– Chorwacja!
– Nieee… znowu? Ile razy można tam jeździć! To nudne, w tym roku liczy się tylko Costa Brava.
– Co wy mówicie – najlepsze jest safari nurkowe w Egipcie! Drogo, ale bosko, 7 dni na łodzi, 6 nurkowań dziennie – to jest to! 30 stopni na powierzchni i 25 w głębinach – po prostu rozkosz pływania!
Dyskusja przy stole, z okazji urodzin jubilatki trwała w najlepsze. Nic tak nie pobudziło rodziny jak rozmowa, a właściwie spór o to, gdzie należy spędzić tegoroczne wakacje. Nawet polityka nie budziła takich emocji. Właściwie to popierałem każdą z opcji. W Chorwacji chętnie pobyczyłbym się tydzień, bo tam i klimat fajny, i ceny przyjazne, i ludzie życzliwi. Poza tym Chorwacja jeszcze mi się nie znudziła, nie zdążyła, bo nigdy tam nie byłem. Ale ma kamieniste plaże. Brrrr… twardo pod nogami. To odstrasza, muszę się zastanowić.
Kanary? O tak, ale najchętniej zimą. Wtedy na Wyspach Kanaryjskich panuje taka przyjemna temperatura: w dzień 25, w nocy 20 stopni. Nie piszę, że „plus”, bo to oczywiste. Na deser pojechałbym na safari pod piramidy, tym bardziej, że do tej pory kojarzyło mi się jedynie z Afryką i oglądaniem tamtejszych zwierząt.
Kolejny temat, który rozgrzał zebranych, to ceny. 20% taniej to już okazja, 1/3 – jeszcze przyjemniej.
– Warto jechać na lotnisko do Berlina i tam bezpośrednio pytać o last minute, a właściwie last sekunde. Jeden gość w ostatniej chwili w ten sposób znalazł miejsce za 9 € w samolocie na Majorkę. Ledwo zdążył dobiec do bramki za odprawą graniczną. Taniej się nie da, naprawdę – zakończyła kuzynka.
Eeee tam, zawsze się da taniej – pomyślałem. O na przykład palcem po mapie. Koszt żaden, a frajda duża, czasami nawet połączona z edukacją.
Wpadła mi właśnie przypadkowo w ręce stara mapa kolejowa z 1946 r. prezentująca pogranicze polsko-niemieckie. Mapka żółta jak dobrze dojrzały rzepak, prawdziwy rarytas. Czy macie ochotę na letnią wycieczkę np. do miejscowości Strzałów lub Prom Ołogojski? A może nad morze? Morze Rańskie oferuje widoki, jakich nie znacie z szerokich piaszczystych plaż południowego Bałtyku. Tam królują wysokie kredowe brzegi porośnięte lasem. Z daleka wyglądają jak płaty śniegu pokryte zielonym kożuchem. Coś pięknego. Nie, to nie koniec świata, to zaledwie 80-100 kilometrów na zachód od Szczecina. Podoba się? A więc zapraszam na wycieczkę po nieistniejącym świecie.
Ten świat pojawił się na mapach na chwilę, błysnął jak światło latarni tuż po zakończeniu II wojny światowej i zaraz zgasł, a jego ślady można znaleźć już tylko w archiwach. W lipcu 1945 r., gdy alianci podczas konferencji Poczdamie ustalali powojenny ład w Europie, ważyły się losy polskiej granicy zachodniej w rejonie Szczecina i przynależność miasta: czy ma przypaść Polsce, czy może jednak należeć do strefy okupacyjnej? A może nasza granica zachodnia zostanie przesunięta jeszcze bardziej na zachód? Wszystko zależy od aliantów, a właściwie od Stalina i jego kaprysów. Niepewność była wielka, więc polscy kolejarze na wszelki wypadek przygotowali mapę, w której wytyczyli trasy z polskimi nazwami sięgającymi daleko w głąb obecnego terytorium Niemiec, około 100 kilometrów na zachód od Szczecina. Taka mapa w wersji maksi optymistycznej.
Szkoda, że nam wtedy nie wyszło, dziś mielibyśmy w Polsce piękny kawałek skalistego wybrzeża z kamienistymi plażami i wtedy nie trzeba by jeździć na wakacje do Chorwacji. A tak, nie ma dziś w Europie Morza Rańskiego, nie ma polskiej wyspy Rugia, nie ma miejscowości Ołogoszcz, Kościelec Rański i wielu innych. To nie jedyny tak oryginalny dokument opisujący świat tuż po zakończeniu II wojny. Widziałem też bardzo ciekawe rozkłady jazdy z lat 1945/46 i późniejszych. Wiele z nich jest pustych, a zamiast godzin i kilometrów zawierają informację: „linia na razie nieczynna”. Znawcy tematu wiedzą: tak opisywano linie kolejowe zdemontowane i wywiezione na wschód przez Armię Czerwoną z terenów polskich. Wielu z nich nigdy już nie odbudowano, dawne torowiska zarosły lasem, dworce pozbawione dostępu do życiodajnych stalowych nitek szyn stały się sierotami rozrzuconymi w przestrzeni.
Ostatnim śladem nieistniejącej kolei są tamte puste rozkłady jazdy.
Andrzej Kisiel