Tym razem, profesor Jan Marek Chodakiewicz, urodzony w Warszawie, lecz osiadły od wczesnej młodości w Stanach Zjednoczonych, gościł w Londynie podwójnie. Najpierw spotkał się z nami w POSK-u, by odpowiadać na pytania publiczności, zaczerpnięte z kilku krańcowo odległych beczek, a potem spotkał się po angielsku, w Ognisku Polskim, gdzie wygłosił wykład na pewno dotyczący spraw ważkich i niebanalnych.
Pretekstem do przyjazdu stała się ostatnio wydana w kraju książka – wypowiedzi prasowe JM Chodakiewicza, zebrane w tomie pod znamiennym tytułem: „Transformacja czy niepodległość?”
Poskowe spotkanie, któremu poświęcone są niniejsze notatki, składało się z wielu epizodów; sytuacja na Ukrainie, enigma katastrofy smoleńskiej, kłamstwo Jedwabnego, współczesne amerykańskie wojny, zjawisko „Korwin-Mikke” i wreszcie tytułowa transformacja systemu, którą zapoczątkował rok 1989, a co za tym idzie, wątek archeologii pamięci.
Chodakiewicz ma talent do wystąpień i współpracy z grupą, szlifowany na co dzień w Instytucie Polityki Światowej czyli w pracy ze studentami podyplomowej, prestiżowej uczelni w Waszyngtonie. Uczy ludzi, którzy strzegą bezpieczeństwa i racji stanu swego kraju. Kołonotatnik odnotowuje: JM „uczy zintegrowanej strategii dyplomatów, specjalistów od obronności, oficerów wywiadu i kontrwywiadu”.
W latach 80. był młodym człowiekiem (ur. 1962 ), który głównie pracował wtedy nad swoim wykształceniem i przyjmował nauki od nestorów emigracji niepodległościowej. Jest intensywnym obserwatorem wydarzeń krajowych i pochodzi z zaangażowanej w sprawy ojczyzny rodziny. Przeżył doświadczenie powstańczych nadziei osiemnastolatka. – „Wybuchły strajki, więc w 1980 roku wróciłem do Polski, bo myślałem, że będzie powstanie. Zmarnowałem tam dwa lata i wyjechałem do Kalifornii we wrześniu 1982 roku, bo powstania nie było. I dzięki Bogu. Przemoc i wojna to najgorsza rzecz, jaka może się stać, oprócz niewolnictwa. Ale chociaż wojna jest rzeczą straszną, nie możemy udawać, że przemoc niczego nie załatwia. Ale jest to ostateczność”.
Na okładce książki pt. „Transformacja czy niepodległość” widnieje niewielka grafika, obrazująca to, czym stał się PRL po 1989 roku, w widzeniu całej rzeszy jej mieszkańców oraz wielu Polaków, przyglądających się jej spoza granic. Jest to rysunek zmiętej kuli białego papieru, obramowanej czerwonym konturem charakterystycznego kształtu, jaki naszemu krajowi nadali zwycięscy alianci, kreśląc rysunek postaci Europy pod koniec II wojny światowej. Podczas spotkania w POSK-u, prof. Chodakiewicz również zgniótł białą kartkę papieru i w dwóch zdaniach odpowiedział na pytanie organizatora tego dwudniowego tour, Sławka Wróbla, o to, co oznacza tytuł książki, którą przywiózł nam jej wydawca. Kołonotatnik zapisał: – „Zjawisko przekształcenia oznacza, że dany obiekt zmienia kształt, a zachowuje wszystkie swoje cechy. I to stało się w Polsce w 1989 roku. Nie demokracja i nie wolność, lecz postkomunizm. Transformacja”.
Proszę raz jeszcze podnieść do góry kartkę papieru – prosi komentarz do grafiki umieszczonej na okładce zbioru. „Proszę ją spalić całkowicie, a popiół rozsypać na cztery wiatry. To już nie transformacja, a zupełne zniszczenie materiału. Tak powinno było stać się z komunizmem. To lekcja na przyszłość”.
A z doświadczeń należy wyciągać wnioski.
– Nie było rozumu, wiedzy? Jakie były możliwe inne scenariusze? – pytał prowadzący spotkanie, bloger Tomasz „Rolex” Pernak. Wypadałoby dokonać korekty tego pytania: czy inne scenariusze w ogóle były możliwe? Z udzielonej odpowiedzi wynika, że nie.
– „Była Kołyma i Auschwitz. Karaganda i Dachau. Katyń i Palmiry. Elity działania zostały wymordowane, w PRL zostały elity trwania. Co można było zrobić w 1989 roku? Można było słuchać emigracyjnych dinozaurów. Wróciłem z wizyty w Polsce, byłem wtedy doktorantem, poszedłem do Berkeley (Uniwersytet Kalifornijski – red.), do profesora Jerzego Lenczowskiego, który przed wojną pracował w MSZ, potem był pod Tobrukiem, a potem był ostatnim konsulem Rzeczpospolitej w Teheranie. Spojrzał na kartkę z polsko-niemieckim traktatem granicznym i powiedział tak: ‚Marku, co to? Agentura? Tu nie jest wpisane, że rząd niemiecki jest odpowiedzialny za mienie, które obywatele niemieccy stracili na terenach dzisiejszej Polski’. I tacy byli profesjonaliści – zaznaczył Chodakiewicz.
