Hanns Alexander, Niemiec żydowskiego pochodzenia, żołnierz armii brytyjskiej, a po wojnie bankier, mąż i ojciec dwóch córek. Bezwzględny myśliwy polujący na wojennych zbrodniarzy. Bohater. Na jego pogrzebie było ponad 300 osób. Rudolf Höss, idealista, niemiecki oficer, z trudnym dzieciństwem. Nieustępliwy, z zasadami, ale kochający ojciec pięknej Brigitte. Nazista. Komendant w Auschwitz, zdolny do przeprowadzenia potwornych, masowych mordów, za co sam został skazany na śmierć. Dwaj mężczyźni, tej samej narodowości, pochodzący z tego samego kręgu kulturowego, a o tak różnych historiach. Co ich łączy? O tym opowiada oparta na faktach książka Thomasa Hardinga, który ostatnio gościł w ambasadzie RP.
– Mogłoby się wydawać, że na temat Holokaustu zostało już powiedziane wszystko. Jednak w rzeczywistości są jeszcze historie, które jeszcze nie zostały odkryte. To jest właśnie jedna z nich – powiedział ambasador Witold Sobków, witając zgromadzonych na tym wieczorze literackim.„Hanns i Rudolf. Niemiecki Żyd poluje na komendanta Auschwitz” to historyczny thriller, opowieść o ofierze, która zamienia się w myśliwego, a także o dwóch mężczyznach, których drogi w przewrotny sposób splotła niełatwa historia XX wieku. Hanns Alexander, jak wielu Żydów w latach 30. wraz z rodziną wyjechał w obawie przed prześladowaniem faszystów, dzięki czemu udało mu się przeżyć II wojnę światowej. Później jako członek zespołu dochodzeniowego ds. zbrodni wojennych tropi, pojmuje i stawia przed sądem Rudolfa Hössa, komendanta niemieckiego obozu w Auschwitz. To opowieść o społecznych kontrastach dostatniego, sielankowego życia niemieckich SS-manów oraz tragicznego losu więźniów na tle apokaliptycznej wizji wojny. Ale przede wszystkim jest to świadectwo ponurej rzeczywistości obozowej i bolesnej historii ludzi, którzy z racji swojego pochodzenia zostali skazani na zagładę.
– Ta książka pokazuje, jak dwa równoległe światy istniały obok siebie podczas II wojny światowej. Prezentuje kompletnie różne punkty widzenia ludzi stojących po dwóch stronach obozowego muru. Ta pozycja wzbudza kontrowersje na temat totalnie różnego rozumienia takich pojęć jak wolność, godność i sprawiedliwość. Bez względu na to, jak trudne jest to zadanie, pisanie książek na temat Holokaustu jest potrzebne, ponieważ wypełnia nasz obowiązek do przekazywania i utrwalania pamięci na temat mrocznej historii XX w. przyszłym pokoleniom – skwitował ambasador.
Córka komendanta
– Cieszę się, że udało się państwu dzisiaj przybyć na to spotkanie, chociaż wiem, że to nie było łatwe ze względu na toczący się w Londynie Tour de France – powiedział na wstępie Thomas Harding, uznany brytyjski dziennikarz. Jego książka o Hannsie i Rudolfie stała się bestsellerem w Wielkiej Brytanii, Włoszech i Izraelu, zdobyła również uznanie wśród krytyków amerykańskich. Została także wybrana książką roku 2013 przez tytuły takie jak The Times, Sunday Times, The Guardian, The Observer, czy Daily Telegraph. W jaki sposób natrafił na tę oryginalną historię? Otóż, jego babcia była siostrą Hannsa. A dlaczego historia poszukiwania jednego z największych zbrodniarzy wojennych tak długo czekała na ujawnienie? Stryjeczny dziadek Thomasa nigdy nie lubił opowiadać o przeszłości. Dopiero w dniu pogrzebu ten jego przemilczany epizod z życia ujrzał światło dzienne.
Najbardziej palącym tematem debaty było spotkanie Hardinga z córką Rudolfa, Brigitte, która spędziła dzieciństwo w Oświęcimiu. W domu, gdzie z okien widać było obóz, którym kierował jej ojciec. Gdzie zginęło 1,1 mln Żydów, 20 tys. Romów i dziesiątki tysięcy polskich i rosyjskich więźniów. Tej tajemnicy, którą nosiła w sobie całe życie, nie zdradziła nawet wnukom.
