywizjon 161 twierdzi, że „nad ulicznymi bojówkami” stoi organizacja Patriae Fidelis. Znana w polskim Londynie grupa, rzekomo „wysługuje się” kibolami „do swoich celów” i używa Zjednoczonych Emigrantów „do podbijania frekwencji na swoich akcjach i zapewniania im ochrony”.
– Antifa to bojówka anarchistyczna, która w niektórych krajach jest uważana za terrorystyczną i jest zdelegalizowana. Na wszystkich ich zdjęciach w Internecie mają zasłonięte twarze, ręce wznoszone w rewolucyjnym geście. Odpowiedzialni są za liczne pobicia, m.in. polskich rekonstruktorów i przypadkowych ludzi z flagami, podczas oficjalnych obchodów niepodległości w Warszawie. Dla nich wszystko, co ma polską flagę jest potencjalnie faszystowskie, dlatego nie traktujemy zbyt poważnie żadnych z ich oświadczeń. Nigdy nie używaliśmy grupy Zjednoczeni Emigranci do ochrony – odpowiada na zarzuty Jurek Byczyński, szef PF. Pytany o to, czy Zjednoczeni Emigranci zostali specjalnie zaproszeni do udziału w głośnej medialnie demonstracji przy Downing Street, w której kilkuset Polaków „żądało szacunku” („We expect your respect!”), Byczyński odpowiada: – Zjednoczona Emigracja nie została zaproszona na demonstrację pod Downing Street, bo nie zapraszaliśmy per se w zasadzie żadnej grupy. Na demonstracji byli Polacy, od lewicy do prawicy, być może również młodzi z ZE. Niestety nie było prawdopodobnie Antify, a szkoda, bo sugeruje to, że nie chcą i nie potrafią się wspólnie solidaryzować, nawet w momentach, kiedy wszyscy Polacy stali ze sobą razem – dodaje.
Relacje z sobotnich zdarzeń w północnym Londynie pojawiły się w kilku internetowych portalach i angielskich gazetach. Również BBC poświęciło tej sprawie kilka swoich minut. Nigdzie nie wypowiedzieli się jednak rzekomi prowodyrzy zajść, czyli Zjednoczeni Emigranci. Dopiero kilka dni później, portal Londynek.net zamieścił ich wypowiedź, w której twierdzą, że przyszywana jest im łatka faszystów czy neonazistów, że jest to „absurdalne”, i że to, co wydarzyło się 21 czerwca, nie było ich działaniem. Że owszem, w tym czasie mieli swoje spotkanie w pobliżu, a niedaleko kręcili się bojówkarze Antify.
Kto jest kłamcą?
Elżbieta Sobolewska