08 lipca 2014, 10:47 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Bez strachu nie ma odwagi

Irena Sendler jest bez wątpienia postacią niezwykłą, nie tylko dla społeczności polskiej, czy żydowskiej, ale dla całego rodzaju ludzkiego. Jej poświęcenie, życiowa odwaga, postawa moralna i przekonanie, że najważniejszą wartością jest człowiek, zasługują na pamięć i najwyższe uznanie.

Jack Mayer, autor książki „Life in a Jar”, podczas wykładu w Ambasadzie RP / fot. Magdalena Grzymkowska
Jack Mayer, autor książki „Life in a Jar”, podczas wykładu w Ambasadzie RP / fot. Magdalena Grzymkowska
Przez lata komunizmu w Polsce nie otrzymała należnych nagród i honorów za jej heroiczne dokonanie. Zniknęła z kart historii, a raczej nigdy się na nich nie pojawiła, podczas gdy już w 1965 r. została uhonorowana przez izraelski instytut Yad Vashem medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, a w 1983 r. zasadziła drzewko w Lesie Sprawiedliwych instytutu.

Na docenienie jej zasług w kraju musiała jeszcze zaczekać parę lat. Postanowieniami prezydenta RP została odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski w 1996 roku, Orderem Orła Białego w 2003 roku, a pod koniec 2006 roku z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego podjęto starania o zgłoszenie kandydatury Ireny Sendler do pokojowej nagrody Nobla w roku 2007. Na początku 2008 roku akcja ta została wznowiona, jednak nie doczekała przyznania tego nobilitującego wyróżnienia – zmarła tego samego roku, 12 maja. Mogłoby się zdawać, że nagła sława przytłoczyła tę z natury bardzo skromną i nielubiącą rozgłosu osobę.

Tymczasem w odległej Ameryce, w stanie Kansas uczennice liceum z Uniontown, przygotowując się do National History Day odnalazły w archiwum artykuł z 1994 r., zatytułowanym „Inni Schindlerowie”. Jedna nich, Elizabeth, była zszokowana liczbą przemyconych z getta dzieci – 2500. „Z pewnością to pomyłka, błąd w druku” – pomyślała. Dla niej historia ocalałych dzieci miała również wymiar bardzo osobisty. Jej matka, żyjąca w patologii na marginesie społeczeństwa, porzuciła ją jak była małą dziewczynką, co było powodem niewyczerpanego żalu trawiącego serce zbuntowanej nastolatki. Po poznaniu historii Ireny Sendler, zaczęła swoje własne życie postrzegać w inny sposób i wierzyć w to, że jej matka w pewnym sensie też ocaliła ją przed zagładą, tylko w innym współczesnym, znaczeniu – uratowała ją przed stoczeniem się do rynsztoka, w którym sama żyła.

Liz, Meagan i Sabrina postanowiły oprzeć swój projekt na historii Polki ratującej żydowskie dzieci i zaczęły pisać sztukę o jej życiu. Nazwały ją „Life in a Jar”, od słoików, w których Sendlerowa zapisywała ich prawdziwe imiona i nazwiska, aby nie utracić ich tożsamości. Sztuka spotkała się z gorącym przyjęciem i wielkim entuzjazmem, w rezultacie czego wystawiano ja jeszcze później wiele razy w środkowych stanach USA, w Nowym Jorku, Los Angeles i Montrealu, aż wreszcie w Polsce. O tych dziewczętach, które „ocaliły ocalającą” od zapomnienia, usłyszał Jack Mayer z Vermont, pediatra żydowskiego pochodzenia, który postanowił opisać tę wzruszającą historię w książce o tym samym tytule.

 Żałuję, że nie zrobiłam nic więcej

Autor powieści „Life in a Jar” był w zeszłym tygodniu gościem Ambasady RP w Londynie. Jack Mayer swój wykład rozpoczął przedstawieniem publiczności ponurego pejzażu warszawskiego getta, jego historii, realiów i warunków, w jakich przyszło żyć 460 tysiącom Żydów na wydzielonym, zamkniętym terenie ok. 3 km². Dla zgromadzonej publiczności składającej się z przedstawicieli społeczności polskiej i żydowskiej ten wstęp był zbędny, wszyscy w milczącym rozumieniu kiwali głowami, gdy zmieniały się wyświetlane na ekranie czarno-białe zdjęcia. Niektórzy pewnie rozpoznali niektóre ulice stolicy widziane niegdyś na własne oczy, u innych fotografie wywołały bolesne wspomnienia.

Amerykanin w drugiej części swojego wystąpienia przeczytał fragment swojej książki, w którym przytoczył historię jednej z uratowanych przez Irenę Sendlerową dziewczynek, w którym ważną rolę obok Jolanty, bo pod takim pseudonimem działała w czasie wojny, odegrał kierowca tramwaju, dzięki któremu uniknęły dekonspiracji.