– Dlaczego nie spytano np. profesora Wieńczysława Wagnera, specjalisty od międzynarodowego prawa? On żył, umarł na Florydzie dopiero w zeszłym roku. Przecież oni nie chcieli wrócić do Polski, żeby nią rządzić. Natomiast mogliby wiele pomóc, bo mieli wiedzę, ale peerelowiec to jest niewolnik, który ma kompleks niższości, maskujący się jako kompleks wyższości, a ponadto chodziło też o to, żeby nie przywrócić jakiejkolwiek ciągłości z II Rzeczpospolitą. Więc ich nie zapytano. Inny przykład. Przyjeżdża wtedy do Polski osoba, która założyła w Ameryce pierwszy polski bank, Zdzisław Zakrzewski pochodzący ze Lwowa. Polacy nie mieli gotówki, nie mieli kredytu, a ponieważ mieliśmy wtedy znajomości w rządzie amerykańskim, w administracji Busha pierwszego, więc amerykański rząd zgodził się gwarantować wkłady, żeby Polacy nie myśleli, że im ktoś ich pieniądze ukradnie. Ale Wałęsa klajstrował wtedy układ z Davidem Chase, który powiedział, że to zły pomysł. Ustanowił bank, dał pożyczki robotnikom, a robotnicy kupili sobie telewizory kolorowe, gdy tymczasem chodziło o to, by kredyty mieli przedsiębiorcy, rolnicy i rzemieślnicy. Moja ciotka w 1990 roku pogadała ze swoim przyjacielem, który był prezesem teksańskiej firmy Anan dalco, szukającej złóż energetycznych w najbardziej trudnych warunkach. Z ich oglądu wyszło, że Polska ma gaz łupkowy i ciocia wskoczyła do jego samolotu, z całą grupą inżynierów przyleciała do Polski, zabrała ich do Wałęsy, zabrała do profesora Geremka, a ci w ogóle nie zrozumieli, o czym Amerykanie mówili. Ja nie mówię, że w Polsce jest gaz łupkowy, ale mówię, że takich rzeczy się próbuje” – mówił prof. Chodakiewicz.
– Jakie są więc szanse dla Polski? – zapytał młody człowiek. – Co powinniśmy robić? Zapytało kilka osób. – Urządźmy rewolucję – ktoś rzucił. – Kontrrewolucję – poprawił historyk. A odpowiadając do rzeczy, poradził przecież co nam robić trzeba i co jest zarazem najtrudniejsze. Profesor powtórzył niby banał, czyli to, czego post-Polak unika i mu się nie chce: trzeba zmieniać kulturę, bo kultura jest najważniejsza. Trzeba zastopować, rozpoczęte już, destrukcyjne zmiany cywilizacyjne, które zadecydują o kształcie przyszłości, o tym, w jakim świecie będą żyły nasze dzieci. Uwagi najważniejsze, kołonotatnik spisał na marginesie: „Zwykle nie powinno się robić nic, jeśli nie dzieje się nic gdzie indziej. Czekając na swój czas, trzeba się samoorganizować. W zachodniej Europie idzie przesilenie, nie myślałem, że trup francuski potrafi się zmaterializować w Paryżu w milionie osób i zaprotestować przeciw wesołkowatym małżeństwom. Ostatni raz widziałem coś takiego w 1983 roku, kiedy zaprotestowali przeciw aborcji. Wtedy francuski rząd zmienił zdanie i się wycofał. Teraz się wyszydził. Z miliona osób”.
Jest przecież nadzieja, bo samoorganizacja w Polsce i wśród Polaków poza granicami kraju, już się rozpoczęła, mimo tego, że jak powiedział Chodakiewicz, jako społeczeństwo jesteśmy straszliwie zatomizowani. – „Niewolnicy, którzy przeżyli totalitaryzm, w systemie posttotalitarnym sobie nie ufają i wzajemnie się nienawidzą. Sondaż po sondażu pokazuje, że Polacy ufają tylko i wyłącznie rodzinie. I jak to jest, że w katolickim kraju rządzą lewacy?” – prowokacyjnie zapytał zebranych na sali wyborców.
– Mają propagandę, mają prasę, mają telewizję – brzmiała wybielająca od odpowiedzialności tłumna odpowiedź. – „Zamiast szukać wymówek, stań przed lustrem”.
– Czyli indywidualna praca? Ktoś zapytał, gwoli upewnienia się, a może z nadzieją na rozgrzeszenie, że on nie musi, musi kto inny.
Diagnozując teraźniejszą Europę, mówi się o jej wewnętrznym rozpadzie. O obłędzie utraty kierunku, czyli o „kołobłędzie”, jak pisał prof. Feliks Koneczny, w swoich rozważaniach o cywilizacjach. Przesilenie, którego doświadczamy obecnie, nie odbywa się mimo nas, nie jest pijawką eksperymentu, toczącego nasz grzbiet, lecz dokonuje się poprzez nasze przyzwolenie i obojętność, lub poprzez działanie. Jest ono w pełni świadome, lub co gorsza, mimowolne. Polska może pójść własną drogą, korzystając z bogactwa i dorobku pokoleń, archeologia pamięci już się dokonuje.
Elżbieta Sobolewska