– Udało mi się odnaleźć Brigitte po trzech latach poszukiwań. Przyszedłem z wielkim czekoladowym tortem, mając nadzieję, że ciasto pomoże przełamać lody. W końcu zgodziła się opowiedzieć swoją historię pod wieloma warunkami dotyczącymi ochrony jej tożsamości. Byłem pierwszą osobą, która opowiedziała swoją historię – tłumaczył Harding. To, co od niej usłyszał, przeszło jego najśmielsze wyobrażenia. Rodzina Hössów żyła w pięknym domu luksusowo urządzonym meblami i dziełami sztuki odebranymi ludziom wysłanym do komór gazowych. Mieli iście królewską służbę, wśród której zdarzali się również więźniowie obozu. Życie w Oświęcimiu tak się podobało żonie Rudolfa, że jak jej mąż wyjeżdżał służbowo do Berlina, wolała zostać na terenie okupowanej Polski.
– To było dla mnie tym bardziej wstrząsające, ponieważ sam odwiedziłem Auschwitz trzy razy i za każdym razem to była bardzo wzruszająca podróż – wspomina dziennikarz. Jak wyznał w trakcie rozmowy zdał sobie sprawę z tego, że ona też była ofiarą. Gdy mieszkała w tym strasznym miejscu miała zaledwie 11-14 lat.
Jednak Brigitte nie pamiętała zapachu ani popiołów z krematorium, które pojawiają się we wspomnieniach innych świadków tego ludobójstwa. Prof. Mary Fulbrook, historyczka z UCL specjalizująca się w tematyce niemieckiej, która moderowała dyskusję w ambasadzie, nie dawała temu wiary. Sugerowała raczej, że jest to psychologiczne wyparcie obrazów z dzieciństwa lub celowe uniknie wracania do tamtych wspomnień.
– Problem z zeznaniami świadków z tamtego okresu polega na tym, że ich detale zostały mocno nadszarpnięte zębem czasu, a poza tym pamięć tych wydarzeń była przez lata manipulowana przez media, historyków i polityków – dodał prof. Anthony Polonsky, znawca tematyki Holokaustu z Brandeis University.
Niech czytelnik sam osądzi
Dlaczego autor przedstawił oprawcę w stosunkowo pozytywnym świetle – to było kolejne pytanie, z którym, jak wyznał, zmaga się od momentu wydania książki.
– Prowadziłem długą dyskusję o tym z wydawcami. To było bardzo kuszące dodać własny komentarz do wspomnień cytowanych w powieści. Jednak powstrzymałem się od tego, aby pokazać przede wszystkim prawdę. Dzięki temu czytelnik może sam dokonać osądu. Starałem się też nie przeładowywać fabuły opisami faktów historycznych, aby nie zwalniać biegu akcji, nie zanudzić odbiorcy, którym będą mam nadzieję również ludzie młodzi – powiedział autor. Dodał także, że spotkał się opiniami, że powinien we wstępie książki podkreślić dobitnie, że jest dziennikarzem, a nie historykiem, gdyż zwłaszcza Niemcy, którzy będą mogli przeczytać te pozycję w ojczystym języku na przełomie sierpnia i września, podchodzą bardzo poważnie do spraw historycznych. – Mam nadzieje, że to będzie przyczynek do ciekawej dyskusji – skwitował.
Tymczasem książka „Hanns and Rudolf” właśnie ukazała się w polskim przekładzie.
– Jakiś czas temu w Izbie Lordów odbyła się prezentacja tej książki, na której była moja żona. Z tego co mi mówiła, był to pasjonujący wieczór. Jak się dowiedziałem, że książka ma być przetłumaczona na język polski, to skontaktowałem się z autorem i tak się umówiliśmy, że jak tylko się pojawi to wydanie to zorganizujemy spotkanie w ambasadzie. I tak się właśnie stało. Książka dotyczy obozu, który leżał na terenie Polski i w którym zginęło wielu Polaków, dlatego myślę, że Ambasada RP jest jak najbardziej właściwe miejsce – mówił ambasador.
– Ważne jest, aby pokazywać prawdę o II wojnie światowej ludziom, którzy albo jej nie znają, albo zapominają oraz aby nie dopuścić tego, aby w przyszłości takie okrucieństwa nie miały miejsca. Dlatego muzeum w Auschwitz jest tak istotnym obiektem, gdzie młodzi ludzie powinni zobaczyć, co się działo w przeszłości i co należy robić, aby tego uniknąć – sumował.
Tekst i fot. Magdalena Grzymkowska