Na zdjęciu od lewej: Jack Meyer , ambasador RP Witold Sobków, Filip Ślipaczek, działacz na rzecz porozumienia polsko-żydowskiego oraz Simche Steinberger, radny Hackney / fot. Magdalena Grzymkowska
Na zdjęciu od lewej: Jack Meyer , ambasador RP Witold Sobków, Filip Ślipaczek, działacz na rzecz porozumienia polsko-żydowskiego oraz Simche Steinberger, radny Hackney / fot. Magdalena Grzymkowska
– Proszę sobie wyobrazić, moje zaskoczenie, gdy przeczytałem o trzech amerykańskich nastolatkach z maleńkiej, biednej liczącej 270 mieszkańców miejscowości, które zdecydowały się podjąć ten trudny temat i opowiedzieć o nim szerszej publiczności. Nigdy nie były związane ze środowiskami polskimi, żydowskimi, czy katolickimi. Ich sztuka była oparta na prostej, naiwnej fabule, prezentującej Polkę chodzącą od drzwi do drzwi i zabierającą grupki dzieci pod swoje skrzydła. W rzeczywistości Irena Sendlerowa z narażeniem życia zorganizowała kilkunastoosobową siatkę agentów i kurierów, zajmująca się szmuglowaniem pustych kennkart, preparowaniem fałszywych świadectw chrztów i urodzin i umieszczaniem żydowskich dzieci w zaufanych rodzinach bądź klasztorach. Sama. Jako rzetelny dokument. Zapisując prawdziwe nazwiska dzieci i zakopując je w słoikach w swoim ogrodzie naprawdę wierzyła, że kiedyś połączą się ze swoimi rodzinami. Niestety nigdy to nie nastąpiło. Dlaczego to robiła? Jak mówiła: z potrzeby serca. Ponieważ jeżeli się nie boisz, to nie jest odwaga. Przed śmiercią powiedziała również: „Żałuję wielu rzeczy… ale moje największe niepowodzenie to że nie zrobiłam nic więcej… że nie zdołałam uratować więcej tych dzieci” – snuł swoją opowieść Jack Meyer. Jego zdaniem historia bohaterskiej Polki ocaliła te nastolatki w równej mierze, jak one ocaliły ją. Pośrednio dzięki projektowi „Life in Jar”, Liz, Meagan i Sabrina zaczęły interesować się historią, zaczęły przykładać się do nauki, a potem poszły na studia, co dla dziewcząt z pogrążonej w biedzie wsi stanowiło prawdziwy awans społeczny. Każda z nich miała bolesny życiorys i każda na własny sposób łączyła swoje problemy z historią Ireny. Jednak siła tej jednej wyjątkowej osoby spowodowała wielkie zmiany ich życiu.

W kulminacyjnym punkcie tej historii Liz i Meagan poleciały do Polski. Odwiedziły Auschwitz, Treblinkę, Warszawę i wreszcie spełniło się ich marzenie – poznały swoją bohaterkę. To właśnie dzięki nim zrobiło się o niej głośno na świecie. Przedstawienie ich autorstwa i pomysłu wystawiono ponad 200 razy. Zdobyło ono duży rozgłos w mediach amerykańskich i doprowadziło do powstania fundacji „Life in a Jar” promującej bohaterską postawę Ireny Sendler. Jeden z rabinów podczas ich wizyty w Polsce powiedział: „To jest moment ostatecznej zemsty na Hitlerze. Protestanckie dzieci czczą katoliczkę ratującą żydowskie dzieci w getcie warszawskim i wystawiają przedstawienie w żydowskim teatrze w Warszawie. A filmuje to niemiecka telewizja” – czytamy w książce.

 Ona nie była Schindlerem

Wieczór z Jackiem Mayerem był pełen wzruszeń i poruszeń. W pytaniach z sali głos zabrała Lili Pohlmann.

– Chciałabym panu serdecznie podziękować za to, że spisał pan tę historię i uwiecznił pan pamięć o Irenie Sendler. Mam jednak do pana wielką prośbę. Jeżeli powstanie trzecie wydanie tej książki, a jestem przekonana, że tak się stanie, proszę unikać tego krzywdzącego porównania naszej bohaterki do Oskara Schindlera. To jest zupełnie inny wymiar heroizmu. Ona zupełnie bezinteresownie wystawiała swoje życie na śmierć, ratując żydowskie dzieci – mówiła działaczka społeczna na rzecz środowisk żydowskich.

Irenę Sendler wspomniał także ambasador Witold Sobków. – Poznałem ją w 2001 roku. Odwiedziłem w klasztorze, gdzie mieszkała. Była osoba niesamowitą, zawsze uśmiechnięta pełna uroku ,ciepła, spokoju, wdzięku i skromności. Nie chciała mówić o żadnych swoich sukcesach ani osiągnięciach. Ona po prostu wychodziła z założenia, że wszystko, co robiła, było jej powinnością. Tak należało. Wtedy nie było jeszcze żadnej książki na jej temat, nie była ona szeroko znana. Dlatego od momentu, gdy przypadkowo trafiliśmy na tę książkę, wiedziałem, że to ważna pozycja, którą należy promować. Stąd pomysł, żeby zaprosić Jacka Meyera, a także żeby zrobić tłumaczenie tej książki. Chcemy rozbudzić zainteresowanie postacią Ireny Sendler, żeby powstawało więcej książek na jej temat, żeby nadawano szkołom jej imię. Żeby każdy wiedział, kim ona była i czego dokonała– opowiadał ambasador.

Książka „Life in a Jar” ukazała się nakładem wydawnictwa Long Trail Press. 60% zysków ze sprzedaży jest przekazane na Irena Sendler/Life in a Jar Foundation, organizację non-profit, której celem jest podtrzymywanie pamięci o polskiej bohaterce oraz inspirowanie nauczycieli i uczniów do wykorzystywania tej historii do nauki tolerancji, szacunku i wzajemnego zrozumienia wśród ludzi bez względu na ich rasę, wyznanie czy narodowość.

Tekst i fot. Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_